czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 10

Z perspektywy Patrici
Przechodziłam właśnie obok gabinetu dyrektora kiedy nagle się otworzyły się drzwi. Czyjaś dłoń zasłoniła mi usta i wciągnęła do środku. Ciśnienie od razu mi podskoczyło. Miałam ochotę drzeć się, ale nie miałam jak. Po chwili zauważyłam Alfie i Fabiana siedzących przed komputerem Sweeta, a kiedy się odwróciłam także Eddiego. Strzepnęłam jego rękę z moich ust.  Pokazał mi, żebym była cicho i chwycił za rękę, prowadząc przed monitor. Były tam małe kwadraciki, czyli kamerki szkolne. Jedna pokazywała sale teatralną i właśnie na to miejsce wszyscy patrzyli w skupieniu. Przy oknie stała jakaś postać. Patrzyła za okno i wodziła wzrokiem co jakiś czas po sali. Było widać, że na kogoś czeka. Ciemność panująca wokół nie pozwalała nam dostrzec szczegółów postaci. Było widać jedynie jej kontury i ruch. Ciągle miałam dreszcze na skórze po nagłym pojawieniu się Eddiego. Ciekawe co by zrobił gdybym dostała przez niego zawału!
- Co tu robisz? - szepnął, patrząc na mnie podejrzanym wzrokiem.
- Ej, później o tym pogadamy. Teraz cicho - uciszył go Fabian i wrócił do gapienia się w ekran komputera.
Byłam pewna, że przez dudnienie deszczu nie dałoby się usłyszeć nawet biegnącego słonia. Pewnie Fabian chciał uniknąć kłótni, bez której raczej by się nie obyło. Dzięki temu miałam przynajmniej czas na wymyślenie jakieś dobrej wymówki. Niestety żadna nie przychodziła mi do głowy. Wylądowałam w sytuacji bez wyjścia, albo przynajmniej ja nie potrafiłam go znaleźć. Niby jak mu wytłumaczę co robię w środku nocy w szkole i to w tym samym czasie co ten koleś na kamerce. Poza tym wybitnie było widać, że on na kogoś czeka. Usiadłam zrezygnowana na kanapie. Eddie usiadł obok, ciągle mnie obserwując, a Fabian i Alfie siedzieli na krzesłach przed monitorem. Serce ciągle wariowało mi w piersi. Czułam jakąś złą energię, jakby to powiedziała Willow. Jak na złość Lavreia nigdzie nie było. Po kilku minutach, kiedy emocje już trochę opadły poczułam się senna. Przydałby się jakiś dzbanek kawy, albo ewentualnie wiadro. Głowa sama opadła mi na ramie Eddiego. Przez chwile myślałam, że wstanie, ale on objął mnie w pasie i przysunął do siebie. Czułam ciepło jego ciała i było to strasznie przyjemnie uczucie. Takie, które chciałoby się czuć zawsze. Uzależniało bardziej niż narkotyk, a najgorsze było to, że ja już się uzależniłam. Pozwoliłam mu na obrócenie mojej głowy za podbródek, a potem poczułam jego ciepłe usta na swoich. Nie protestowałam, chodź pewnie powinnam.
- Jest - oznajmił nagle Alfie, wiercąc się na krześle.
Nie chętnie razem z Eddiem podeszliśmy do monitora. Teraz na obrazie było widać dwie, rozmazane postacie.
- To nie ma sensu. Nie rozpoznamy ich, ani nie słyszymy - powiedział Fabian, marszcząc czoło.
- Chcesz tam iść? - spytał Alfie, spoglądając na niego jak na idiotę.
- Nie mamy innego wyboru - odpowiedział. - A co jeżeli planują porwanie KT?
- Dobra, idziemy - stwierdził po chwili Eddie i ruszył do wyjścia.
Otworzyliśmy cicho drzwi, pilnując się, żeby nie zaskrzypiały i wyszliśmy na korytarz. Poszliśmy do sali teatralnej, ale nie weszliśmy do środka. Zatrzymaliśmy się na progu i słuchaliśmy rozmowy.
- Zguba Anubisa jest ci potrzebna! Nic bez niej nie osiągniesz.
- Wiem, ale to nie jest takie łatwe. Sama musi oddać mi życie, a nakłonić ją do tego jest rzeczą na domiar trudną.
- Pomogę ci, żeby było szybciej.
- Jak chcesz, ale jeżeli to spaprasz, to po prostu cie zabije. Mamy tylko jedną szansę.
- Spokojnie. Z tego co powiedział mi chłopak, to jeszcze nie wiedzą kim ona jest.
- I chce żeby tak zostało, ale muszę mieć na uwadze....
Nagle mężczyzna przewał wypowiedź. Ciszę zagłuszało tylko bębnienie deszczu w okno. Po chwili dało się słyszeć ciężkie kroki. Spojrzeliśmy po sobie i powoli zaczęliśmy się cofać do wyjścia. W końcu odwróciliśmy się i biegiem ruszyliśmy do drzwi. Biegłam ostatnia i przed samym wyjściem odwróciłam się, ale zobaczyłam tylko białe włosy związane z tyłu w kucyk.

Wpadliśmy do domu plącząc się o własne nogi. Alfie od razu poszedł do kuchni, a my poszliśmy do pokoju Fabiana i Eddiego. Na łóżku siedziała KT, czekając na nas. Oparłam się o szybę, czując na karku jej przyjemny chłód.
- Tak myślałam, że poszłaś z nimi - odezwała się dziewczyna. - To ona mogła iść, a ja nie? - zwróciła się oskarżycielsko do chłopaków.
- Ty to nie ona - odpowiedział Eddie, siadając na swoim łóżku. - Mogłoby ci się coś stać, a jesteś zbyt ważna.
- Aha, czyli ja nie jestem? - spytałam, nieźle zdenerwowana. - Mi może się coś stać?
- Nie tak bardzo jak KT - powiedział blondyn. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę co powiedział, ale to już za późno. - Znaczy mam na myśli, że KT jest ważna i nie możemy pozwolić, żeby coś się jej stało i ....
- Eddie - uciszył go Fabian, patrząc wymownie. Nawet on wiedział, że przegiął.
Nagle zapanowała w pokoju cisza, a napięcie było bardzo wyczuwalne.  Deszcz trochę się uspokoił i można było usłyszeć zmęczone biegiem oddechy. Eddie wstał z łóżka i podszedł do mnie. Stanął na przeciwko mnie i patrzył w oczy.
- Powiesz nam co robiłaś w szkole w środku nocy? - spytał Eddie. Że on miał jeszcze czelność sie w ogóle odzywać!
- Poszłam na spacer - odpowiedziałam poważnie. - Taka piękna pogoda.
- Przestań żartować!  To poważna sprawa.
- Nie muszę się wam ze wszystkiego spowiadać!
- Jesteśmy razem, więc chyba powinienem wiedzieć?
- Czekaj, czyli jesteś ze mną tylko dlatego, żebym powiedziała ci co ja tam robiłam?! - Nie no, ja nie wieże w to! Ta cała akcja w gabinecie była tylko po to, żebym mu powiedziała prawdę.
- To nie tak... - bronił się, ale widziałam w jego oczach, że to właśnie tak. Zrobił to wszystko tylko po to...
- Nienawidzę cię - powiedziałam  i odepchnęłam od siebie. Reszta siedziała tylko w ciszy, zapatrzeni w podłogę.
- Daj spokój. To dla dobra KT. - Oczywiście, jak zwykle ona.
- Ej mnie w to nie mieszaj - protestowała, zmieszana.
Nie wiedziałam co mam zrobić. Stałam przez chwile i patrzyłam się na chłopaka. Chyba musiałam w końcu zrozumieć, że to spojrzenie tych oczy nie jest dla mnie, że ciepło jego ciała również nie jest przeznaczone dla mnie. On po prostu nie był dla mnie... Zazdrościłam dziewczynie, którą będzie kiedyś kochał. Która będzie mogła patrzeć na niego codziennie i być blisko niego. Mieć go tylko dla siebie.
- Ja już pójdę do siebie - powiedziałam.
- Patricio... - zaczął i złapał mnie za rękę kiedy chciałam go minąć.
Spojrzałam na drzwi. Lavrei stał tam i spoglądał na mnie zmartwionym wzrokiem. Zobaczyłam w jego oczach dużo współczucie i cierpienia. Dzieli ze mną nawet ból i w tej chwili cieszyłam się, że mam jego.
- Puść mnie - szepnęłam, ale on nadal mnie trzymał.
Odwróciłam się w jego stronę i uderzyłam go z otwartej dłoni. Poskutkowało. Od razu mnie puścił. Wszyscy oderwali wzrok od podłogi i spojrzeli na mnie.
- Odchodzę z Sibuny - powiedziałam i wyszłam z pokoju.
Na schodach omal nie wpadłam na Alfiego, Jeroma i ....dywan?  Tak, chłopacy nieśli na barkach ciemno czerwony dywan perski. Do złudzenia przypominał mi ten z gabinetu Victora. Zatrzymali się przede mną z wielkimi uśmiechami na pół gęby.
- Co wy wyprawiacie z tym dywanem? Ludzi chcecie pozabijać?
- Tak, bo my z Alfiem kochamy zabijać ludzi w środku nocy perskim dywanem - odpowiedział Jerome ciągle się szczerząc.
- No nie wiem, może i lubisz. Każdy ma jakieś hobby.
- Kradniemy dywan z gabinetu Victora - oznajmił Alfie, podskakując w miejscu.
- Kradniecie dywan z gabinetu Victora... - powtórzyłam bezmyślnie.  - Na jaką cholerę, ja się pytam?!
- Będzie nam do kafelek pasował w łazience- odpowiedział.
- Zresztą uważamy za niesprawiedliwe fakt, że Victor posiada miękki, włochaty dywan, a my szorstki i nie włochaty - dopowiedział Jerome. - Przecież to jasny policzek z jego strony w nasze osoby. Poza tym taki dywan świetnie wchłania krew.
- Zamierzasz prowadzić zadarte boje w swoim pokoju Clark?
- Nie, ale nigdy nie można wykluczyć takiej możliwości.
- A co powiecie Victorowi jak się was zapyta gdzie jest dywan? - spytałam.
- Za nim on wróci zdążymy go oddać.
- Jesteśmy pewni, że Victor nie miałby nic przeciwko zabraniu jego dywanu - dodał Alfie.
- Polemizowałabym. Zresztą....
- Pająk!!! - Wydarł się nagle Alfie i puścił dywan.
Jerome zachwiał się pod ciężarem dywanu i już po chwili leżał na podłodze, przygnieciony przez dywan, a Alfie skakał w miejscy. Wyglądało to trochę komicznie i nie mogłam powstrzyma uśmiechu.
- Lepiej mi pomóż Williamson,a  nie się śmiejesz z mojego nie szczęścia - zrzędził Clark, próbując zrzucić z siebie dywan.
- Po co? Świetnie się bawię. O masz pająka na czole.
 Alfie od razu zareagował. Podniósł dywan z Jeroma i zaczął walić nim w jego głowę, aby pozbyć się pająka. Wybuchnęłam nie pohamowanym śmiechem.
- Co się tam dzieje?! - krzyknęła Trudni z swojej sypialni na strychu.
Przestałam się śmiać i zabrałam Alfiemu dywan. Jerome wstał z podłogi, rozcierając sobie czerwone czoło. Słyszeliśmy jak Trudy biegnie do nas, więc szybko wnieśliśmy dywan do pokoju Lewisa i Clarka. Przywitała nas tam Joy, która siedziała na łóżku i czytała książkę.
- O Patrcia, część - przywitała się. - Co się stało w twoje czoło, Jerome - Odgarnęła włosy z czoła chłopaka, który usiadł obok niej.
- Alfie katował go dywanem na korytarzu - odpowiedziałam jej, siadając na łóżku Alfiego.
- Alfie! - Joy spojrzała na chłopaka oskarżycielsko.
- Miał pająka na czole! - bronił się i uniósł ręce w geście nie niewinności.
- To ci nie daje powodu do katowania kogoś dywanem!
- I to kradzionym z gabinetu Victora - dodałam z uśmiechem.
- Latacie po domu z kradzionym dywanem i katujecie się nim?! Mieliście iść tylko po picie - powiedziała Joy i westchnęła.
- I poszliśmy - oznajmił Alfie i wyciągnął z zrolowanego dywany picie i przekąski.
- Ja wracam do pokoju - oznajmiałam i chciałam wyjść, ale Alfie zagrodził mi drogę.
- Po pierwsze Trudy się tam kręci, a po drugie zostajesz z nami na pikniku.
- Świetnie, a jest trzeci powód?
- Nooo kosmicie cie porwą jak wyjdziesz.
- Tak, nie ma to jak dobry powód. - Joy spojrzała na mnie błagalnie. - Dobra, dobra.
Chłopcy rozłożyli na środku pokoju dywan, a na nim przekąski i picie. Usiadłam przy łóżku i oparłam się o nie. W powietrzu unosił się zapach jakiegoś kremu, a raczej ciasta Trudy z kremem i kawałkami czekolady. Jerome i Alfie wyjęli karty i grali wrzeszcząc na siebie samych i kiwając na wszystkie strony. Joy usiadła obok mnie i spoglądała na Jeroma.
- Dobrze,  że przyszłaś bo bym się zanudziła z nim.
- Czemu w ogóle tutaj jesteś? - spytałam.
- Wszyscy chcą wykorzystać ostatnią noc bez dozorcy i widzisz jakie są tego skutki. - Wskazała na perski dywan. - Myślałam, że poszłaś do Eddiego? KT tam chyba jest.
- A tak, byłam tam,  ale poszłam.
- Dlaczego?
- Zeszliśmy się i pokłóciliśmy jakąś nie całą godzinę później. - Joy spojrzała na mnie zdziwiona, marszcząc czoło. Mój związek z Eddiem wytrwał nie całą godzinę. Nie dziwie się, że jest zdziwiona.
- Coś ty sobie zrobiła? - spytała po chwili zauważając moją dłoń, którą rozmasowywałam. Chyba trochę przesadziłam z siłą uderzenia, bo rękę bolała mniej jak diabli.
- Zerwałam z nim i boli.
- Serce? - spytała ze współczuciem.
- No ręka! Bo jak uderzałam to wzięłam zły zapęd - odpowiedziałam wkurzona. Tyle razy waliłam, a  teraz mi nie wyszło. Co za pech.
Joy uśmiechnęła się, a ja odpowiedziałam tym samym. Chodziło o to, że Eddie nie był mi potrzebny. Miałam przyjaciół, w tym Joy. Nie miałam zamiaru się nim przejmować. Odeszłam z Sibuny i teraz nie musiałam się niczym martwić. Mogłam skupić się na swoich sprawach.
- Współczuję Eddiemu - powiedział Jerome ze śmiechem, nadal grając.
- Ty lepiej skupi się na grze - zbeształa go Joy.



Po ostatnim postem było, aż 6 komentarzy. Bardzo wam za to dziękuje, bo nic innego tak nie motywuje do pisania. Opowiadanie miałam dodać w sobotę, ale skoro już je napisałam to wstawiłam od razu. Mam nadzieje, że rozdział się podobał.

15 komentarzy:

  1. No pewnie, że się spodobał ! ! ! Fajnie, że dodałaś szybciej, bo uwielbiam twojego bloga : ). Świetnie piszesz, masz dobry...yyy... Styl pisania, genialną wyobraźnię, nie ma błędów... Po prostu cudo :D . Ta historia jest ciekawa, w niektórych momentach emocjonująca. Podoba mi się to, że główną bohaterką jest Patricia. I że nie ma tak za dużo miłości od razu, bo to sprawia że opowiadania są nierealne. No, ale u ciebie tak nie ma, co jest dużym plusem, przynajmniej dla mnie :) Nie wiem co jeszcze napisać... Po prostu brak słów. Oczywiście w pozytywnym sensie :* Także pisz dalej. Życzę ci dużo weny :) Mam nadzieję, że mój długaśny komentarz cię nie znudził i zmotywuje do szybszego napisania i dodania rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla takich komentarzy to ja mogę do końca życia siedzieć i pisać :). Przyznam, że zmotywowałaś mnie. Fajnie wiedzieć, że komuś podobają się te bazgroły i z chęcią je czyta. Jestem ci bardzo wdzięczna za ten komentarz. Żaden nie dał mi jeszcze takiej motywacji i raczej nic go już nie przebije. Naprawdę, bardzo dziękuje :*

      Usuń
  2. Super!Ale weź ich tak pogódź na dłużej!

    OdpowiedzUsuń
  3. kocham twoje opowiadania i muszę przyznać , że jesteś u mnie na pierwszym miejscu i ciężko będzie cię przebić :) kiedy next ??

    OdpowiedzUsuń
  4. Byli razem nie całą godzinę, to i tak dużo jak na nich :p. Tyna1203, cieszę się, że tak sądzisz. Mam nadzieję, że niczego nie spapram i nie zmienisz zdania ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu nie założysz własnego bloga?
      Piszesz za dobrze, żeby pisać z kimś innym!

      Pozdrawia trochę smutna fanka PEDDIE,
      XX

      Usuń
  5. Spodobał mi się jak Patricia walneła Eddie'go w twarz. Zaczepiste!!!! I ten pocałunek prędzej ^^ Me gusta <33
    Kocham <3333

    OdpowiedzUsuń
  6. Suuuper ;*

    Zapraszam na mojego bloga. Zaobserwujesz? Skomentujesz nowy post ?
    http://fabinastoriesby-patrycja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Awww :3 Kocham twoje opowiadanie :) Dzięki za miły komentarz, choć o tym stylu pisania to chyba o Tobie. Tak przyjemnie mi się to czytało, nawet nie zauważyłam, że notka się skończyła. Patricia buntowniczka z pierwszego seznu powróciła. Awww :3 Nie ma już tego przesłodzonego Peddie, które widzę w opowiadaniach innych. Nadałaś tej parze charakter, a Patricia ma pazur. Nie ma to jak zerwać z chłopakiem, dając mu po mordzie. Very nice :) Życzę weny i pisz tak dalej! Kurczę, już chce kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny blog ! Twoja historia jest bardzo ciekawa i odróżnia się od innych.
    Naprawdę masz talent do pisania. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział ; )

    OdpowiedzUsuń
  9. Super Blog :* Zapraszam do siebie : http://esprari-ambri.blogspot.com/

    P.S Kiedy następny ??

    OdpowiedzUsuń
  10. - Co wy wyprawiacie z tym dywanem? Ludzi chcecie pozabijać?
    - Tak, bo my z Alfiem kochamy zabijać ludzi w środku nocy perskim dywanem - odpowiedział Jerome ciągle się szczerząc.

    Zazazarąbisty !!

    OdpowiedzUsuń