wtorek, 21 maja 2013

Rozdział 7


Z perspektywy Patrici
Kiedy po raz setny Joy zaczęła do mnie wydzwaniać postanowiłam w końcu wrócić do domu. Było już dawno po kolacji, a my nadal siedzieliśmy w tym lesie. Matt był już całkowicie pijany i zaczął właśnie całować się z Nataszą. Kolejny, który jak widzi inną dziewczynę to zapomina o mnie. Po prostu mam pecha do chłopaków. Wstałam z ziemi, otrzepałam się i chwiejnym krokiem poszłam w kierunku Anubisa. Miałam dziwne wrażenie, że drzewa same się przesuwają, ale skoro inni mogą chodzić na spacery, to czemu nie drzewa? Może jakiś szedł na randkę albo na imprezę... albo po prostu za dużo wypiłam. Mniejsza o powód. Nie  miałabym nic przeciwko gdyby pokazały mi drogę, albo dały coś do jedzenia. Byłam strasznie głodna. Od rana nic nie jadłam. Wypiłam tylko trochę piwa, które miało dziwny smak, pewnie dlatego, że Matt dodał kilka swoich ulepszeń. Pewnie teraz za kare strasznie bolał mnie brzuch i ledwo szłam, a jeszcze coś kuło mnie w kolano przy każdym kroku. Drzewa się pewnie ze mnie śmiały, widząc jak idę. Boże, co ja mam z tymi drzewami?! Wyszarpałam z kieszeni to coś. Wyglądał jak busola. Chyba kiedyś to już widziałam. Szarpałam ją przez chwile próbując otworzyć, ale przywaliłam prosto w drzew.
- Na cholerę się przesunąłeś?! Nie widzisz, że ktoś idzie?! - wydarłam się wkurzona. - Jasne, jasne nawet mi nie odpowiesz. Nie łaska przeprosić?  Nie no, zero kultury! Co za drzewa tu rosną!
Podniosłam się z ziemi. Znowu byłam brudna i chodziła po mnie mrówka. Ciekawe jakby wyglądała ze świąteczną czapeczką mikołaja. W ogóle są takie małe czapeczki? Czekaj, czekaj o czym ja myślę! Muszę wrócić do domu, bo chyba wypiłam trochę więcej niż powinnam. Po za tym robiło się coraz zimniej. Czułam ciarki na skórze i jakieś nie miłe uczucie. Naprawdę chciałam znaleźć się już w domu. Bałam się, ale nie wiem czego. Wcale nie pomagała mi myśl, że jestem w lesie z chodzącymi drzewami. Poczułam paranoiczny strach i od razu wytrzeźwiałam. Za to brzuch zaczął mnie boleć jeszcze bardziej. Zadrapałam sobie dłonie, wywalając się, a widok krwi spotęgował tylko moją panikę. Zachciało mi się płakać i po chwili usłyszałam swój własny szloch.
- Uspokój się i idź do domu!
Obok mnie pojawił się mężczyzna. Ten sam co widziałam przy oknie. Wyglądał na spanikowanego i patrzył się na mnie z troską.
- Ale ja nie wiem jak wrócić - powiedziałam, próbując hamować szloch.
- Zaprowadzę cię, tylko chodź już. Musisz jak najszybciej wrócić do Anubisa. On jest blisko.
- Ale tu jest drzewo - wypaliłam nagle. - Przesuń je!
- Co? - Spojrzał na mnie dziwnie, a potem na drzewo. - Czy ja ci na drwala wyglądam! Jak mam przesunąć drzewo!
- No... popchnij.
- Posłuchaj mała, nie wiem co ci jest, ale nie czas teraz na jakieś bredzenie. Musimy się wynosić.
- Ale on poczuje się odrzucone jak go nie weźmiemy! - Było mi naprawdę szkoda tego drzewa. Pewnie czuło się porzucone tak jak ja. Nagle rozpłakałam się jeszcze bardziej. Czułam się samotna.
- Nie no, nie wierze - powiedział i westchnął. - On zaczął już działać. Myślałem, że z tobą nie uda mu się tak łatwo. - Spojrzał na mnie ze smutkiem. - Jesteś twarda jak ona, ale łatwo cie rozbić.
- Jaka ona? - spytałam cicho.
- Nie ważne. Rusz się mała.
Mężczyzna raptownie zniknął i po chwili pojawił się kawałek dalej. Ruszyłam biegiem za nim. Co chwile się potykałam, ale jakimś cudem ciągle biegłam. Ledwo za nim nadążałam. Po kilku minutach biegu znalazłam się przy Anubisie. Nie mogłam złapać powietrza. Byłam całkowicie wykończona. Ból brzucha był nie możliwy. Stałam przez chwile, zgięta w pół próbując złapać oddech. Poganiana przez towarzysza poszłam otworzyć drzwi. Bałam się, że natknę się na kogoś. W moim stanie  mogłoby się to naprawdę źle skończyć. Otworzyłam cicho drzwi i szybko pobiegłam na górę, wpadając do pokoju po ciuchy. Na szczęście nikogo tam było. Przeskoczyłam do łazienki i zamknęłam się. Usiadłam na ziemi, opierając się o drzwi. Musiałam chociaż chwile odpocząć. Serce tłukło mi się w klatce piersiowej jak by miało zaraz wyskoczyć. Uczucie przerażenia zmalało jak tylko przekroczyłam drzwi Anubisa, ale nadal czułam to coś, a mężczyzna zniknął. Chyba został w pokoju przy swoim ulubionym oknie. Dobrze, że chociaż szanuje moją prywatność i nie łaźni wszędzie za mną. Jedyny plus tej sytuacji był taki, iż wytrzeźwiałam trochę.
- Patti to ty?! - zawołała Willo, pukając do drzwi.
- Tak, tak - opowiedziałam.
- Urządzamy z dziewczynami babski wieczór w moim pokoju. Przyjdziesz?
- Wybacz Willo, ale źle się czuję. Może innym razem, dobrze?
- Oh no dobra. Przynieść ci tabletki przeciwbólowe? - spytała zatroskanym głosem. Cała Willo. Martwiła się o mnie chodź ja jestem często dla niej taka wredna.
- Dzięki, ale mam. Pogadamy jutro, dobra?
- Jasne, to pa!
Słyszałam jak odbiega w podskokach. Uśmiechnęłam się do siebie. Ona naprawdę potrafiła poprawić mi humor. Po długiej kąpieli udałam się do pokoju. Wzięłam od razu trzy tabletki i walnęłam się na łóżku, zginając w pół. Czułam jakby ból rozrywał mi cały brzuch.

Z perspektywy Eddiego
Nie widziałam Patrici cały ranek. Matta również nie było więc pewnie była z nim. Joy wyglądała jak kłębek nerwów. Wydzwaniała do kogoś na każdej przerwie. Zrobiła się taka od kiedy przyjechał ten chłopak. Była długa przerwa i chciałem z nią porozmawiać na jego temat i coś się o nim dowiedzieć, ale ciągle siedziała z telefonem i dzwoniła. Pozostało mi siedzenie na kanapie i czekanie, aż skończy.
- Eddie, Eddie, Eddie, Eddie - wrzeszczał Fabian podbiegając do mnie z KT i Alfiem.
- Wiem jak mam na imię, Fabian - powiedziałem.
- Eddie... Byłem w bibliotece i znalazłem genialną książkę - powiedział i walnął się zmęczony na kanapę. Podał mi książkę liczącą kilka tysięcy stron.
- To może tak streścisz? - spytałem, oddając mu książkę.
- Pisze tam o Zgubie Anubisa - zaczął. - Nie jest tego za wiele i nic dokładnego. Myślę, że ten kto to pisał sam nie wiedział za wiele. Ta osoba, w tym wypadku KT jest poszukiwana przez zjawę, którą bóg Anubis skazał na wieczną tułaczkę. Autor książki uważał, że jeżeli Zguba Anubisa dobrowolnie odda mu swoje życie będzie mógł je wziąć i wrócić do tego świata.
- Ale dlaczego akurat moje życie? - spytała KT.
- Nie wiem - odpowiedział jej Fabian. - Tylko tyle znalazłem na ten temat.
- Dobra, wiemy co ta zjawa chce od KT. Musimy po prostu cie pilnować - zwróciłem się do dziewczyny stojącej obok.
- Nie mam zamiaru oddawać mu swojego życia!
- Sara mówiła, że umie manipulować ludźmi. Myślę, że właśnie o to chodzi.
- Czekajcie, jest coś jeszcze. Zgubę Anubisa mają za zadanie pilnować potomkowie. Mają zapobiec zrobieniu jakieś głupoty. Nie wiem co oni mają wspólnego z tym, ale tak pisze. Zresztą wszyscy będziemy cie chronić.
- Czyli, że potomkowie też są zagrożeni. Przeraża mnie to - powiedziała. - To przynajmniej wyjaśnia moje dziwne sny o krypcie.
- Właśnie! Mieliśmy tam iść i dowiedzieć się o co chodziło Victorowi - odezwał się Alfie. - W sumie ja wcale nie chce wiedzieć kto tam jest, ale chyba musimy... A tak  w ogóle to gdzie Trixi?
- Sam chciałbym wiedzieć - odpowiedziałem mu i rozległ się dzwonek na lekcje.

Wszedłem do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Jerome całą kolacje posyłał znaczące spojrzenia na puste miejsce Patrici i Matta. Potem zaczął coś gadać o nowym związku w domu. Szlak mnie trafiał, ale nie dawałem tego po sobie poznać. Od rana jej nie widziałem i zaczynałem się martwić. W sumie nadal nic nie wiedziałem o tym nowym. Źle zrobiłem pozwalając jej rano z nim wyjść, ale przecież ona go znała. Zresztą co niby bym jej miał powiedzieć, żeby nie szła? Panika Joy zaczęła mi się udzielać powoli. Kopnąłem z całej siły torbę Matta, która leżała przy materacu. Trafiłem w ścianę i zepsułem zamek. Jego rzeczy wyleciały na podłogę, ale nie obchodziło mnie to. Przydałby się jednak to posprzątać, bo oberwie mi się od Trudy. Nawet nie zauważyła braku dwóch osób przy stole. Przejęła obowiązki dozorcy dopóki nie przyjedzie nowy i była bardzo zabiegana. Przypaliła nawet tosty co jeszcze nigdy jej się nie zdarzyło. Pakując rzeczy Matta z powrotem do torby zauważyłem jakiś woreczek z czymś białym. Nie żebym kiedyś brał, ale nie raz widziałem i od razu poznałem dopalacze. Chwile zajęło mi dojście do sedna. Zamartwianie się Joy i ten tekst, że w nic nie wciągnie jej przyjaciółeczki, a ja właśnie zostawiłem Patt samą z nim. Powrzucałem szybko rzeczy do tory i położyłem ją z powrotem na swoje miejsce. Do pokoju wszedł Fabian.
- Stary wiesz, że dziewczyny robią dzisiaj babski wieczór? Alfie ma plan żeby... - przerwał i spojrzał na mnie, marszcząc czoło. - Wszystko w porządku?
- Wiesz, że ten cały Matt ma dopalacze w torbie - spytałem chodź wcale nie oczekiwałem odpowiedzi. - A teraz jest gdzieś z Patricią i to od rana!
- Co się martwisz? Przecież nie jesteście już razem - powiedział ze złośliwym uśmiechem.
Tak, Fabian przez godzinę po oświadczeniu, że nie jestem z nią prawił mi morały. Był święcie przekonany, że coś do niej czuje, a ona do mnie. Po za tym była jego przyjaciółką i nie chciał żeby cierpiała, ale przecież to ona rzuciła mnie. Oczywiście, powtarzałem mu, że to związek bez przyszłości. Wieczne kłótnie były zbyt męczące, ale mu nie dało się nic wytłumaczyć.
- Nie ważne, wychodzę - oznajmiłem i wyszedłem z pokoju.
Za chwile Trudy zacznie ganiać nas do spania. Co prawda nie miała szpilki, ale za to miotłę, równie skuteczną. Na holu omal nie wpadłem na Willow, schodzącą w podskokach ze schodów. Ta dziewczyna była nie możliwa.
- Przepraszam Eddie. Właśnie idę po zapas picia na babski wieczór.
- Świetnie - powiedziałem z sarkazmem i ominąłem ją.
- Szkoda, że Patricia źle się czuje i nie może przyjść - powiedziała po chwili i westchnęła.
- Gdzie ona jest?!
- Chyba w pokoju.
Od razu pobiegłem na górę i skierowałem się do jej pokoju. Bez pukania wparowałem do środka. Patrcia leżała na łóżku, trzymając się za brzuch. Była strasznie blada, a oczy miała zamknięte.
- Patrcia? - Podszedłem do niej i usiadłem na łóżka, a on od razu otworzyła oczy.
- Co tu robisz? - spytała cicho.
- Patrze, czy nic ci nie jest - Serce mi się krajało jak tak na nią patrzyłem. Było widać, że bardzo ją boli. - Co jest?
- Wszystko w porządku - odpowiedziała i próbowała się uśmiechnąć. Kompletnie jej to nie wyszło.
- Daj spokój. Mnie nie oszukasz, przecież widzę, że cie boli.
- Tylko trochę brzuch.
- Dobrze,  w takim razie nie masz nic przeciwko spacerowi - spytałem, unosząc jedną brew.
- Eddie... Wyjdź - powiedziała i dała sobie spokój z próbami uśmiechu.
Byłem na nią zły, a raczej wściekły, ale widząc ją w takim stanie nie potrafiłem jej zostawić. Miałem ochotę zabić Matta za to, że tak cierpi. Zamiast posłuchać się jej i wyjść, położyłem się obok niej. Zabrałem jej rękę z brzucha i zacząłem go powoli masować. Nic nie powiedziała, bo wiedziała, że nie wygra ze mną. Spojrzała tylko na mnie i patrzała tak przez chwile.
- Kochasz Matta? - spytałem nagle. Nie powinienem ją męczyć, ale musiałem się spytać.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała od razu, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Więc po co z nim jesteś, skoro go nie kochasz?
- Eddie...
- Nie, chce wiedzieć. Ze mną też byłaś tylko od tak. Z nudów i nic do mnie nie czując? - Przez chwile nic nie mówiła. Chciałem wiedzieć, ale bałem się odpowiedzi twierdzącej.
- Z tobą byłam, bo cie kochałam - odpowiedziała w końcu. - I nadal kocham.
Przysunęła się do mnie i przytuliła. Położyła głowę pod moja szyję, chwytając lekko moją koszulę i ściskając delikatnie w dłoni. Jak by się bała, że zaraz wstanę i sobie pójdę. Chyba nie zdawała sobie sprawy, że nie zależnie co by teraz powiedziała i tak bym jej nie zostawił. Objąłem ją w pasie jedną ręką, a drugą dalej masowałem jej brzuch. Ciepło bijące od jej ciała powoli mnie usypiało. Czułem na szyi jej spokojny oddech. Chyba już spała, ale ciągle trzymała w dłoni moją koszulę. Oczy same mi się zamykały i powoli odpływałem.
- A on jak zwykle ją kocha - wyszeptał ktoś. - Robi się coraz ciekawiej Anubisie. Zaczyna się prawdziwa gra. Zobaczymy kto będzie pierwszy...

6 komentarzy:

  1. supcio!!!Bardzo słodkie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam dziwne wrażenie, że drzewa same się przesuwają, ale skoro inni mogą chodzić na spacery, to czemu nie drzewa? Może jakiś szedł na randkę albo na imprezę... albo po prostu za dużo wypiłam.

    - Ale tu jest drzewo - wypaliłam nagle. - Przesuń je!
    - Co? - Spojrzał na mnie dziwnie, a potem na drzewo. - Czy ja ci na drwala wyglądam! Jak mam przesunąć drzewo!
    - No... popchnij.

    Ale on poczuje się odrzucone jak go nie weźmiemy! - Było mi naprawdę szkoda tego drzewa. Pewnie czuło się porzucone tak jak ja.

    - Eddie... Byłem w bibliotece i znalazłem genialną książkę - powiedział i walnął się zmęczony na kanapę. Podał mi książkę liczącą kilka tysięcy stron.
    - To może tak streścisz? - spytałem, oddając mu książkę.

    - A on jak zwykle ją kocha - wyszeptał ktoś. - Robi się coraz ciekawiej Anubisie. Zaczyna się prawdziwa gra. Zobaczymy kto będzie pierwszy...

    NIE NO KURWA!!KOCHAM CIĘ!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez ten cały czas to wydarzenie jak Patti wraca do domu na chaju i o tym, że wpada ba drzewo i karze mu go przesunąć zapadło mi w pamięć.

    OdpowiedzUsuń