wtorek, 28 maja 2013

Rozdział 9

Z perspektywy Patrici
Wróciłam do domu akurat na obiad. W końcu miałam czas, żeby coś zjeść, ale jak już usiadłam przy stole, to najadłam się od samego patrzenia. Coś jednak trzeba było zjeść.
- A wiecie, że wracając z Alfiem z szkoły znaleźliśmy kopiec mrówek! - oznajmiała nam Willow, omal nie spadając z krzesła ze szczęścia.
- Jedna przypominała mi Victora - dodał Alfie z pełną buzią. - Mógłbym przysiąc, że miała szpilkę.
- Eh Alfie, mrówki nie mają szpilek - powiedział Jerome z politowaniem.
- A jak szyją sobie ubrania, co? - wtrącił szybko chłopak ze zwycięskim uśmiechem.
- Szyje się igłą, a nie szpilką - powiedziała mu Mara, popijając sok.
- Naprawdę?! To wyjaśnia dlaczego nie mogłem zaszyć dziury w szaliku.
- Ohh ja ci chętnie zeszyje - wtrąciła Willow i położyła mu rękę na ramieniu. - Mogę też wyszydełkować ci czapkę.
- A wiecie, że ostatnio pomyślałam jakby wyglądała mrówka w czapce świętego mikołaja - powiedziałam, przypominając sobie tamtą akcje z mrówką. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Jejku Patti, to genialny pomysł! Od razu po obiedzie pójdę szyć! - Willow cieszyła się jak małe dziecko. - Ciekawe jak mi wyjdzie.
- Ja się tam raczej zastanawiam, co brała Patti przed obiadem - oznajmił Jerome ze śmiechem. - Naprawdę, mogłabyś się podzielić ze mną. W końcu jesteśmy przyjaciółmi. Zawsze raźniej we dwoje rozmyślać o mrówkach w czapce.
- W taki razie ja też chce! - zgłosiła się Joy.
- Oooo we trójkę jeszcze lepiej! Ktoś jeszcze się zgłasza? - zawołał Jerome i z wielkim uśmiechem na całą twarz, rozejrzał się po wszystkich zebranych. Ręka Alfiego od razu wystrzeliła w górę jak proca. - Świetnie, jest już czterech chętnych na prochy Trixi!
- Nie no, nie wierze w was - odezwał się Fabian i teatralnie walną głową w stół.
- Oj nie martw się Fabs dla ciebie także wystarczy - pocieszała go Joy.
- Skąd pomysł, że chce prochy, po których będę gadał o mrówkach w czapce mikołaja?
- Nie musisz się wstydzić, że chcesz, naprawdę - mówiła dalej dziewczyna. - To całkowicie normalne.
- Normalność w tym domu mnie przeraża - wtrącił Eddie. - Ja popieram Fabiana i żadnych prochów nie chce.
- Ci prochy nie potrzebne, żebyś był nie normalny - powiedział Jerome, odchylając się na krześle.
- Odezwał się normalny.
- Ja przynajmniej nie jestem w gangu.
- No proszę, do czego prowadzi rozmowa o mrówce - powiedziałam, świetnie się bawiąc oglądając tą komedie.
- Ty, a może zaczniemy hodować nie legalnie mrówki i sprzedawać szamaną na pustyni?! - zarzucił pomysł Alfie, wywijając w powietrzy widelcem, na którym wciąż był kawałek placka.
- Po co szamaną mrówki? - spytałam rozbawiona pomysłem.
- No wiesz do mikstur i jedzenia - odpowiedział mi dumny, że ktoś docenił jego pomysł.
- To wiele wyjaśnia - zaśmiał się Jerome. - Mrówka idealnie się nadaje na dietę. A jak masz zamiar prowadzić transakcje skoro pustynia jest daleko?
- Oni przyślą wielobłonda z kasą, a ja wielobłonda z mrówką.
- Alfie, wielbłąda, a nie wielobłonda - poprawiła go Mara, próbując udawać poważną. - A skąd ty go weźmiesz?
- Nooo nie pomyślałem... - powiedział smutny.
- Może Victor ma jakiegoś na składnie - pocieszała go Willow.
- Nawet jakby miał, to już dawno by wypchał - stwierdził Jerome. - Zresztą nie nakręcaj go.
Było już za późno. Alfie uśmiechnął się i rozejrzał dookoła. Nagle do domu wparował dyrektor Sweet. Wskazał palcem na Matta. Ten omal nie wywalił się z krzesła kiedy to zauważył. Im bliżej podchodził Sweet, tym dalej, razem z krzesłem odsuwał się od stołu chłopak. Wszyscy razem ze mną wybuchnęliśmy śmiechem. Takich atrakcji nie przewidziałam na dzisiejszy obiad.
- Nie ma tu nic do śmiechu! - odezwał się dyrektor.
- Oj jest, jest - powiedział pod nosem Alfie, jedząc dalej placki i polewając je obficie sosem czekoladowym.
- Co ty robisz?! - wydarł się Sweet z przerażeniem wskazując na placka.
- Eee... polewam sosem czekoladowym?
- Toż to samo zło! Cukrzycy się nabawisz! Marsz mi do pielęgniarki!
- Ale... - Alfie próbował protestować, ale nadal nie rezygnował z polewania placka.
- Już do pielęgniarki!
Alfie wstał od stołu i odszedł kilka kroków po chwili jednak wrócił i chwycił w rękę wszystkie placki, a w drugą sos czekoladowy. Wyszedł z domu rzucając na odchodnym oskarżycielskie spojrzenie dyrektorowi.
- Były placki i się zmyły placki - skwitowałam tylko.
- Od dziś placki z sosem czekoladowym są zakazane! - wygłosił.
- Że co? - zapytał Jerome. Widziałam po jego twarzy, że ledwo się powstrzymuje, żeby nie parsknąć śmiechem. Sweet obdarzył go morderczym spojrzeniem i ruszył w jego kierunku. - Matt ucieka z krzesłem po schodach! - Krzyknął, wskazując schody.
Nie mam pojęcia jak on się tam nie zauważenie dostał z tym krzesłem, ale nieźle mu to szło. Był już w połowie drogi kiedy zauważył, że wszyscy go obserwujemy. Ciekawa tylko jestem dlaczego nie zostawił krzesła i nie pobiegł na nogach.
- Dzięki za solidarność - powiedział, marszcząc brwi.
- Wiesz, trudno cie nie zauważyć - oznajmił mu Jerome. - To krzesło jest dojść duże.
- Nie ważne! - odezwał się dyrektor szkoły. - Doszły mnie słuchy, że posiadasz rzeczy, które są nie legalne w tej szkole.
- Ja!? Nie no, skąd - bronił się i skakał na krześle coraz to wyżej.
- Złaź mi chłopcze z tego krzesła i marsz do pokoju. Przeszukamy twoje rzeczy.
- Nie! To naruszenie prywatności!
- Jak ja ci zaraz naruszę twoją prywatność...
Sweet zniknął w pokoju Fabian i Eddiego gdzie stał materac Matta i jego rzeczy. Chłopak szybko zeskoczył ze schodów i udał się do pokoju razem z krzesłem. Wszyscy siedzieli w ciszy i nasłuchiwali reprymendy dyrektora. Zastanawiałam się skąd o tym wiedział. Bawiłam się płatkami w misce, kiedy nagle pomyślałam o pewniej osobie. Eddie! Spojrzałam na niego i odłożyłam łyżkę. Czując na sobie mój wzrok, spojrzał na mnie i uśmiechnął się twierdząco. Nie no, ja go zabije! Chodź w sumie nie obchodziło mnie, czy go wywalą, czy nie. Może i to lepiej nawet dla mnie gdyby go nie było. Luknęłam na Joy. Ta siedziała wpatrzona w herbatę z uśmiechem na twarzy. No i wszystko jasne. Same konspiracje w tym domu!
- Eddie jeszcze nawet nie zdążył się odezwać, a już nagrabił sobie u Patrici - powiedział Alfie, wkraczając do domu i widząc moje spojrzenie. - Współczuje stary.
- A ty nie powinieneś być u pielęgniarki? - spytałam, wracając do zabawy płatkami w misce.
- Nie poszedłem! Jeszcze czego - odpowiedział mi i usiadł na swoim miejscu, całując w policzek szczęśliwą Willow. Niby taki zwykły gest, a coś mnie ukuło w sercu. - Poszedłem na ławkę przed domem skończyć jeść naleśniki. Coś  mnie ominęło?
Z pokoju wybiegł Matt ciągle obejmując krzesło. Za nim wypadł dyrektor i wrzeszczał coś o tym, że nie chce go nigdy widzieć w tej szkole i ma zaraz zniknąć z tej poważnej instytucji. Przyznam, że nie miałam nic przeciwko temu. Nadal jednak nie pochwalałam decyzji Eddiego o powiedzeniu ojcu wszystkiego. Matt wybiegł z domu, a za nim Sweet, który po chwili jednak wrócił i wskazał na Alfiego.
- Już mi do pielęgniarki, bo się cukrzycy nabawisz! - I wyszedł.
- Dobra -  odezwał się Jerome. - Idę do pokoju. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
- Przynajmniej znowu będziemy mieć pokój tylko we dwójkę. Będzie więcej miejsca - stwierdził Fabian do Eddiego.
- Ciekawe, czy wyrzucą go ze szkoły, czy tylko z naszego domu? - zastanawiał się Eddie.
- W sumie mnie to wcale nie obchodzi - powiedział Jerome. - Bardziej interesuje mnie kiedy odda nasze krzesło.
Wszyscy wstali od stołu i rozeszli się. Postanowiłam iść do swojego pokoju i pomyśleć co zrobić w sprawie tej kartki, którą dostałam na lekcji. Pozostawała też sprawa zdjęcia, które znalazła w drzewie. Byłam na schodach kiedy nagle przede mną pojawił się Eddie. Spoglądał na mnie przez chwile.
- Czego chcesz? - spytałam w końcu. - Co ja obrazek do patrzenia?
- Jesteś bardzo zła? - Oczywiście miał na myśli tą całą akcje z Mattem. Zwlekałam przez chwile z odpowiedzią.
- Sama nie wiem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Chciałem dla ciebie dobrze - zaczął się usprawiedliwiać. - Nie mogłem patrzeć na to co robisz... przez tego idiotę. Jesteś dla mnie za ważna, żeby od tak patrzeć jak cierpisz.
- Powinieneś skupić się na ochronie KT. Ja dam sobie radę sama.
- Wiem, ale chce być przy tobie. To takie trudne do zrozumienia? Nie chce cię zostawić.
- Jakbyś nie zauważył my już nie jesteśmy razem. Już mnie zostawiłeś - powiedziałam akcentując ostatnie zdanie.
- A co ty byś zrobiła na moim miejscu gdybyś zobaczyła jak obejmuję jakąś dziewczynę? - spytał zdenerwowany. Nie rozumiałam go. Ja tylko siedziałam z Mattem na kanapie... blisko.
- Zerwałabym z tobą, bo za bardzo cie kocham żeby móc patrzeć jak obejmujesz inną dziewczynę - odpowiedziałam mu i ominęłam go.
Stanęłam koło drzwi i mimo, że nie chciałam odwróciłam się i spojrzałam na niego. Nadal tak stał ze spuszczoną głową, a serce mi się krajało. Jednak tak było lepiej i dla mnie.... i dla niego.
- Co tu robi moje krzesło! - wrzasnęła Trudy z podwórka, a ja poszłam do swojego pokoju.

Siedziałam na łóżku i miętoliłam w dłoni kartkę, którą dostałam na lekcji. Byłam tak zdenerwowana, że nawet nie zeszłam na kolacje. Nie dałabym rady nic przełknąć. Chodź myślałam o tym cały dzień, to i tak miałam wątpliwości. Może gdyby nie fakt, że znalazłam tą samą kartkę u mnie pod poduszką, to olałabym sprawę, ale przez Sibune zrobiłam się bardzo czujna. Zresztą liczyłam też po cichu, że ta osoba może coś wiedzieć o zdjęciu i o mnie. Przez chwilę zastanawiałam się także nad powiedzeniem Sibunie wszystkiego, ale w sekundę odrzuciłam pomysł. To była moja sprawa, z którą sama musiałam sobie poradzić. Oczywiście miałam jeszcze Lavreia, który co jakiś czas szwendał mi się pod nogami. Byłam ciekawa co on robi, kiedy nie jest ze mną.
- Przyniosłam ci kanapkę Patt - powiedziała Joy, wchodząc do pokoju z talerzem. - Naprawdę zaczynam się o ciebie martwić.
- Dzięki Joy. - Wzięłam od niej talerz i spojrzałam na nią. Przez chwile zastanawiałam się, czy jej nie powiedzieć. - Joy... A jak tam z Jeromem?
Dziewczyna usiadła na łóżku i zaczęła mi opowiadać. Potem dołączyła do nas KT. Po dwóch godzinach dziewczyny już spały, a ja cicho wyszłam z pokoju. Miałam jeszcze pół godziny do północy, ale postanowiłam się zbierać, żeby się nie spóźnić. Na moje nieszczęście rozpadało się i zaczęło grzmieć. Wzięłam szybko kurtkę i wyszłam z domu. Do szkoły pobiegłam, żeby nie zmoknąć za bardzo. Ta ciemność i cisza na dworze była przerażająca. W szkole wcale nie było lepiej. Na korytarzach oraz gabinetach nie paliło się żadne światło. Deszcz dudnił o parapety i szyby, zagłuszają moje kroki na wypolerowanej podłodze. Z niektórych gabinetów dobiegało skrzypienie starych okien. Pogoda naprawdę, robiła mi na złość. Wiatr świstał spod szpar drzwi, szczególnie pracowni chemicznej. Potłukło się tam kilka rzeczy, bo słyszałam jak coś toczy się po klasie. Stałam przez chwile w miejscu nasłuchując, aż w końcu ruszyłam wzdłuż korytarza.

7 komentarzy:

  1. MIAZGA !!! to jest superrrr !! <33333 kiedy next ? nie mogę się już doczekać <333

    OdpowiedzUsuń
  2. - Co ty robisz?! - wydarł się Sweet z przerażeniem wskazując na placka.
    - Eee... polewam sosem czekoladowym?
    - Toż to samo zło! Cukrzycy się nabawisz! Marsz mi do pielęgniarki!

    - Eddie jeszcze nawet nie zdążył się odezwać, a już nagrabił sobie u Patrici - powiedział Alfie, wkraczając do domu i widząc moje spojrzenie. - Współczuje stary


    - Matt ucieka z krzesłem po schodach! - Krzyknął, wskazując schody.

    Fajny.

    OdpowiedzUsuń