środa, 1 stycznia 2014

Rozdział 39

Zgniotłam w palcach miękki materiał czarnej sukienki. Opuszkami palców pogładziłam delikatnie koronki przy dekolcie. Miałam wrażenie, jakby miała się zaraz rozpaść i zamienić w pył. Zimne palce musnęły mój policzek, aż się wzdrygnęłam, ale nie dałam tego po sobie poznać. Kobieta stojąca za mną i czesząca moje włosy wydawała się tego nie zauważyć. Tyle, że nie byłam tego pewna, bo odkąd ją zobaczyłam nawet nie mrugnęła, jakby miała na twarzy porcelanową maskę. Nie widziałam także, żeby jej klatka piersiowa się unosiła, co przyprawiało mnie odrobinę o mdłości. Skoro jej serce nie pompuje krwi to znaczy, że gnije od środka?
- O czym ja myślę, do cholery - zbeształam się w myślach, próbując nie zwracać uwagi, że trup czesze moje włosy i przygotowuje mnie do zgromadzenie Rady.
Tak, to w końcu dzisiaj. Spędziłam tu już miesiąc po mojemu przebudzeniu i zdążyłam zaaklimatyzować. Właśnie, zaaklimatyzować w takim miejscy, gdzie za oknem chodzą trupy, a ja sama siedzę zamknięta w zamku? Tak, można. Chodź pewnie gdyby nie Luck, Neit i Keith mogłabym zwariować. Hirokiego nie dane mi było jeszcze poznać, ale widziałam go z okna jak wracał do zamku wieczorem. Jakby to powiedziała Willow, odstraszał swoją aurą na ponad kilometr. Za to dane mi było zobaczyć się w końcu z Henotem i o ile spodziewałam się zobaczyć tyrana wręcz potwora, facet okazał się całkiem spoko. Nie bawił się w królewskie ceregiele tylko oprowadził po zamku, bo reszcie nie chciało się tego wcześniej zrobić, i opowiedział wiele o swoim królestwie. Myślę, że odpowiednio będzie uznać, iż zachowywał się jak stary przyjaciel. Jego śmich był zaraźliwy, szczególnie, kiedy zabrał mnie na golfa, a ja nie umiałam wcelować w piłeczkę. Wiem, że to idiotyczne i nigdy nie powinno się stać, ale szczerze polubiłam człowieka, który chciał zabrać serce mojej przyjaciółce, groził mi śmiercią choć później mnie od niej uratował i w sumie zmienił całe moje życie włącznie ze mną.
- Skończyłam - odezwał się ostry głos za moich pleców. Drobna, owleczona białą skórą dłoń odłożyłam grzebień i skierowała się do wyjścia dodając: - Może już iść.
Dopiero teraz mogłam iść. Henot kazał mi przyjść w połowie spotkania, więc pewnie ta kobiet czesała moje włosy z dobrą godzinę, żeby upewnić się, że nie przybędę wcześniej. Westchnęłam głośno, kiedy drzwi zamknęły się cicho. Jej obecność wzbudzała we mnie niesłychane napięcie każdego mięśnia ciała. Złożyłam sukienkę w kostkę, aby się nie pogniotła i wstałam z krzesła. Nie było szans, żebym dostała się do centrum miasta w takiej sukience i szpilkach. Zabiłabym się po drodze. Zamierzałam skorzystać z rady Keitha i przebrać się w pobliskim barze w łazience. Na czarną koszulkę z ramiączkami narzuciłam kurtkę z jakiegoś dziwnego materiału, ale ważne, że ciepłą. Tutaj kobiety nosiły zazwyczaj sukienki, ale udało mi się znaleźć zwykłe jeansy. Ludzie, to istne średniowiecze!
Jak tylko wyszłam z zamku przywitały mnie ciepłe promienie popołudniowego słońca. Okolica otaczająca zamek była jak wzięta z Raju. Soczysta zieleń kusiła, żeby położyć się i wypocząć na trawie. Ten widok uzależniał. Ale nie tylko to postanowiła mnie powitać.
- Patt! Patt! - W moją stronę biegł Luck z niekrytą rozpaczą na twarzy. - Ten ślimak chce mnie pożreć, a Keith nie chce go zdjąć mówiąc, że chce żeby mnie pożarł i używa przy tym brzydkich słów!
- Dobra - powiedziałam powoli próbując ogarnąć sytuacje.
W końcu wypatrzyłam siedzącego na trawie Keitha, który rzucał ślimakami w Neita. Chłopak próbował je łapać jak cukierki, czyli prosto do budzi. Ja rozumiem, że w nie których krajach je się ślimaki, ale no bez przesady.
- Chodź - zwróciłam się do Lucka, strzepując z rękawa małego ślimaczka.
- Za co?! - Wrzasnął Keith, gdy walnęłam go w ten pusty łeb.
- Za rzucanie w ludzi ślimakami - odpowiedziałam.
- Tak! Renifer jedzący flaki przybył nas uratować - wrzasnął Neit chowając się za moim plecami i wystawiając język do Keitha. Tak, renifer nadal im się nie znudził. Ciekawe, czy oni zdają sobie sprawę, że nie jestem prawdziwym reniferem? - Czekaliśmy na ciebie, żeby cie odprowadzić.
- Świetnie, zawsze raźniej - Uśmiechnęłam się, bo naprawdę nie chciało mi się iść samej. - Ruszcie leniwe dupy, idziemy!
Byłam już kilka razy w mieście, ale to tylko z Henotem, a przy naszych rozmowach czas podróży mijał w mgnieniu oka. Oczywiście były konie. Nie byłam pewna, czy ci ludzie wiedzieli w ogóle, co to jest samochód. Kiedy zapytałam się o te sprawy króla, odpowiedział, że od kilkuset lat nikt nowy nie przybył do świata błąkających się. Anubis przestał wysyłać tu ludzi po tym jak powstała Rada i nie miał już tutaj władzy. Mieszkańcy tego świata utknęli w wieku średniowiecza. Ale były trzy wyjątki, a wliczając teraz mnie, to cztery. Luck, Neit i Keith oni są już bardziej... ucywilizowani? Cóż, przynajmniej jako jedyni wiedzą, co to mikrofalówka. Może też właśnie dlatego zostali zamknięci w zamku? Nie można im przebywać bez zgody króla w mieści.
- Patricia, jak wrócisz to zrobisz nam budyń? - spytał Luck robiąc maślane oczyska, kiedy doszliśmy do granic miasta.
- Przypominasz mi teraz szczeniaczka - powiedziałam bez zastanowienia.
- To źle?
- Nie, ktoś mi kiedyś powiedział, że też jestem przemokniętym szczeniaczkiem.
- To komplement - wtrącił Keith. - Wszyscy kochają szczeniaczki. Są słodkie i urocze.
- Jestem szczeniaczkiem! - wrzasnął Luck. - Ah opływam w seksapilu! Jaki ze mnie sexy szczeniaczek! Hau Hau jestem sexy szczeniaczek!
- Nie wierze - jęknęłam. - Jakby widziała Alfiego, a nawet gorzej. Jak ty z nimi wytrzymujesz, Keith?
- Kwestia przyzwyczajenia. Tutaj cie pozostawiamy.

Weszłam miedzy ciasne, zatłoczone uliczki, na które wychodziły okna i małe balkoniki mieszkań i sklepów. Nie było czegoś takiego jak osiedla, czy wielkie sklepy. W powietrzu unosił się zapach jedzenia ze straganów i barów. Słońce zdawało się tu nie docierać odstraszane od wysokich, ponurych budynków. Chodzenie po tych uliczkach i obserwowanie ludzi było uspokajające. Szłam z dobrą godzinę zanim doszłam do centrum, gdzie mieściła się mała wersja zamku, a może bardziej lochów? Budynek wyglądał jak starodawny kościół, który w każdym momencie może się zawalić. Brakowało tylko krzyża, ale to już by była ironia w takim miejscu. Rozejrzałam się dookoła szukając jakiegoś baru, o którym mówił Keith. Po chwili zauważyłam tylko jakąś ledwo trzymającą się knajpę z niskim sufitem. Na drzwiach była przybita belka z napisem ,,otwarte". Nie wyglądało to zachęcająco, ale musiałam się przebrać. Z niechęcią ruszyłam w jej kierunku. Kiedy tylko otworzyłam drzwi uderzył we mnie zapach alkoholu i ciepło kominka. Na prawo, na przeciwko mnie stały duże stoły i niskie, okrągłe krzesła, a po mojej lewej długi bar z szamotającym się za nim barmanem, albo kucharzem. Wypuściłam nosem wstrzymywane powietrze i przeszłam środkiem sali, aby dostać się do dalszego korytarza. Goście nie zwracali na mnie uwagi zajęci swoimi rozmowami. W wąskim korytarzu minęłam kilka drzwi kierując się do ostatnich ze znaczkiem oznaczającym chyba łazienkę. Nagle czyjaś dłoń szarpnęła mnie za ramie do tyłu przyciskając do ściany. Sukienka i szpilki, które przyciskałam do siebie upadły na ziemie. Mężczyzna przesunął je nogą w kąt i stanął na przeciwko mnie. Jego twarz znajdowała się tylko kilka centymetrów od mojej. Czułam na swoich ustach jego śmierdzący alkoholem oddech. Przyłożyłam do jego torsu dłonie chcąc go odepchnąć, ale to tak jakby motyl chciał przesunąć głaz. Spojrzałam na jego twarz, ale nie zobaczyłam starego, zarośniętego oblicza, tylko przystojnego może nawet w moim wieku chłopaka o ciemnych oczach.
- Dobra, najpierw wytrzeźwiej - powiedziałam spokojnie, choć jego twarz ciągle się przybliżała. Chłopak był naprawdę przystojny.
- Jestem trzeźwy - odezwał się powoli i zmarszczył brwi. Jego druga dłoń zjechała na moje biodro, kiedy jedna ciągle przyciskał mnie do ściany.
- Zmiażdżysz mi bark.
Rozejrzałam się, ale nikt nas nie widział, ani nie słyszał. Chłopak chwycił moją twarz delikatnymi palcami i skierował w swoją stronę. Przyłożył swoje miękkie usta do moich. Nie był natarczywy, czym jeszcze bardziej zbił mnie z tropu. Stałam tylko nie wiedząc, co zrobić i nie mogąc się odsunąć. Raczej wątpiłam, żeby posunął się dalej niż całowanie.
- Kretynie, nie całuj wszystkich napotkanych dziewuch - odezwał się kolejny męski głos i raczej lekko podpity. Jedną ręką, bez większego wysiłku. odsunął swojego kolegę ode mnie.
- A ty co ostatnio robiłeś, Hiroki? - zagadnął tamten, a po chwili uśmiechnął się usatysfakcjonowany.
- Tyle, że tamta nie miała nic przeciwko. - Hiroki podniósł moją sukienkę i spoglądał na nią w skupieniu. Pogładził materiał i obrócił kilka razy, a potem spojrzał na mnie, ale jakoś tak inaczej. Momentalnie wytrzeźwiał. - Do kont idziesz?
- Na zebranie Rady - odpowiedziałam prawie szeptem.
Chłopak raptownie złapał mnie za nadgarstek omal go nie łamiąc i zaciągnął do pierwszych drzwi. Była to mała sypialnia z łóżkiem, stołem i komodą. Hiroki zamknął drzwi na zauwkę i zatopił palce w swoich czarnych włosach.
- Źle się czuje, że musisz mnie oglądać w takim miejscy - odezwał się poważnie.
- Nie przejmuj się. Też zdarzało mi się chodzić po takich miejscach, ale nie w tym świecie, oczywiście. - Sama nie wiem, dlaczego go usprawiedliwiałam. Przyjrzałam się mu dokładnie i coś mnie tchnęło. - Mieszkasz na zamku!
- Tak, choć nie mieliśmy się jeszcze okazji poznać. Jestem Hiroki. - powiedział i dodał po chwili:  - Zresztą, to nie potrzebne, bo i tak nie długo z tond znikniesz.
- Dlaczego?
- Może popełnisz samobójstwo? Wiesz, my nie możemy, bo nie żyjemy. Pewnie chcesz wrócić do swojego świata?
- Ja... - Chłopak uniósł brew czekając, aż dokończę. Ale sama nie wiedziałam jak mam to zrobić. - Wiesz, tu jest inaczej. Nie ma problemów i zamartwiania się o swoją przyszłość. Nie chciałam tego, ale podoba mi się życie tutaj.
- Głupia jesteś - skwitował. - Nie poznałaś prawdziwego życia tutaj. Król zamknął cie w złotek klatce, gdzie pozornie masz wszystko czego ci trzeba. Ale tylko pozornie. Mnie też na początku zamknął jak zwierzątko w klatce i na początku było dobrze, ale im więcej wiedziałam tym bardziej chciałem stamtąd uciec. Jeżeli chcesz żyć jak teraz, to musisz wyłączyć myślenie i po prostu pozostać kukiełką króla. Ja to trochę inna kwestia - dodał po krótkiej przerwie.
- Inna?
- Jestem następcą tronu - powiedział i uśmiechnął się, ale był to uśmiech bardzo nieszczęśliwy. - Przebierz się tutaj, ja poczekam za drzwiami. Odprowadzę cie.

Stanęliśmy przed ogromnymi drzwiami czegoś na kształt kościoła. Moje nogi nie za bardzo chciały się  ruszyć i nie było to spowodowane wysokimi butami na szpilkach. I choć materiał sukni był miły w dotyku, to ciepły niestety w ogóle. Ludzie z daleka patrzyli na mnie, a kilka dziewczyn wskazywało palcami stojącego obok mnie Hirokiego. Ich uśmiechy mówiły same za siebie.
- Masz dużo fanek - odezwałam się, a on spojrzał na mnie z ukosa.
- To raczej ty. Twoja sukienka zwraca uwagę poza tym stoimy w miejscy, gdzie żaden mieszkaniec nie może wejść. Zwracamy trochę uwagę.
- Dlaczego nie ma cie na Radzie skoro jesteś następną tronu?
- Nie lubię tam być, ale faktycznie należę do Rady. - Zrobił pauzę zastanawiając się. - Chcesz żebym dzisiaj poszedł z tobą?
- Ooo martwisz się o mnie?
- Bardziej martwię o to, że palniesz coś głupiego - sprostował.
- Dobra, chce żebyś poszedł.
Bałam się. Wszyscy będą wyglądać jak Henot, czy zastanę bandę trupów? Choć w zasadzie, jak na razie żadnego trupa nie widziałam, ale kto wie. Spojrzałam na sukienkę, już któryś raz z rzędu, aby upewnić się, że nie ma żadnej dziury. Musiałam przyznać, że była ładna. Ciemno brązowa ze złotymi nićmi. Od góry przyległa do ciała próbując chyba utrudnić mi oddychanie, a od pasa w dół opadała luźno na ziemie, zakrywając buty. Cóż, przynajmniej posprzątam podłogę idąc. Najbardziej podobały mi się żółtawe koronki przy dekolcie, który uwydatniał mój biust. Kiedy spojrzałam w swoje odbicie w jednym ze sklepów zobaczyłam inną dziewczynę, co trochę mnie przeraziło. Nie wiem jak to możliwe, ale moje włosy urosły prawie do pasa a rysy twarzy złagodniały. To trochę tak, jakbym patrzyła na inną osobę, ale ładniejszą ode mnie.
- Co się tak oglądasz? - spytał Hiroki. - Wątpię żebyś w tym świecie spotkała swojego księcia na białym koniu, więc strojenie się jest bez sensowne.
- Nie chce przynieść wstydu Henotowi - powiedziałam i spojrzałam na chłopaka dodając: - A jakbym spotkała księcia na białym koniu to powiedziałabym mu, że jest frajerem.
- Naprawdę jesteś głupią dziewuchą - mruknął bardziej do siebie. - No chodź już.

Tylnymi drzwiami wyszliśmy na tyły budynku otoczonego wysokim murem, gdzie powinien znajdować się ogród. Zamiast drzew i kwiatów stały siedziska, istnie królewskie, tworzące okrąg. Postacie siedzące na nich w różnych pozach były tylko cieniami. Już wcześniej Henot wytłumaczył, że dla bezpieczeństwa twarze członków Rady są niewidoczne. Jego, jako króla, ta zasada nie dotyczyła.
- A teraz chce wam przedstawić nowego członka naszej Rady! - odezwał się tubalny głos króla. Nie wiem, jak mnie zauważył skoro siedział tyłem do wyjścia. Dostrzegłam jak inni członkowie wyprostowali się na swoich siedziskach i wbili wzrok w moją osobę. Nie było to przyjemne uczucie. Hiroki ruszył przodem popychając mnie lekko. Ruszyłam powoli za nim wprost do Henota. - Jest także moją prawą ręką i jest nietykalna. - Ostatnie słowo wypowiedział ostro, aż ciarki mnie przeszyły.
- Ona żyje - powiedział któryś z obecnych.
- I tak ma na razie zostać - odpowiedział mu i spojrzał na mnie. Uśmiech rozświetlił jego twarz i poczułam się trochę lepiej. Choć niepokoiło mnie to ,,na razie zostać".  Miałam do niego jednak zaufanie. Może... przypominał mi ojca, którego tak naprawdę nigdy nie miałam? - Wracaj już do zamku - zwrócił się do mnie. - Hiroki, odprowadzisz ją, czy zostajesz z nami? Dawno nie było cie na zebraniu Rady.
- Odprowadzę ją - odpowiedział oschle i szybkim krokiem ruszył do wyjścia.

Przebrałam się w tym samym barze, bo niestety tam zostawiłam ciuchy. Zauważyłam, że jak weszłam z Hirokim, wszyscy nagle odwrócili ode mnie wzrok, jakby się bali chodź by spojrzeć. Nie za bardzo mi to przeszkadzało, przynajmniej nie musiałam się martwić jakimś kolejnym pijanym napaleńcem.
- Możemy iść... - powiedziałam, kiedy wyszłam z pokoju, ale Hirokiego, który miał tu czekać, nie było. - Świetnie po prostu. Zastawił mnie tutaj samą. Świetnie.
Drewniana podłoga skrzypiała, kiedy robiłam każdy krok w kierunku sali. Nie którzy byli już pijani i siedzieli w dziwnych pozach na zapewne niewygodnych krzesłach. Jakaś ręka zaczęła wymachiwać do mnie, a po chwili z grupy ludzi wyłonił się uśmiechnięty chłopak. Podszedł do mnie i ukłonił się lekko.
- Przepraszam za moje zachowanie wcześniej - powiedział prostując się, a uśmiech nie schodził z jego bladej twarzy. - Kiedy jestem pijany mam dziwny zwyczaj całowania pięknych dziewczyn. Mam nadzieje, że cie nie wystraszyłem i wybaczysz mi to.
- Nie, nic się nie stało - wyjąkałam. Koleś napad na mnie, a ja mówię, że nic się nie stało? Powinnam mu jeszcze przyłożyć. Ale przecież ludzie po alkoholu różnie się zachowują, a nie próbował posunąć się dalej. Czekaj, czy ja go czasami nie usprawiedliwiam? - Widziałeś Hirokiego?
- Tam jest.
Chłopak zaciągnął mnie do stolika stojącego w kącie trochę dalej od reszty. Siedział przy nim jakiś wysoki chłopak i Hiroki, który bawił się kuflem piwa. Błagam tylko nie mówcie, że on się upił. Rozumiem, że przebierałam się trochę długo, bo ściągnięcie z siebie tej przylegającej jak diabli do pasa sukienki było nie lada wyczynem, ale żeby zdążyć się upić?
- Miałeś czekać pod drzwiami - wytknęłam mu.
- Pić mi się chciało! Wiesz, jakie męczące jest ciągłe stanie!?
- Nie wrzeszcz, Hiroki - uciszył go wysoki kolega i zwrócił się do mnie. - Zamówić ci coś?
- Nie, wracam do domu.
- Domu? - prychnął mój towarzysz. - Więc nazywasz tą złotą klatkę domem? Henot, naprawdę owinął cie wokół palca.
- Nie mam zamiaru cie wysłuchiwać. Jesteś kompletnie pijany - powiedziałam i chciałam odejść, ale jego silna ręka pchnęła mnie na siedzenie obok niego. Nie słychane, jak ten koleś zachowuje się inaczej będąc pod wpływem alkoholu. - Nie mogę pozwolić ci iść. Jest prawie środek nocy i różni ludzie kręcą się po okolicy, a chyba nie chcesz powtórki z Nagato? - spojrzał znacząco na chłopaka, który wcześniej mnie całował i siedział teraz po drugiej stronie czteroosobowego stołu.
Nie chciałam z nimi zostać, ale trudno było zaprzeczyć logice Hirokiego. Było późno, a te ciemne uliczki nie zachęcały do samotnych spacerów. Poza tym bałam się, że mogę nie trafić, zgubić się. Westchnęłam ciężko i podparłam głowę na ręce. Nagato wyszczerzył się.
- To co pijesz? - spytał mnie.
- Woda, albo sok - odpowiedziałam, skupiając tym samym na sobie wzrok ich wszystkich. - Co?
- Kto normalny pije wodę w barze? - zdziwił się wysoki chłopak, którego wciąż nie znałam imienia. Po chwili wstał od stołu i uśmiechnął się. - Przyniosę ci coś dobrego, zaufaj mi.
Zgarbił się, żeby nie uderzyć w niski sufit i poszedł do barmana. Nagato siedział tym czasem i myślał na głos, jak to można pić wodę. Poczułam na uchu ciepły oddech Hirokiego.
- Nie mówi im, że należysz do Rady - wyszeptał. - Posiedzimy trochę i wracamy.
Nawet lekko podpity Hiroki, potrafił zachować jasność umysłu. Puścił moja dłoń, w którą wplótł wcześniej palce, żebym nie odeszła. Tymczasem do naszego stołu dotarły pierwsze kufle. Wzięłam pierwszy łyk swojego napoju. Wszystkie oczy były skierowane na mnie czekając na reakcje. Cokolwiek to było, było przepyszne. Gorzkie, a za razem słodkawe. Szybko przestałam liczyć ile już wypiłam.

Melodyjny grajek, co sztućce kradnie
Idąc łąką piekło zwiedza
Czarne owce wszędzie widzi
Pije z nimi piwo, whisky
Po górach skacze, króliki gania
Miłości nie ma, Miłości nie ma
Złapie króliki i w przyprawach utuczy. 
Miłości nie ma, króliki zje.
Melodyjny grajek, co sztućce kradnie
On w miłość nie wierzy
Bo w piekle żyje.

Śpiewaliśmy z Hirokim, kiedy wyszliśmy już z miasta i szliśmy polem do zamku. Humor nam dopisywał i w mgnieniu oka doszliśmy do celu. Kiedy weszłam do środka Hiroki zniknął. Może wrócił do miasta? Powłóczyłam nagami do schodów na kolejne piętro. Zatrzymałam się przed nimi słysząc dziwne jęki. ,,Ranny kotek" - przyszło mi nagle do głowy, choć była to dojść absurdalna myśl. Minęłam schody, każąc im czekać na mnie, aż wrócę, i podeszłam do drzwi, które prawie całkowicie zlewały się z kolorem ściany.
- Ej no - jęknęłam boleśnie, kiedy przywaliłam prosto w drzwi. Mogłabym przysiąc, że ściana znajdowała się dalej. Może ona przede mną ucieka? - I co ja ci zrobiłam ściano, że przede mną uciekasz? Jeżeli jesteś zła za to, że rzuciłam w ciebie wazonem w poprzednim tygodniu, to przepraszam, ale był tam pająk.
Ściana nie raczyła mi odpowiedzieć, więc po prostu weszłam uchylając do połowy drzwi. Ciekawe, czy ścianę boli, jak otwieram drzwi... Kolejny jęk. Zeszłam krętymi schodami w dół. Nie wiedziałam, że była tu piwnica. Choć, kiedy już weszłam, wyglądało to na laboratorium. Kilka dużych maszyn zajmowało większość powierzchni, a na środku białego pokoju stało coś na kształt odwróconego, okrągłego stołu. Coś było do niego przywiązane i nie był to kot. Zamrugałam kilka razy, próbując odpędzić okropny ból głowy. Czerwona maź skapywała na podłogę tworząc sporą już kałuże. Znałam ten metaliczny zapach i sprawił on, że wróciłam trochę do rzeczywistości. Zrobiłam kilka kroków do postaci przykutej za nadgarstki. Sznur wpijał się w skórę mocno ją raniąc. Chłopak uniósł powoli głowę. Musiało go to kosztować dużo wysiłku. Ciemne, zmęczone oczy spojrzały na mnie i pojawiła się w  nich mała iskierka.
- Patricio... - wyszeptał i choć jego głos był prawie nie słyszalny, to wiedziałam do kogo należał.