sobota, 25 maja 2013

Rozdział 8

Z perspektywy Patrici
Siedziałam sama w klasie gdzie zaraz miałam mieć lekcje. Nie miałam ochoty na śniadanie więc przyszłam wcześniej do szkoły. Zastanawiałam się co ja wczoraj robiłam. Kiedy się obudziłam na chwile w nocy zobaczyłam Eddiego, ale rano już go nie było. To musiał być  tylko sen chodź nie byłam co do tego pewna. Na pewno nie miałam zamiaru się go o to pytać. Wyszłabym na idiotkę gdyby okazało się, że tylko mi się przyśnił. Po za tym nie czułam się najlepiej. Słońce wpadające przez okno raziło mnie w oczy. Usiadłam na swojej ulubionej ławce, czyli najbliżej okna. Wyglądnie przez nie było ciekawsze niż lekcja.
- Jak się czujesz? Już nie rozmawiasz z drzewami? - zapytał z uśmiechem Lavrei. Tak, w końcu dowiedziałam się jak ma na imię ten koleś.
- Bardzo śmieszne.
- Kobieto rozmawiałaś z drzewem!
- Będziesz mi to teraz ciągle wypominał, prawda? - powiedziałam i westchnęłam.
- Tak - nagle spoważniał. -Ciągle nie czuje ten mocy, która była przy tobie wcześniej.
No tak, Lavrei uważał, że od wczorajszej nocy ta ,,moc" gdzieś zniknęła. Nie wiem o co mu chodzi, ale czułam jakąś różnice. Najgorsze był brak możliwości pozbycia się go. Wcześniej nie mógł się do mnie dostać, a jak już mu się udawało to tylko na chwile.
- Dlatego muszę się z tobą użerać - oznajmiałam i spojrzałam na niego oskarżycielsko.
- Nie rozumiesz. Skoro ja mogę bez twojego pozwolenia przebywać w tym świecie to on również. To zbyt nie bezpieczne dla ciebie - zerknął na mnie. - Ale masz rację. Tera się mnie nie pozbędziesz.
- Dlaczego chce się dostać akurat do mnie i czemu tylko ja cie widzę? - spytałam. - Przecież to KT jest Zgubą Anubisa, a ja jako potomek mam ją pilnować - Wiedziałam to wszystko od Alfiego, który streścił mi wczorajsze odkrycia.
- Wiesz... - uciął i zastanawiał się przez chwile.
- Właśnie nie wiem, więc powiedz mi w końcu. - Koleś zaczął mnie powoli irytować.
- Myślę, że to kompletny przypadek. Nie może dostać się do niej bezpośrednio więc chce wykorzystać kogoś z jej otoczenia. Padło akurat na ciebie. A co do mojej widoczności, to widzą mnie ci, którym na to pozwalam  - powiedział ze złośliwym uśmiechem.
- Przyczepiłeś się do mnie jak rzep do psiego ogona - stwierdziłam po chwili. - Powiedz mi coś więcej o Zgubie Anubisa. Przecież coś wiesz.
- Wiem tylko tyle co ty. Jeżeli odda mu życie dobrowolnie to będzie mógł wrócić do tego świata.
- Nie mówisz mi wszystkiego. - Byłam pewna, że on wie więcej.
- Może powinnaś się zastanowić nad odejściem z tej Sibunu, o której mi mówiłaś.
- Co? - Spojrzałam na niego zdziwiona. - Niby dlaczego? Przecież mam chronić KT.
- Skoro on chce wykorzystać ciebie do dostania się do niej, to lepiej żebyś trzymała się jak najdalej. W ogóle najlepiej, żeby oni nic nie wiedzieli. Muszą skupić się na obronie jej, a nie mieć jeszcze na głowie pilnowanie ciebie...
Zniknął. Siedziałam zdziwiona i nie mogłam przetrawić tych słów. Czy ja naprawdę byłam dla nich problemem? Musieli zająć się KT, a ja kompletnie się nie nadawałam. Zawadzałabym tylko im.
- Patricio, wszystko w porządku. Słyszałam jak z kimś rozmawiałaś. - Nawet nie zauważyłam kiedy do klasy weszła nauczycielka. Patrzyła na mnie zatroskanym wzrokiem.
- No tak... recytowałam wiersz. Wie pani, zawsze lepiej się na głos uczy. Szybciej się zapamiętuje.
- Oh wiersze są jak muzyka dla umysłu...
I zaczęła się kilku minutowa przemowa o wierszach. Ludzie, że jej się chciało tyle gadać. Powoli do klasy schodzili się uczniowie. O dziwo Matt również się pojawił. Na końcu przyszła cała Sibuna. Jakby tak teraz pomyśleć, to wyglądali jak jakiś gang. Ta myśl trochę mnie rozśmieszyła, ale dalej próbowałam udawać, że pilnie słucham wykładu pani Macklery. W końcu dzwonek przywrócił ją do rzeczywistości i wróciła do prowadzenia lekcji.
Oparłam głowę na dłoni i patrzyłam przez okno. Na dworze musiało być bardzo duszno. Słońce świeciło i nie dawało spokoju ani na chwile. Widok miałam na skraj lasu i niski, zarośnięty mur. Nagle na ławce wylądowała kartka. Rozejrzałam się po klasie, ale nikt na mnie nie patrzył. Rozwinęłam kartkę i przeczytałam ,,O północy w szkole". Nie miałam pojęcia od kogo ta wiadomość. W klasie panowała kompletna cisza.
- Patricio może otworzyłabyś podręcznik? - spytała nauczycielka, zerkają na mnie ze swojego biurka. Dopiero teraz zorientowałam się, że wszyscy coś czytają.
- Jasne.
Coś ruszyło się za oknem. Wbiłam tam wzrok, ale nic nie zauważyłam. Na pewno nie był to wiatr. Nagle z lasu wybiegła dwójka dzieci, wyglądających na jakieś dziewięć lat. Dziewczynka była ubrana w białą, letnią sukienkę, a z tyłu skakał jej długi warkocz. Jej towarzysz stanął na skraju lasu i spoglądał jak biegnie do okna. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że oboje są czarno biali. Jak na starym, przedwojennym filmie.
- Thomas, wiesz że ma tu być kiedyś szkoła?! - zawołała wesoło dziewczynka. Poznałam ten głos od razu. To była mała Sara.
- Wiem, dlatego muszę się wyprowadzić - odkrzyknął jej i schylił głowę. Czekaj, czekaj jakie ,,kiedyś"?!
Mała podbiegła do okna i zajrzała do środka, podpierając się na parapecie. Chciałam spojrzeć na innych, czy również ją widzą, ale nikogo nie było. Siedziałam w jakimś starym pokoju urządzonym jak dom Anubisa. Na ścianach wisiało mnóstwo głów wypchanych zwierząt. Dziecięce oczy zatrzymały się na mnie.
- Pobawisz się z nami? - spytała.
- Ja...
- Patricio o co chodzi? - spytała nauczycielka, podchodząc do mnie.
Rozejrzałam się wokół. Byłam znowu w klasie i większość osób się na mnie patrzyła. Pani Macklery stała na de mną i czekała na odpowiedź.
- Ja... nie wiem jaka strona?
- Zaraz koniec lekcji, a ty się pytasz która strona?! To coś ty robiła całą lekcje. - No tak, tylko jej wrzasków mi brakowało. Spojrzałam za okno. Mała Sara stała przy lesie i machała mi ręką, pośpieszając mnie. Nikt inny jej chyba nie widział. Co mi tam, lekcja i tak jest nudna.
- Skoro podwórze jest ważniejsze od mojej lekcji to nie będę cie zatrzymywać!
- Dziękuje i do widzenia - powiedziałam, zbierając swoje rzeczy i wychodząc z klasy. Zwróciłam na siebie przy tym uwagę wszystkich uczniów, a nauczycielka stała tylko zdziwiona i patrzyła się za mną.
Wybiegłam ze szkoły, omal nie wpadając na dyrektora, wychodzącego ze swojego gabinetu. Pewnie nieźle mi się oberwie za tą całą akcje, ale później będę się o to martwić. Sara czekała na mnie za murem. Jak tylko mnie zobaczyła zaczęła biec w głąb lasu. Od razu ruszyłam za nią. O dziwno nie robiła żadnego hałasu przedzierając się przez drzewa. Jakby jej nie było.
- Stój! - krzyknął Lavrei, biegnąc obok mnie. - Co ty wyprawiasz?!
Zignorowałam go. Po chwili dobiegłam do przewróconego drzewa. Mała Sara zniknęła i stała tak przez chwile z Lavrei u boku.
- Ty... Widziałeś ich? - spytałam go.
- Nie. Biegłem za tobą.
Rozejrzałam się wokół, ale nikogo nie było. To miejsce coś mi przypomniało.
- Byłam tu kiedyś. To drzewo zwalił piorun.
- Kiedy?
- Nie mam pojęcia. Czuje jak bym miała luki w pamięci.
- Może masz i ktoś specjalnie kieruje cie po śladach, które kiedyś przebyłaś.
- W takim razie sny też są jego sprawką. Tylko, że gdybym straciła kiedykolwiek pamięć to bym wiedziała. Ktoś by mi powiedział.
Lavrei nic nie odpowiedział. Ominął  drzewo i zniknął mi z oczu. Jak zwykle gdy nie wiedział co powiedzieć, po prostu odchodził. Podeszłam do przewalonego drzewa. Miał  w korze dziurę wielkości dziecięcej dłoni. Poszerzyłam trochę ją i włożyłam tam rękę. Miałam przeczucie, że coś tam znajdę i nie pomyliłam się. Wymacałam jakiś papier i wyciągnęłam go. Zdębiałam  gdy zobaczyłam co jest na zdjęciu. Czarno biała fotografie przedstawiała mojego dziadka, Victora i mnie, stojącą po środku. Staliśmy w gabinecie dozorcy w Anubisie. Mój dziadek trzymał cygaro w dłoni, a drugą ręko obejmował mnie. Najdziwniejsze było to, że w ogóle tego nie pamiętam! Wyglądałam na tym zdjęciu dokładnie tak jak przed przyjazdem na pierwszy rok do szkoły. Na włosach nie miałam jeszcze kolorowych pasemek, które zaczęłam nosić dopiero w pierwszym semestrze tutaj.
- Nie daleko jest mała polana. - Nagle obok mnie pojawił się Lavrei. - Co to jest? Z tyłu jest twój podpis - odwróciłam zdjęcie i faktycznie był tam mój podpis, a obok coś napisane. Tak jak mi się wydawało, to ja wsadziłam tam to zdjęcie.
- ,,Żebym nigdy nie zapomniała kto odebrał ci życie" - przeczytał i spojrzał na mnie. - Facet z cygarem na zdjęciu to twój dziadek, więc zostaje Victor.
- Nie! Nie wieże, żeby Victor mógł kogoś zabić! - To było nie możliwe. Przecież mój dziadek żyje, tylko wyjechał i przestał się odzywać... Ale ja jak zwykle tego nie pamiętam. Dowiedziałam się tego od kogoś.
- Lavrei, muszę się dowiedzieć o co tu chodzi. Wszystko wskazuje na to, że naprawdę mam luki w pamięci. Straciłam kawałek życia i muszę go odzyskać. Sama - powiedział poważnie i jeszcze raz spojrzałam na zdjęcie dziadka.
- Zgadzam się, ale nie będziesz sama. Masz mnie.

Z perspektywy Eddiego
Po tym jak Patricia wyszła sobie z lekcji jak gdyby nigdy nic, nauczycielka poszła porozmawiać z dyrektorem. Byłem strasznie ciekaw co się stało, ale kiedy później szukałem ją na przerwie to nie mogłem znaleźć. Musiała wyjść ze szkoły. Nie był to najlepszy pomysł ponieważ była osłabiona. Nie była na śniadaniu, a i wczoraj też nic nie jadła. Mogła gdzieś upaść i zrobić sobie krzywdę. Eh nie miałam już siły na tą dziewczynę. Nie dojść, ze musiałem zajmować się nią to jeszcze KT nie mogłem spuszczać z oka. Za dużo tych osób do pilnowania. Przecież się nie rozdwoję! Postanowiłem odpuścić sobie ostatnie trzy lekcje i poszedłem do domu. Miałem ochotę na jakiś zimy sok. Było dzisiaj bardzo duszno i gorąco. Wszedłem do domu i zaćmiło mnie nagle.
,,Stałem przy drzwiach ze wszystkim mieszkańcami Anubisa. KT prawie płakała, a Fabian wyglądał na naprawdę przerażonego. Ze schodów zbiegł jakiś facet w wieku Victora. W oczy rzucały się białe włosy, związane z tyłu w kitkę i niebieskie oczy. Wyglądał na naprawdę wkurzonego. Wrzeszcząc coś podszedł do KT i za nadgarstek pociągnął do gabinetu Victora. Patricia stojąca za nią, przysunęła się do Fabiana. Staliśmy tak chwile i słuchaliśmy rozmów. Po kilku minutach okno gabinetu dozorcy rozprysło się na małe kawałeczki, a potem zobaczyłem jak z okna leci KT. Uderzyła w podłogę i leżała tak nie przytomna... lub nie żywa. Mężczyzna wybiegł na schody i spoglądał tylko na nią. Nie wiele myśląc podbiegłem do dziewczyny, ale zamiast KT zobaczyłem Patricie"
- Eddie co ty robisz? - spytała Trudi, wycierając dłonie w ścierkę. Kucałem na środku pustego korytarza.
- No... moneta mi spadła - powiedziałem pierwsze co wpadło mi do głosy. Wziąłem głęboki oddech. To była tylko wizja. Nie wiem co znaczyła, ale przecież nie musi się spełnić... Prawda?



Jakoś nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale trudno. Jeżeli chcecie żebym coś zmieniła lub coś wam przeszkadza to piszcie. Poza tym mam jeszcze pytanie, czy chcecie więcej Patrici i Eddiego, czy bardziej skupić się na zagadkach.

9 komentarzy:

  1. Super ja bym chciała wiecej Patrici i Eddiego

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty nie jesteś zadowolona a ja bardzo!!!
    Moim zdaniem skup się bardziej na Peddie ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Superr.! Masz wielki talent.!

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskie! Moim zdaniem daj więcej zagadek... Czekam na następny:*

    OdpowiedzUsuń
  5. moim zdaniem o peddie bardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. - Jak się czujesz? Już nie rozmawiasz z drzewami? - zapytał z uśmiechem

    Tamte były lepsze no ale.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział super! Bardziej skup swoją uwagę na peddie ;) niz na zagadkach;)
    Choc pewnie to juz dswno zrobilas a ja odkkrylam dopiero dzisiaj xDDD

    OdpowiedzUsuń