piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 17

Z perspektywy Patrici
Nie dojść, że było wcześnie, to jeszcze sobota. Obróciła się na drugą stronę, ale nic to nie dało. Promienie słońca wpadające przez okno nie chciały dać mi spokoju. W końcu poddałam się im i leniwie otworzyłam oczy. Za oknem było bezchmurnie niebo. Musiało być naprawdę gorąco. Po wczorajszej burzy nie było ani śladu. Przeniosłam wzrok na śpiącą KT. Jedną rękę trzymała pod poduszką, gdzie pewnie leżała busola. Sądząc po tym, że nie wysłuchiwałam w nocy, żadnych krzyków i rzucania się można wywnioskować, iż miałam rację. Busola odganiała złe moce. Korciło mnie, żeby ją zabrać. Potrzymać chodź przez chwilę w dłoni. Czułam się jakby ciemny koc owijał mnie coraz bardziej. Nie mogłam się temu poddać, ale było to trudniejsze niż myślałam. Szczególnie po tej rozmowie z bogiem błąkających się, jak sam się nazwał. Miałam jeszcze w pamięci, to uczucie spokoju, kiedy trzymałam ten bezcenny przedmiot. Czułam się wtedy tak wspaniale, ale czy to nie było fałszywe szczęście? W sumie, to już zapomniałam jakie to uczucie. Teraz ciągle towarzyszył mi tylko ból i smutek, chodź starałam się tego nie okazywać. Znowu przypomniał mi się te słowa:
,,- Czego ode mnie oczekujesz? - spytałam w końcu. Ta cisza zżerała mnie od środka.
- Niczego... Kompletnie niczego - wyszeptał. - Chce tylko twojej obietnicy, że jeżeli będziesz miała kłopoty przyjdziesz do mnie.
- Chcesz, żebym wypłakiwała ci się na ramieniu?
- Nie. Chce pokazać ci, że człowieczeństwa można się pozbyć, a co za tym idzie także łez i rozpaczy."
Przyłożyłam sobie poduszkę do twarzy. Wiem, że nie powinnam o tym myśleć, ale to ciągle siedziało w mojej głowie. Przewidział, że będę się tak czuć, a to dopiero początek. Dał mi możliwość pozbycia się tego uczucia, ale na pewno chciał czegoś w zamian.
,,- Jeżeli będziesz chciała do mnie przyjść, to idź za wyżeraczami serc. Tylko uważaj, żeby po drodze nie wyrwały twojego serca z piersi... I przynieś mi krew Zguby Anubisa."
Potrzebowałam krwi KT, a nawet nie miałam gwarancji, czy po drodze te głupie ptaki nie pożrą mojego serca. Nie podobała mi się ta myśl.
- Ludzie, o czym ja myślę?! - krzyknęłam w myślach.
Przecież nie mam zamiaru oddawać nikomu serca mojej przyjaciółki! W sumie nie wiedziałam jakbym miała się do tego przyczynić. Zguba Anubisa musi dobrowolnie oddać serce, albo popełnić samobójstwo, a wtedy on przyjdzie i zabierze jej serce.... Aaaa dojść Patricio! Nie myśl nawet o tym. Ścisnęłam poduszkę jeszcze bardziej i po chwili zaczęło brakować mi powietrza.
- Masz zamiar udusić się poduszką? - Usłyszałam w głowie rozbawiony głos Lavreia.
- Co cię tak śmieszy - spytałam ledwo ruszając ustami. Zdjęłam z głowy poduszkę i wzięłam głęboki oddech.
- Chcesz dołączyć do Rady? - spytał, zerkając na mnie. Jego twarz wyrażała tylko zwykłą ciekawość.
- Przecież nie mam zamiaru przyczynić się do śmierci KT. Zwariowałeś? A ta Rada... Ja nawet nie wiem co to jest.
- Składa się z kilku osób, które mają największą władzę. Anubis ma swój świat zmarłych. Połączony z nim jest świat ludzi błąkających się. Są tam ludzie zarówno żywi jak i martwi. Istnieje tam Rada. W jej skład nigdy nie wchodziła osoba żyjąca. Poznałaś już Henota. On nie ma serca. Nie żyje.
- Dlatego powiedział, że będę pierwszą osobą, której serce bije w Radzie?
- Właśnie. Ma jakąś obsesję na punkcie zdobycia serca. Nie chce żyć w tamtym świecie. To zły świat. Żyją tam ludzie, których Anubis nie przyjął do siebie i muszą żyć, chodź ich serc już nie ma.
- Żyją bez serca, bo tak karze im Anubis? - spytałam, chcąc wiedzieć czy dobrze zrozumiałam.
- Tak. Rada jest od utrzymywania porządku, ale ostatni czasy wyszła spod panowania boga śmierci. Do Rada weszły takie osoby jak Henot i odcięły Anubisa od jakiegokolwiek dostępu. Zrobił to w zemście, że Anubis nie przyjął go do siebie. Chce powrócić jako człowiek do tego świata, ale z mocą boga.
- Dlaczego Zguba Anubisa? Skąd taka nazwa? - pytałam, chcąc wykorzystać tą nagłą wylewność Lavreia.
- Henot pochodzi z tych samych czasów co ja. Chroniłem przed nim pierwszą Zgubę Anubisa i drugą. Nie zdobył ich serc, ale to nie dzięki mnie. Teraz przyszedł czas na trzecią. Możliwe, że ostatnią. Jeżeli zdobyłby jej serce, to równałoby się to z klęską Anubisa.
- Ale dlaczego chce mnie w Radzie?
- Jesteś potomkiem, znasz Zgubę Anubisa... i coś jeszcze, ale nie wiem co to jest. Widzisz mnie i jego.
Zasłoniłam z powrotem poduszką twarz. Za wiele było tego wszystkiego. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Czułam się jak kukiełka. Jakby ktoś potężny pociągał za sznurki, a ja mimo woli robiłam to co chciał.
- Kiepska ze mnie obrończyni , skoro myślę o takich rzeczach - pomyślałam, wiedząc że mężczyzna usłyszy.
- Oddałaś dziewczynie busole, chodź było to dla ciebie trudne. Cierpisz, żeby ona nie musiała cierpieć - wyszeptał. - Jestem z ciebie dumny.
Te słowa mnie ruszyły. Sama się zdziwiłam. Nie pamiętałam, żeby ktoś tak do mnie powiedział. Zdjęłam z twarzy poduszkę. Znowu. Lavrei jednak zdążył już zniknąć. Mimo to uśmiechnęłam się wiedząc, że on to widzi. To niesamowite ile może zdziałać kilka słów. Mój telefon zaczął wibrować na komodzie obok. Ze zdziwieniem odczytałam wiadomość od Jeroma. Wzięłam ciuchy, szarą bokserkę, długie rurki i poszłam do łazienki zrobić ze sobą porządek.

Zeszłam do jadalni. Bałam się wejść do kuchni i zobaczyć jej stan po wczorajszym. Zdziwiłam się kiedy wszytko lśniło, a Jerome robił tosty. Było wcześnie i tylko on był jeszcze na nogach. Stał przy blacie w piżamie. Włosy były ułożone na jedną stronę.
- Już się na mnie napatrzyłaś? - odezwał się nawet nie zerkając w moją stronę.
- Jeszcze nie. Czekaj... Już - powiedziałam i z uśmiechem weszłam do kuchni. - Co się stało z kuchnią?
- Trudy posprzątała. Powiedziałem jej, że w nocy wleciał ptak i walnął w blat, stąd krew na podłodze. A teraz pojechała do sklepu - zerknął na mnie. - Zmień opatrunek.
Faktycznie, banda z przesiąkł trochę krwią i widniały na nim czerwone plamy. Posłuchałam się go i po kilku minutach miałam nowy opatrunek. Dłoń nie wyglądała tak źle. Miałam tylko zdartą skórę i rozcięcia od szkła.
- Pomóż mi przy śniadaniu, żeby nie było, że sam zrobiłem - powiedział, kiedy skończyłam.
- Dlaczego mi pomagasz? - spytałam, stając obok niego przy blacie.
- Eh... Nie mogłem spać i pomyślałem, że tak tu siedzisz sama i robisz to śniadanie... To trochę nie w porządku, szczególnie, że wczoraj źle się czułaś.
- Czy ty mi współczujesz? - spytałam nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Oooo Jerome współczuje wiedźmie! - krzyknęła zamrażarka, stojąca obok drzwi do pralni.
- Jerome... czy ta zamrażarka właśnie mnie obraziła? - spytałam chłopaka i oboje odwróciliśmy się w stronę głosu.
- Nigdy nie słyszałem wyzywającej zamrażarki, więc nie wiem.
- Widziałam już tyle rzeczy, że gadająca zamrażarka nie powinna mnie dziwić - stwierdziłam.
- Niby co może być dziwniejsze? - zerknął na mnie.
- Oj uwierz mi, że wiele rzeczy, naprzyk...
- Czy nikogo nie obchodzę?! - wrzasnęła zamrażarka.
- To coś perfidnie domaga się uwagi.
Razem z Jeromem podeszliśmy do zamrażarki. Była wielkości szafki i lekko się chybotała. Spojrzałam na chłopaka i zrobiłam krok do tyłu, robiąc mu miejsce. Ukląkł i położył rękę na otwarciu. Nagle z środka wyskoczył... Alfie i wskoczył na stół.
- Jestem zajebistą zamrażarką! Jestem zajebistą zamrażarką - krzyczał, tańcząc na stole.
- Co tu się dzieje? - spytał Fabian, stojąc w drzwiach i zaspanym wzrokiem obserwując Alfiego.

Siedzieliśmy we czwórkę przy stole i jedliśmy tosty. Alfie otulał się kocem, a Jerome podejrzanie milczał, zerkają na mnie co jakiś czas. Było duszno i gorącą. Chodź postawiliśmy pod ścianą wiatrak, to nie był on zbyt skuteczny. W końcu postanowiłam przerwać tą irytującą ciszę.
- Pamięta ktoś z was obraz wiszący w gabinecie Victora? - spytałam.
- Jaki obraz? Przyjechałem pierwszy do Anubisa i jak się meldowałem w gabinecie, to była tylko prostokątna plama - odezwał się Fabian.
- Przyjechałeś pierwszy? - spytałam.
- No tak. Kilka minut po mnie przyjechał Jerome i tak dalej.
- A ja kiedy?
- No... nie wiem. Byłaś na kolacji. Weszłaś chyba  z Joy, ale bez walizek.
- Już wtedy byłaś dziwna - skomentował Jerome. Oderwałam od kanapki skórkę i przymierzałam się do rzutu. - Ej, pamiętaj kto cie pomagał rano robić śniadanie.
- Eh niech będzie. Doświadczysz dzisiaj mojej dobroci. - Odłożyłam na talerz skórkę.
Do jadali wszedł Eddie. Wyglądał na niewyspanego. Też miał na sobie piżamę, czyli białą koszulę z niebieskimi rękawami i szare dresy, podobne do tych co ma Jerome. Nalał sobie zimnej wody do szklanki i dosiadł się do stołu. Wybrał miejsc koło Fabiana jak najdalej ode mnie.
- Szkoda, że ja jakoś nigdy nie mogę doświadczyć twojej dobroci - wtrącił się, a Fabian westchnął.
- Nie zasłużyłeś - odpowiedziałam, nawet na niego nie patrząc. - Potrafisz tylko kłapać dziobem.
- O co ci chodzi!?
- Mi? To ty zacząłeś. Stul gębę i siedź cicho.
- Co ty do mnie masz? Co ja ci zrobiłem?
Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. W sumę nawet nie znałam powodu. W pewnym momencie zaczął budzić u mnie niechęć. Skąd się to wzięło? Nie miałam pojęcia co do niego czułam. Był moją słabością i chyba to tak bardzo mnie irytowało.
- Nawet mi nie odpowiesz? Chyba mam prawo wiedzieć, czemu mnie nienawidzisz.
- Dojść! - Ryknął nagle Jerome, po czym dodał spokojnie - Jeżeli jesteś, aż tak głupi, że nie potrafisz się domyśleć, to nie jesteś wart, żeby wiedzieć.
- Jerome, nie wtrącaj się - powiedział Eddie, zerkając na niego.
- Oboje się uspokójcie - wtrąciłam. - My z Eddim po prostu tak się porozumiewamy.
- Powinienem się teraz obrazić? - Eddie zerknął na mnie, czekając na odpowiedź. Korciło mnie, żeby go jeszcze po wkurzać, ale dałam sobie spokój.
- Nie.
Znowu zapanowała cisza. Wolałam już nic nie mówić. Upał męczył nas wszystkich. Obracający wiatrak zwiewał mi proste jak drut włosy na oczy, kiedy tylko wiał w moim kierunku. Robiło się to trochę irytujące. Chodź w tej chwili irytowało mnie dosłownie wszytko. Napięcie można by kropić noże, albo od razu przejść do tasaków. A gdyby tak latać samolotem i rzucać przez okno siekiery....
- O czym myślisz? - spytał Jerome, patrząc na mnie w skupieniu.
- Wolisz nie wiedzieć - odpowiedziałam mu, uśmiechając się.
- Chce wiedzieć. Mów.
- Dooobra. Pomyślałam, że niezły ubaw by był, tak rzucać siekierami z samolotu.
- Taaa - pokiwał głową Alfie. - To by było zabawne, ale raczej nie dla tych co by dostali w łeb.
- Wiesz Trixi, te upały źle na ciebie wpływają - dodał Jerome, śmiejąc się razem ze mną i Alfim.
- Idę się zabić - powiedział Fabian waląc w stół głową.
- Nie! Masz ze mną dzisiaj dyżur. Odłóż to na jutro - wtrąciłam szybko.
- Dzięki Patricio. Potrafisz pocieszyć człowieka.
- Nie ma za co - powiedziałam z uśmiechem.
- Eh...
- Co?
- Nie nic, nic. Po prostu nic. Kompletnie nic. Dlaczego miałoby coś być! Nie no, nic
- Nie wiem dlaczego, ale ci nie wieże - skomentowałam, patrząc podejrzanie na Fabiana.
- Wasze dyskusje mnie dobijają - lamentował Eddie.
- Kolejny, który chce się zabić? Ty możesz iść nawet dzisiaj - powiedziałam.
- Ha jestem ważniejszy - ucieszył się Rutter.
- Nie schlebiaj sobie. Po prostu nie mam zamiaru myć sama naczyń.
Naszą dyskusję przerwało potężne kichnięcie. Aż kurz ze stołu podskoczył. Wszyscy spojrzeliśmy na sprawcę, czyli Alfiego. Siedział skulony. owinięty kocem i trzymając w dłoni gorącą herbatę.
- To było jak huragan - zaśmiał się Jerome.
- Będziesz chory, Alfie - powiedziałam i rzuciłam w Clarka skórką. Poczułam satysfakcję kiedy trafiłam w grzywkę chłopaka i tam już została nie zauważona. - Co to za durny pomysł, żeby siedząc w nocy w zamrażarce?
- Chciałem zobaczyć jak się czuję mrożonka - odpowiedział, robiąc minę zbitego psa.
Fabian westchnął głośno, więc podeszłam do niego i walnęłam go w tył głowy. Uderzył w stół, a  Jerome z Alfim wybuchnęli śmiechem.
- Za co to było?! - krzyknął Rutter, rozmasowując sobie głowę.
- Chciałam cię wyręczyć w tym teatralnym walnięciu głową w stół - powiedziałam i  uśmiechnęłam się niewinnie.
- Czemu Jerome ma skórkę chleba na grzywce? - spytała Willow, która w podskokach weszła do jadalni. Clark zgromił mnie wzrokiem.
Stałam tylko i spoglądałam na schody. Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. Zacisnęłam mocno powieki i po chwili znowu je otworzyłam, ale to nic nie dało. Zdziwienie i strach przygwoździły mnie do ziemi. Spoglądałam jak dziewczyna idzie na górę po schodach z nożem o lśniącym ostrzu w prawej ręce. Ściskała go lekko, jak dziecko zabawkę. Machała nim i szła dalej z uśmiechem na ustach. W pewnym momencie zatrzymała się i spojrzała na mnie. Wyglądała na zaskoczoną tak samo jak ja, ale już po chwili uśmiechnęła się do mnie.
- Idę na spotkanie, ale najpierw potrzebuję krwi - zaświergotała, wesołym tonem i poszła dalej, machając nożem.
Ta dziewczyna wyglądała jak ja i miała mój głos. Ona była mną.

-------------------------------------------------
Jest już zakładka z pytaniami, więc śmiało można pytać. A zakładka z bohaterami jest w trakcie robienia.


14 komentarzy:

  1. Mega ^.^ Ale Patricia jest wredna. Takiej Patty brakuje w 3 sezonie.

    Ps. Zapraszam na mojego bloga -> http://asdasdasd-hjg.blogspot.com/ :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! Mam nadzieję, że teraz będziesz częściej dodawać, w końcu są wakacje ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. super ! co ten Jerome tak się przykleja do Pat :D ???
    mam nadzieję , że szybko dodasz następny , już się nie mogę doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kici, kici, wyczuwam tutaj wieeelki taleńcik moja droga ^.^

    O maj gasz, Patricia nie krzywdź mi Fabian'a, bo co ja zrobię? Dajcie mi tu Rutter'a wymasuje mu główkę.
    Patricia widzi siebie, jak bawi się nożem, lalala. Hah, teraz sie śmieję, ale to jest przerażające! Grrr...
    Alfie został mrożonką. Najs. Niech wskoczy do pralki, bo pewnie chce zobaczyć, jak się czuje skarpetka.
    Jerome, a gdzie podziałeś Marę? Co? Twojej dziewczyny nie ma, a ty już mi o Patrome myślisz. Niegrzeczny ^.^
    Włosy Fabin'a >>>>>>>>>
    Włosy Jerome'a >>>>>>>
    Patricia myśli o morderstwach. Jejciu....
    Aaaa wreście zakładka z rozmową z postacią. Ja ci tak pytań dowalę, że się nie odpowiesz do rana. Zapewniam!
    Heheszki.
    A co by tu jeszcze dodać?
    Jesteś zajebista (to wiesz) masz wielki talent ( to też wiesz) świetnie piszesz (to też wiesz) i kupię twoją książkę ( tego nie wiedziałaś, więc cię o tym informuje)

    Twoja Iluzjonators
    Joylitte
    XXX

    OdpowiedzUsuń
  5. Huehuehue.. Patrome. ^^
    Intruguje mnie mała Patricia. :> I to jeszcze z nożem. O.o Eddie bój się. xd
    Jak zwykle genialnie. :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeruś, dystans! Marusia patrzy!
    Alfie krejzol <3 Boże, jak ja ich wszystkich kocham <3
    I cb też <3
    Mam nadzieję, że siekiera trafi jednego z nowych scenarzystów HoA.
    Jeden zjebany odcinek, jeden zjebany łeb.
    Sprawiedliwość musi być!
    Opowiadanie super <3 Czekam na następne C:

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana przez nas do Versatile Blogger Award, więcej informacji na moim blogu http://scenariuszebykoteckkkixo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. - Oddałaś dziewczynie busole, chodź było to dla ciebie trudne. Cierpisz, żeby ona nie musiała cierpieć - wyszeptał. - Jestem z ciebie dumny.(Ooooooo)

    - Oooo Jerome współczuje wiedźmie! - krzyknęła zamrażarka, stojąca obok drzwi do pralni.
    - Jerome... czy ta zamrażarka właśnie mnie obraziła? - spytałam chłopaka i oboje odwróciliśmy się w stronę głosu.(Hihihihihi)

    - Czy nikogo nie obchodzę?! - wrzasnęła zamrażarka.(Uuu zamrażarka ma kompleksy)

    Jeżeli jesteś, aż tak głupi, że nie potrafisz się domyśleć, to nie jesteś wart, żeby wiedzieć.(Dojebał Eddiemu Jerry)

    - Ha jestem ważniejszy - ucieszył się Rutter.(przeczytałam Rufus)

    Kilka ostatnich zdań mnie rozwaliło.To jade dalej.Rozdział:zarąbisty.

    OdpowiedzUsuń