Po ostatnim rozdziałem były bardo miłe komentarze. Po prostu nie dało się ich nie czytać bez uśmiechu. Bardzo wam za nie dziękuje ;)
------------------------------------------
Z perspektywy Patrici
Dozorca zawlekł mnie do sali teatralnej. Nie próbowałam się nawet szarpać, bo i tak byłam na przegranej pozycji. Zresztą nie ma co się oszukiwać. Byłam strasznie ciekawa kim jest ta osoba, która chce mnie widzieć. Potknęłam się o jakiś przedmiot leżący na ziemi. W tej ciemności nie było nic widać, ale na szczęście Baltazar zareagował od razu i podtrzymał mnie. Miał dużo siły jak na swój wiek. Nie był to jednak dobry czas na czynienie aluzji na temat jego wieku. Zatrzymał mnie przy kanapie i pchnął na nią. Na stole przede mną stała mała, biała świeczka postawiona na podstawce.
- Baltazarze spokojnie. Ona nie jest naszym więźniem - rozległ się spokojny, przywódczy głos. - Mam nadzieję, że nie wystraszyłaś się.... Co ja mówię. Pewnie umierasz z ciekawości kim jestem.
Czułam jego obecność. Zarówno za mną jak i w moim umyśle. Odwróciłam się w stronę auli. Stał tam w czarnym płaszczu i ogromnym kapturze, zakrywający dokładnie całą twarz. Trudno mi było skupić na nim wzrok. Miałam wrażenie jakby się rozmazywał.
- Nie kłopocz się. Nie pokarze ci twarzy... Przynajmniej na razie - powiedział z lekkim rozbawieniem. - Mam po prostu dobry humor.
Czy on mi czytał w myślach?! To nie możliwe. Musiał to wyczytać z mojej twarzy. W porównaniu do niego, oświetlało mnie blade światło świecy. Jej mały ogień skakał i odprawiał dzikie tańce. Wokół niej krążył jakiś komar, próbując co jakiś czas usiąść na płomyku. Był głupi.
- Czego chcesz? - spytałam od razu, chcąc jak najszybciej dojść do sedna i wynieść się z tond.
- Powoli, powoli mała - odezwał się znowu wesołym głosem.
- Widzę, że humorek dopisuję - docięłam mu mając wrażenie, że go bawi te przesłuchanie.
- Williamson! Trochę szacu...
- Baltazarze! Spokojnie, ona jest moim gościem. Zresztą podoba mi się jej charakterek. Trafiliśmy idealnie.
- Przejdź do sedna - ponagliłam go. Zgarnęłam kilka włosów sprzed twarzy. Dopiero teraz zauważyłam jak trzęsą mi się dłonie. Szybko zasłoniłam je naciągając rękawy kurtki, żeby nikt tego nie zauważył.
- Nie ma nic złego w tym, że drżą ci dłonie. To oznaka respektu i strach. Powinnaś się mnie bać, ale bardziej zależy mi na respekcie - powiedział i poczułam jak dreszcze przebiegły po moim karku.
- Przestań! Nie mam do ciebie żadnego respektu! - krzyknęłam i zerwałam się z kanapy. Nie chciałam, żeby widział mój strach.
Pierwsze co poczułam, to zimną jak lód dłoń zaciskającą się na mojej krtani. Potem ciepło krewi spływającej za dekolt z miejsc, w których paznokcie Baltazara wbiły się w moją skórę. Wszystko działo się tak szybko, że nie mogłam nadążyć za tym wzrokiem. Tańczący płomyk zaczął rozmazywać mi się przed oczyma. Usłyszałam głośne uderzenie i dłoń ściskająca mnie za krtań ustąpiła. Zamrugałam kilka razy i obraz świata wrócił do normalności. Kiedy wzięłam duży chłyst powietrza, zakręciło mi się w głowie. Zrobiłam krok do tyłu i omal się nie przewróciłam, ale mężczyzna w czarnym płaszczu pojawił się za mną i przed trzymał za ramiona. Przed mną na ziemi leżał nie przytomny Baltazar. Po czole małymi strumieniami ciekła mu krew.
- Co zrobiłeś? - spytałam jeszcze oszołomiona. Miałam wrażenie jakby serce miało mi wyskoczyć z piersi. On na pewno też to czuł.
- W naszym świecie panuję drastyczna hierarchia. On jest tylko moim pionkiem, który nie potrafi trzymać swoich emocji na wodzy. Ale z tobą jest inaczej. Zdradzę ci, że ja zajmuję miejsce króla. Czyni cię to ważniejszą od każdego żywego człowieka na tym świecie - mówił mi do ucha. - Jeżeli oczywiście zechcesz do mnie dołączyć... Chodź w sumie już dołączyłaś. Ja cie wybrałem.
- Dlaczego? - spytałam cicho, bo tylko na tyle było mnie stać.
- Jesteś pierwszym człowiekiem, istotą której serce bije należącą do rady. Powinnaś być zaszczycona! - Ominął mnie i stanął na przeciwko zasłaniając małą świece. Nie widziałam kompletni nic. Poczułam jak mężczyzna delikatnie obejmuję moją dłoń i przystawia do serca. - Czujesz?
- Nie... - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie czułam, żadnego bicia. Jakby był pusty w środku.
- Właśnie. Ja nie mam serca. Ale ty je masz i ma je także twoja przyjaciółka, Zguba Anubisa - powiedział. - Chce tylko je posiadać i nie musieć już się tułać. Chce żyć na ziemi. Wśród ludzi z boską mocą. Ten świat, w którym się teraz znajduję jest okrutny.
- Jaki to świat? - spytałam zachrypniętym z emocji głosem.
- Zapytaj się swojego przyjaciela, który nie odstępuję cie na krok. Chodź akurat tej nocy zadbałem, żeby nam się tu nie panoszył. On tam się narodził i tam żył. Jak go zwałaś? Ah Lavrei!
Staliśmy tak przez chwile w ciszy. Musiałam przetrawić jego słowa, bo na razie trudno było mi pojąć ich sens. Mężczyzna ciągle trzymał moją dłoń przyciśniętą do klatki piersiowej. To było dziwne uczucie. Nie czułam, żadnego bicia, ale wyczuwałam spod materiału dokładnie każde pojedyncze żebro.
- Czego ode mnie oczekujesz? - spytałam w końcu. Ta cisza zżerała mnie od środka.
- Niczego... Kompletnie niczego - wyszeptał. - Chce tylko twojej obietnicy, że jeśli będziesz miała kłopoty przyjdziesz do mnie.
- Chcesz, żebym wypłakiwała ci się na ramieniu?
- Nie. Chce pokazać ci, że człowieczeństwa można się pozbyć, a co za tym idzie także łez i rozpaczy.
- Nie mam ani jednego powodu, żeby do ciebie przychodzić.
- Jestem bogiem błąkających się. Uwierz mi, że kiedy zostaniesz sama, będziesz miała tylko nas - jeszcze bardziej zniżył głos. - Przyjdziesz do mnie, bo zostanę ostatnią osobą, która cie wysłucha i pomoże... umrzeć, a zarazem nauczę cie żyć pełnią życia - skończył mówić i puścił moją dłoń.
Przeniósł dłoń na moją klatkę piersiową i wstrzymał oddech. Nasłuchiwał bicia mojego serca, które tłukło się jak oszalałe. Czułam bijącą od niego moc... I podobał mi się ona. Chciałam, żeby towarzyszyła mi już zawsze. Otaczał mnie jak miękki, ciepły koc.
- Ojcze! - Dobiegł nas krzyk chłopaka i kroki na wypolerowanej posadzce.
- Jeżeli będziesz chciała do mnie przyjść, to idź za wyżeraczami serc. Tylko uważaj, żeby po drodze nie wyrwały twojego serca z piersi... I przynieś mi krew Zguby Anubisa.
Zniknął, razem z jego dłonią na mojej klatce piersiowej. Blade światło oświeciło leżącego dozorce, który zaczął powoli się budzić. Mamrota coś nie zrozumiałego pod nosem i poruszał dłońmi. Po chwili Matt wbiegł do sali teatralnej. Upadł na kolana obok ojca i obrócił go na plecy. Chłopak przeniósł wzrok na mnie. Było w nim coś dziwnego. Ulga pomieszana z wyrzutami sumienia.
- Może da mu trochę spokoju - wyszeptał. - Traktował go jak sługę, ale z tobą będzie inaczej. Nie jesteś tylko pionkiem.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Pragnęłam zostać teraz sama. Musiałam wszystko przemyśleć. Matt zrozumiał i podniósł Baltazara z ziemi. Mężczyzna wybudził się, ale ruchy miał mozolne. Rana na jego głowie nie była tak straszna jak mi się wydawało. Tylko rozcięcie na czole. Włosy miał posklejane od krwi i potu. Trudy jak go zobaczy, to dostanie zawału. Spoglądałam jak znikają w z oczu, a potem aż usłyszałam dźwięk wywarzanych drzwi. Nie potrafiłam nawet wyjaśnić jak się czułam. Miałam straszny mętlik w głowie.
Spojrzałam na na końcówkę tańczącego płomyka. Uspokoił się jakby także wyczuł tą niespokojną atmosferę. Jakby był moim ostatnim przyjacielem, który chce podzielić moje uczucia. Przyjaciel, który zaraz zgaśnie. Na podstawce, brudnej już od wosku leżał martwy komar. Jego skrzydełka były spalone. Krążył wokół ognia, aż w końcu na nim usiadł i spalił się żywcem. Jego serce też już nie biło... No i po co siadał na tym ogniu?
- Głupi komar - powiedziałam na głos i mozolnie ruszyłam ku wyjściu ze szkoły.
Z perspektywy Alfiego
Upadając nabiłem sobie niezłego sińca, a noga bolała mnie za każdym razem kiedy ją uginałem. Zlekceważyłem jednak ból i podszedłem do biurka dyrektora Sweeta. Chciałem zapalić lampkę, stojącą na rogu, ale nie działała. Tak samo komputer. Pewnie przez burze wyłączyli prąd w całej szkole. W ciemnościach dostrzegałem tylko zarysy mebli. Z ostatniej wizyty pamiętałem gdzie co jest i nawet teraz po ciemku potrafiłem znaleźć szufladę z ciastkami. Rozpakowałem ją, ale nie mogłem wziąć ciastka do ręki.
- Nie czas teraz na jedzenie, Alfie - zbeształem się na głos, myśląc że to coś da. - Dobra, trzeba znaleźć Patricie.
Odłożyłem ciastka na biurko, trącąc coś z niego przy okazji. Po gabinecie rozniósł się dźwięk upadającego szkoła. Wymacałem przedmiot i podniosłem go do okna.
- Świetnie, kubek. - Obróciłem go kilka razy w dłoni. - Przyda mi się. Zawsze mogę zaprosić wroga na herbatkę. Chyba się ucieszy... Ja bym się ucieszył.
Dobra, teraz tylko otworzyć drzwi. Stanąłem na przodzie biurka i przytuliłem do piersi kubek.
- Dasz radę, Alfie - motywowałem się. - To dla Patrici. Ona też by to dla ciebie zrobiła.... Niee ona by mnie zostawiła. Chociaż gdyby podejść do sprawy z punktu ofiary uwięzionej w gabinecie... - pokiwałem szybko głową. - Alfredo, skup się!
Wziąłem głęboki oddech i z całej siły wbiegłem na drzwi. Dopiero kiedy leżałem twarzą w podłodze zrozumiałem, że drzwi były otwarte od początku.
- Nawet nie wysilił się, żeby je zamknąć - powiedziałem na głos i zacząłem się gramolić. W tej chwili pałałem wielką nienawiścią do tych drzwi. Dałbym sobie głowę ściąć, że naśmiewały się ze mnie pod nosem.
- Lewis? - Spojrzałem na właściciela głosu i zobaczyłem Matta z naszym dozorcą. - Dlaczego wywarzasz drzwi?
- Bo myślałem, że są zamknięte!
- Nie mogłeś najpierw sprawdzić, a nie od razu za wywarzanie drzwi się wziąłeś?
- Co wy tutaj robicie? - spytałem, patrząc jak Baltazar ledwo trzyma się na nogach. - I co z nim?
- No wiesz, piknik! A mojego ojca... mrówka ugryzła.
- Jest środek nocy...
- Bo to nocy piknik.
- I mnie nie zaprosiliście!?
- Eeee przepraszam? - Koleś wyglądał na zmieszanego. - A ty co tutaj robisz z tym kubkiem?
- No... bo ja kolekcjonuję kubki.
- W środku nocy? - Uniósł jedną brew do góry. Wyglądał z tą miną dojść śmiesznie.
- Wiesz, każdy ma jakieś hobby. Ja chodzę w nocy po szkole i zapraszam nie znajomych na herbatę.
- A masz herbatę? Napiłbym się w sumie.
- Eee nie. Mam sam kubek - powiedziałem, a ten spojrzał na mnie spod łba.
- Ludzie! Ja tu konam, a wy pogawędkę o herbacie sobie urządzacie. - wystękał dozorca.
Zza rogu wyszła Patricia. Omiotła nas wzrokiem i zatrzymała go na mnie. Nie wyglądała najlepiej. Miała jakieś czerwone ślady na szyi, ale nie byłem pewny w panującej wokół ciemności. Podszedłem do niej, gotowy w razie co ją złapać gdyby straciła przytomność.
- Co wy tutaj robicie!? - Dyrektor Sweet, wszedł do szkoły. - Woźna do mnie zadzwoniła i mówi, że dziwne rzeczy się dzieją w szkolę. Zamknęła się biedaczka w szafie!
- Eee... Piknik - odpowiedzieliśmy wszyscy, omijając dyrektora i wychodząc ze szkoły.
Byliśmy już w połowie drogi do Anubisa. Matt i Baltazar gdzieś się ulotnili i zostaliśmy tylko we dwoję. Naglę Trixi stanęła jak słup i wpatrywała się przed siebie. Dotknęła ręką kieszeni z telefonem w środku.
- Moja wiadomość! Już nie umieram i on nie może tego przeczytać! - Wrzasnęła nagle i ruszyła biegiem do domu, a ja za nią.
- Trixi, czekaj! Jaka wiadomość!?
cuuudny :3
OdpowiedzUsuńŚwietny :*
OdpowiedzUsuńSuper!Dawaj szybko next,bo jestem ciekawa co będzie!
OdpowiedzUsuńbbardzo ciekawy . zahipnotyzowałam się i to baaaaardzo . uwielbiam twój blog i twój sposób pisania , jest taki ... taki ... dokładny ! i piękny ! pisz dalej , bo masz ogromniasty talent ! <3
OdpowiedzUsuńHeh to na pewno o mim opowiadaniu? Ja się dziwie, że ktokolwiek to czyta. Ale bardzo się cieszę, że aż tak ci się podoba. To dużo dla mnie znaczy. Szczególnie, że to mój pierwszy blog. Czekam, aż ty dodasz rozdział na swojego bloga ;).
Usuńświetny :D
OdpowiedzUsuńGenialny <3
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnego
Świetne. :3 Podoba mi się taka zła Patricia.^^ To bardzo do niej pasuje , dlatego ucieszyłam się jak została grzesznikiem , ale zawiodłam się ,bo ona to tylko oczami umiała świecić. xd
OdpowiedzUsuńKuurcze , twoje opowiadania mają taki fajny klimat.Miejscami czułam sie jakbym była ich częścią, aż dreszcze przechodzą. :] Nic tylko zazdrościć. *-*
Chciałabym tak pisać. Naprawdę. Teraz to już nie jest podziw, tylko złość, że tak nie umiem. No i podziw. Miesza mi się w głowie od gorąca.
OdpowiedzUsuńPrzywróciłaś mi taką Patricię, którą pokochałam w pierwszym sezonie. Nie lata tak za Eddiem, nie podporządkowuje się nauczycielom i... nie jest tylko potomkiem. Piszesz takie ekscytujące opowiadania, mogłabyś książkę napisać z tą wyobraźnią! Dla mnie przedpremierowe wydanie!
Dlaczego ty się dziwisz, że tak dużo miłych komentarzy. One ci się po prostu cholernie należą. Z takim talentem!
Dziękuje za tak miłe komentarze do mojego bloga, który przed twoim gaśnie. Z gitarą idzie mi całkiem nieźle, włączyłam sobie jakieś tam kursy i się uczę. Huehuehueh. Kocham cię, dziewczyno!
Twoja wieeeelkaaaa faaankaaa
Joylitte
XXXX
SPAM!!
OdpowiedzUsuńZapraszam na scenariusz, skomentujesz ? : http://housee-of-anuubis.blogspot.com/2013/06/odcinek-79_7045.html
Zajebisty! Wybacz że dopiero teraz pisze ale wcześniej nie mogła, powód znany, nie? No wilęc napisze ci szczerze żeby Eddie zdążył przeczytać tą wiadomość hłehłehłe. Działo by się <333333
OdpowiedzUsuńKocham Twoje Bazgroły
Znany, znany. Cieszę się, że już do nas wróciłaś. Szczególnie, że założyłaś nowego, świetnego bloga. Będę miała co czytać.
UsuńFajnie, że lubisz te bazgroły. Mam dla kogo pisać ;).
Uwierz mi, że kiedy zostaniesz sama, będziesz miała tylko nas - jeszcze bardziej zniżył głos. - Przyjdziesz do mnie, bo zostanę ostatnią osobą, która cie wysłucha i pomoże... umrzeć, a zarazem nauczę cie żyć pełnią życia
OdpowiedzUsuń- No... bo ja kolekcjonuję kubki.
- W środku nocy? - Uniósł jedną brew do góry. Wyglądał z tą miną dojść śmiesznie.
- Wiesz, każdy ma jakieś hobby. Ja chodzę w nocy po szkole i zapraszam nie znajomych na herbatę.
- A masz herbatę? Napiłbym się w sumie.
- Eee nie. Mam sam kubek - powiedziałem, a ten spojrzał na mnie spod łba.
- Ludzie! Ja tu konam, a wy pogawędkę o herbacie sobie urządzacie. - wystękał dozorca.
Uuuuu !!! Ciekawe co dalej.Zabije chyba własną siostre.