Szukanie busoli nie zajęło mi dużo czasu. Oczywiście, najpierw przez jakieś pół godziny męczyłam się z Lavreiem, żeby w końcu pokazał mi drogę. Zauważyłam przy tym, że on uwielbia się ze mną drażnić i świetnie się bawił. Mi do śmiechu nie było, bo musiałam wyrobić się przed kolacją. Trochę czasu zajęło mi też wydobycie zguby i wyczyszczenie jej z ziemi. Długo leżała w błocie, zakopana w liściach.
- O patrz, drzewo - oznajmił Lavrei, kiedy wygrzebywałam busole.
- A czego się spodziewałeś? Jesteśmy w lesie.
- Ale to te, z którym rozmawiałaś.
- Dałbyś już spokój człowieku! Uwziąłeś się na to drzewo jak wiewiórka na orzecha.
- Żyje na świecie już kilkaset lat i jeszcze człowieka rozmawiającego z drzewem nie widziałem - powiedział, śmiejąc się.
- Czekaj, jak to kilkaset lat? - spytałam, wstając z ziemi.
- Żyłem za czasów kiedy królowie sprawowali władzę na swoich tronach i strzegłem pierwszej Zguby Anubisa. - Przestał się uśmiechać i przez chwile nic nie mówił.
- Więc co tutaj robisz? To trochę nie te czasy. Powinieneś nie żyć.
- Moim zadaniem była ochrona Zguby Anubisa. Jednak zawiodłem i sam bóg Anubis rozkazał mi pilnować każdą jej reinkarnację.
- Co ile ona występuję? - spytałam.
- Jak dotąd były tylko dwie, ale to lepiej dla mnie. Trzecią jest twoja przyjaciółka. Żadnej nie udało mi się ochronić... Zawiodłem... Ja nie mogłem nic zrobić. Patrzyłem na ich śmierć i przyrzekłem sobie, że w końcu gdy pojawi się jej reinkarnacja to nie dopuszczę do jej śmierci. Nie tylko ja chce to osiągnąć. Uwierz mi, że mamy w tym dużo sprzymierzeńców. Gdyby on zyskał jej serce byłby to koniec dla wszystkich tych... - przerwał nagle i spojrzał na mnie. - Przepraszam, nie powinienem ci tego mówić. To moje osobiste problemy i nie mogę cię nimi obarczać.
Miałam do niego jeszcze masę pytać, ale to nie był dobry moment. Współczułam mu i chciałam go jakoś pocieszyć. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy. Przecież nie zrobię duchowi herbaty na poprawę humoru. W ogóle ciekawe co on je....
- Ej co ty jesz? - spytałam, kiedy szliśmy drogą powrotną do Anubisa. Znaczy ja szłam za Lavreiem, bo kompletnie nie wiedziałam jak wrócić.
- Tak, mogłem się spodziewać takiego pytania po tobie - powiedział z uśmiechem, a jego dobry humor na powrót wrócił i zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem mu wdzięczna za to, że jest ze mną. - Co zrobisz z tym chłopakiem?
- Eddim? - spytałam zaskoczona pytaniem.
- Unikasz go i starsza się o nim nie myśleć. Zacznie się czegoś domyślać.
- Nie wiem. Kiedy o nim myślę i o tym co było to... boli - dokończyłam cicho. Trudno było mi się do tego przyznać. - Dlaczego się pytasz?
- Bo widzę, że nie daje ci spokoju.Nie rozumiem miłości w tych czasach...
- Jak go nie kocham - przerwałam mu, denerwując się. Po co ten temat?
- A mów sobie co chcesz. Jeżeli coś do niego czujesz to bądź z nim.
- To nie takie proste... I nic do niego nie czuję no chyba, że niechęć.
- Uwielbiasz komplikować sobie życie - powiedział oskarżycielsko.
- Wcale nie!
- To czemu po prostu nie wyjdziesz z tego domu i nie zostawisz wszystkiego?
- Bo chce wiedzieć dlaczego mam luki w pamięci! Nie zostawię tego!
- I właśnie dlatego ja działam z tobą.
Dotarliśmy do Anubisa, a Laveri zniknął nagle. Nie cierpiałam jak tak robi. Zastanawiałam się co ja w ogóle robię. Nie należałam już do Sibunu więc czemu mam im pomagać? Myślałam, że jak odejdę to będą mnie unikać i udawać, że ich klub wcale nie istnieje, a jest całkowicie odwrotnie. Weszłam do domu. Cała Sibuna siedziała przy stole. Sądząc po tym jak Fabian stuka palcami o stół, chyba czekali tylko na mnie. Spojrzałam na wielki zegar na korytarzu. Szybka była cała brudna i nie mogłam dostrzec wskazówek. Czerwona substancja, która do złudzenia przypominała krew, skapywała powoli na ziemię i znikała za drzwiami piwnicy. Chciałam dotknąć szybki i wtedy małe krople krwi zaczęły wypływać z rozcięciach na całej dłoni.. Cofnęłam się o krok i wtedy drzwi piwnicy uchyliły się. Bez zastanowienia weszłam do środka, jakby pchana przez jakąś siłę. Blade światło oświetlało ponure wnętrze. Stałam przy schodach nie zdolna się ruszyć. Victor siedział na krześle przy swoich probówkach i tłumaczył coś małej dziewczynce. Tej samej, którą widziałam w lustrze podczas snu. Moja mniejsza wersja wydawała się zafascynowana tym co mówi dozorca. Siedziała na za wysokim krześle, machając w powietrzu nogami. Victor co jakiś czas wybuchał śmiechem. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego.
- Patricia? Co tu robisz? - spytał mnie znany głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Eddiego. - Wszystko w porządku? Jesteś blada.
- Tak - odpowiedziałam zmieszana. Byłam na korytarzu i stałam przed zegarem. Na moich rękach nie było śladu po zadrapaniach.
-Na pewno? - upewniał się, widząc jak się rozglądam.
Nic nie odpowiedziałam. Nie mogłam nic z siebie wydusić. Czułam się dziwie. Przeszyło mnie dziwne uczucie. Takiej straszniej pustki.... To bolało bardziej niż jakakolwiek fizyczna rana. Czułam jak rozwala mnie od środka. Oczy piekły mnie, ale nie mogłam się tera rozpłakać. Nie przy Eddim.
- Eddie - powiedziałam, nie słysząc nawet własnego głosu. Chciałam się upewnić, że on tu jest, że mnie nie zostawił.
Poczułam jego ciepłe ręce na swoich placach i biodrze, a potem wtuliłam się tylko mocniej w chłopaka. Świadomość, że on tu jest i jego ciepło sprawiło, że chociaż trochę się uspokoiłam. Jego obecność odtrąciła pustkę, która zżerała mnie od środka.
- Wszytko dobrze. Jestem tu - mówił do moich włosów.
- To Patrcia? - krzyknął Fabian z salonu.
Usłyszałam dźwięki rozsuwanych krzeseł. Z niechęcią odsunęłam się od chłopaka i zabrałam jego dłoń z moich bioder. Tak naprawdę, to chciałam zostać z nim cały dzień. Chciałam czuć jego dotyk na swoim ciele i smak jego ust przez cały czas. Miałam jednak teraz inne sprawy na głowie. Nie mogłam go narażać. Co prawda nie wiedziałam nawet przed czym, ale nie chciałam ryzykować. Eddie odsunął się ode mnie i uśmiechnął, chodź widziałam w jego oczach rozczarowanie. Z salonu wyszła cała Sibuna.
- Czemu się nie odzywacie? - spytał Alfie, trzymając w ręku ciastko Trudi.
- Idziemy? - spytałam, zmieniając temat.
- Jasne - powiedziała KT i poszła do drzwi.
- Chcesz? - Lewis podał mi ciastko.
- Nie.
- Więcej dla mnie.
Uśmiechnęłam się i poczułam dłoń Eddiego zaciskającą się na mojej. Poszliśmy tak wszyscy do biblioteki Frobishera.
Z perspektywy Eddiego
Siedzieliśmy w bibliotece Frobishera. Na dworze zaczął padać deszcz, a niebo zrobiło się czarne od burzowych chmur. W bibliotece było teraz naprawdę przytulnie i ciepło. W powietrzu unosił się ciężki zapach starych książek. Powoli mnie to usypiało i sądząc po leniwych ruchach moim przyjaciół nie tylko mnie. KT siedziała na kanapie z jakąś grubą książką na kolanach. Jej głowa kołysała się lekko. Nie miałem pewność, ale chyba zasnęła. Deszcz przyjemnie dudnił o parapet.
- Nie mogę uwierzyć! - krzyknął Fabian, a KT zerwała się nagle z kanapy, która zaskrzypiała. - Mógłbym przysiąc, że sprawdzałem tę szufladę i nic nie było.
Fabian wyjął z szuflady starego biurka cel naszych poszukiwań. Nie miałem pewności, czy to kompas, czy busola. Wyglądało jak kwadratowe, pozłacane, stare pudełko. I w czym to miało pomóc KT?
- Co z tym robimy? - spytałem.
- Może dajmy KT? - wtrącił Alfie.
Fabian podał busole dziewczynie. Patrzyliśmy na nią wszyscy w skupieniu, ale nic się nie działo.
- Może poczekajmy do jutra - powiedziała Patricia. - KT ma koszmary w nocy za sprawą tej zjawy. Jeżeli to coś działa, to nie powinna mieć dzisiaj żadnych koszmarów.
Zgodziliśmy się, nie mając lepszego pomysłu. W sumie ten był całkiem niezły. Miałem wielką nadzieję, że to coś da. Zyskalibyśmy wtedy więcej czasu na wymyślenie jak pozbyć się tego mężczyzny.
- Za godzinę kolacja, a leje jak z cebra - odezwał się Fabian, zerkając za okno. Krople deszczu urządzała na niej istne wyścigi. - Lepiej poczekajmy trochę. Może przestanie padać, albo przynajmniej się trochę uspokoi, to najwyżej przebiegniemy się do domu.
- Jestem za! - powiedział Alfie podnosząc rękę do góry.
Fabian postanowił wykorzystać czas na czytanie jednej z książek, a reszta rozsiadła się na kanapie. KT już kompletnie zasnęła, opierając się o oparcie. Alfie także był już pół przytomny. Co ta pogoda robi z ludźmi? Brakowało mi tylko Patrici. Siedziała na najwyższym schodku do następnego piętra. Podpierała głowę na dłoni i patrzyła się w ścianę na przeciwko. Myślała o czymś, a ja nagle zapragnąłem wiedzieć o czym. Jej twarz nadal była blada, ale nabrała już trochę kolorów. Nie wiem o co chodziło wtedy na korytarzu. Spoglądała jak zegar, a jak ją zawołałem, to nagle się obudziła. Ostatnio często zaczęło jej się to zdarzać. Takie oderwanie od świata. Rzadko z nami rozmawiała. W sumie zaczęło się to od tamtej nocy kiedy zbiła lustro. Już przy opatrywaniu jej dłoni było coś nie tak, a potem cała akcją z Mattem i prochami. Zresztą nadal nie dowiedziałem się co chciał od niej Baltazar, kiedy zaciągnął ją siłą do gabinetu. Eh i zostaje jeszcze szkoła. Może naprawdę była tam przypadkiem? Wstałem z kanapy i poszedłem do Patrici.
- Co tam Gaduło? - spytałem, siadając obok niej.
- Nic.
- Jakaś rozmowna - zaśmiałem się. - Zawsze tyle gadałaś, a teraz co?
- Jak gadałam to źle, a jak nie gadam to też źle. Zastanów się czego chcesz.
- Uwielbiam kiedy gadasz. Mógłbym słuchać cię bez końca i patrzeć na twoje usta - powiedziałem, obejmując ją.
- Zwymiotuję zaraz. - Spojrzała na mnie, unosząc jedną brew do góry.
- Tak, umiesz być romantyczna.
- I tak wiesz, że cie uwielbiam - powiedziała. Przyznam, że zaskoczyła mnie tym.
- W sumie to nie wiem.
- Więc masz pecha, chłopcze.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna - przyznałem. Dziewczyna wróciła do oglądania ściany.
- Świetnie, jestem mniej interesujący i pociągający niż ściana w bibliotece.
- Zgadzam się w pełni! - krzyknął Alfie. Byłem pewny, że spał.
- Wracaj do spania - odpowiedziałem mu, nawet nie zerkając w jego stronę.
- Nie! Obstawiam, która kropla deszczy spadnie pierwsza na parapet.
- Cóż, każdy ma jakieś zajęcie - stwierdziłem. - Zapewne jest bardziej interesujące od mnie, prawda Patricio?
Dziewczyna westchnęła dosadnie głośną i doczekałem się w końcu swojego upragnionego spojrzenia. Przez chwilę się nie odzywała. Pewnie szykowała w myślach jakąś mowę przepraszającą.
- Dokładnie - powiedziała i wróciła do ściany.
- Nie wiem za co ty lubisz Patricie, bo na pewno nie za zainteresowanie twoją nudną osobą - wtrącił znowu Alfie, śmiejąc się po nosem.
Patircia strzepnęła z ramienia moją rękę i wstała. Powoli zeszła ze schodów i podeszła do Alfiego. Biedak wyglądał na przerażonego. Wystrzelił z kanapy w mgnieniu oka i jeszcze szybciej znalazł się pod drzwiami. Przez chwile szarpał się z klamką, ale w końcu otworzył drzwi w wybiegł prosto na deszcz. Patricia stała przez chwile na progu. Ku mojemu zdziwieniu wybiegła za nim. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem za nimi, budząc przy tym KT.
- Co z nimi? - spytałem Fabiana, który na moment oderwał się od książki.
- Najwyżej wrócą cali mokrzy do domu.
- No tak, nie ma to jak ganiać się po dworze w ulewę - stwierdziłem, schodząc na dół.
Kiedy tylko deszcz chodź trochę się uspokoił, wyszliśmy z biblioteki Frobishera. Mieliśmy jeszcze kilka minut do kolacji. Biegiem udaliśmy się do Anubisa. Byliśmy mokrzy, ale i tak mieliśmy lepiej niż Alfie i Patricia, którym zachciało się ganiać po dworze. Po przebraniu się usiedliśmy od razu do stołu. Tosty zdążyły już trochę wystygnąć, ale i tak były dobre.
- Gdzie Alfie i Patricia? - spytała Trudni, szukając ich wzrokiem po salonie.
- Właśnie powinni już tu być - powiedział Fabian, wyjmując telefon. - Nie odbierają - dodał po chwili.
Było już po szpilce. Chociaż nikt już nie upuszczał szpilek, a naszego nowego dozorcy nawet nie było w domu, to i tak wszyscy udawali się do pokoi o tej godzinie. Była to chyba kwestia przyzwyczajenia. Ja siedziałam z Fabianem w pokoju. Oboje martwiliśmy się o dwóch członków Sibuny. Za oknem ciągle lało, a błyskawice przecinały niebo co jakiś czas. Próbowałem udawać spokojnego i zapewniałem kumpla, że pewnie schronili się gdzieś przed deszczem. Sam w to jednak nie wierzyłem.
Postać Lavreia można zobaczyć w zakładce ,,Bohaterowie"
Rozdział wyszedł jaki wyszedł. Nie za bardzo mi się podoba pewnie pisałabym go od nowa w nieskończoność, a przydałoby się coś wstawić w końcu. Napaćkałam też już trochę w tej historii, więc jak macie jakieś pytania, to nie krępować się i pytać ;).
Kocham ten rozdział :D
OdpowiedzUsuńPiszesz lepiej od mnie, więc twoje rozdziały pt. 'wyszły jak wyszły' sa ną tyle genialne, alby je czytać w nieskończoność. Ciekawa jestem, co spotkało Alfiego i Patricię. Awww :3 Pisz kiedy następny rozdział, bo ja się tu dławię z ciekawości :)
OdpowiedzUsuńXXX
Ja nie rozumiem co ty masz do swoich opowiadań. Mi się mega podobają i uwielbiam je czytać. I bardzo się ciesze, że podobają ci się moje opowiadania. Twoje komentarze zawsze miło mi się czyta :).
UsuńSuper ;))
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńFajnie że robisz takie długie i ciekawe rozdziały. Strasznie wciągają. To jest super.! Kiedy kolejne.?
OdpowiedzUsuńBardzo fajne-ciekawe.Może i nawet lepsze od moich ale jestem początkująca.Świetne,świetne,świetne pisz nexta :D
OdpowiedzUsuńBrak słów.Po prostu zarąbistty.
OdpowiedzUsuń