czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 24

Z perspektywy Patrici
,,Pustkę w sercu, może zapełnić tylko twoja śmierć" - usłyszałam cichy, kobiecy szept, który drastycznie wyrwał mnie ze snu. Oczy mnie piekły, ale i tak je otworzyłam. Z trudem napięłam mięśnie. Nie bolały już, ale były zesztywniałe. W dłoniach i nogach czułam mrowienie. Pomimo tego wszystkiego, nigdy nie było mi lepiej. Ból ustąpił, a ja miałam wrażenie jakby otaczała mnie kojąca bariera. Busola w kieszeni Eddiego, jak zawsze była niezawodna. Tylko dlaczego, to on ją ma? Spojrzałam w prawo na chłopaka. Udawał, że śpi odwrócony do mnie plecami. Normalnie, zepchnęłabym go z łóżka i kazała się wynieść, ale jakby nie było pomógł mi wczoraj no i jest to jego pokój. Przeniosłam wzrok na zegar wiszący na ścianie. Wysiliłam wzrok, żeby dostrzec wskazówki. Przez zakurzoną, umazaną szybkę, oprawioną ciemnym drewnem, wskazówki wskazywały piątą rano. Wydawało mi się, jakbym leżała tu już kilkanaście godzin, a nie tylko dwie. Fabian spał sobie w najlepsze, owinięty byle jak kołdrą. Poduszka leżała na ziemi. Ciekawie, czy wiedział, że Eddie mnie tu przyniósł. Spojrzałam ponownie na blondyna. Spał w ubraniu, tak samo jak ja. Włosy były rozczochrane i trochę oklapnięte, bez kilograma żelu. Jak przystało na późne lato, już o tej godzinie, słońce chciało wedrzeć się do pokoju. Bordowe żaluzje zatrzymywały je jednak skutecznie za oknem. Właśnie dlatego w pomieszczeniu panował półmrok. Było mi dobrze. Wiedziałam z czego to wynikało. Miałam wszystko przy sobie. Eddiego, busole i Lavreia, który siedział opary o drzwi. Wygramoliłam się powoli spod ciepłej pierzyny. Musiałam przyznać, że chłopak ma wygodne łóżko. Spałam od strony ściany i musiałam jakoś ominąć Eddiego.
- Eddie, wiem że nie śpisz. Posuń się. Chce wstać.
- Skąd wiesz, że nie śpię? - spytał, odwracając się z uśmiechem w moją stronę.
- Po oddechu. Człowiek inaczej oddycha, kiedy śpi. A teraz już wstawaj. Zrobię ci jajecznice na śniadanie w ramach podziękowań - powiedziałam. Należało mu się, bo w końcu mi pomógł.
- Nie wstanę.
- Eddie... Wstawaj, dla własnego dobra. Mam przejść do drastycznych metod?
 - Nie uważasz, że ta była już dojść drastyczna. Żeby człowieka z samego rana, groźbą witać? A gdzie buziak?
 - Idź do KT, pewnie ci da. - Nie, nie mogłam przeboleć tego, co mi powiedziała w kuchni.
- Nie no, znowu foch? - spytał.
- Wstawaj bo ja cie wstanę i to nie będzie zabawne!
- A co możesz mi zrobić - zakpił i w tej chwili wydał na siebie wyrok.
Leżał na brzegu łóżka, więc wystarczyło porządne pchnięcie i już leżał na ziemi. Stłumił jęk, nie chcąc chyba budzić Fabiana, albo pokazać, że uraziłam jego męsko dumę. Z uśmiechem na ustach, wstałam z łóżka i zwaliłam na niego kołdrę.
- Powiedzmy, że mam dzień dobroci dla zwierząt i na tym skończę - oznajmiłam mu, kierując się do drzwi.
- Ta, bardzo śmieszne, Gaduło - skomentował. - Powiesz mi o co chodziło w nocy? - spytał, gramoląc się na nogi.
Zatrzymałam się w połowie drogi do drzwi. Lavrei wstał i spoglądał na mnie, ciekaw co powiem.
- Henot chce zdobyć serce Zguby Anubisa - powiedziałam zgodnie z prawdą i odwróciłam się do blondyna, siedzącego na łóżku. - Zrobi wszystko, żeby dojść do celu. Pewnie użył mnie jako groźby. Ten ból... był straszny, Eddie.
- Musze oddać  busole, KT. Ale co jeżeli, to się powtórzy? Nie chce patrzeć jak cierpisz. - Spuścił wzrok na podłogę. Widać było, że przeżywa to. Właśnie, dlatego milczałam. Nie chciałam nikogo obarczać tym ciężarem. Oni zasługują na normalne życie.
- Posłuchaj... ja chciałam umrzeć. I właśnie dlatego KT musi mieć, to przy sobie. Jest Zgubą Anubisa i nie może zginąć. Oddać mu swoje serce.
- Ale...
- To już się nie powtórzy - przyrzekłam stanowczo.
- Co busola robiła pod twoją poduszą? - spytał po chwili, odtrącając od siebie złe myśli.
- Znalazłam ją rano na ziemi. KT musiała wypaść - skłamałam. Wzięłam ją w nocy tylko na chwilę, by poczuć się lepiej, ale potem nie potrafiłam odłożyć na miejsce.
- Wtedy w nocy, miałem wrażenie, że ta busola chciała do ciebie iść. Zaprowadziła mnie do holu.
- Byłeś zmęczony. Wydawało ci się - powiedziałam szybko.
Przez chwile panowała cisza. Tak bardzo chciałam wierzyć we własne słowa. Jeżeli, to by się powtórzyło... Nie przeżyłabym.
- Która godzina ? - spytał chłopak, rozpogadzając się. Wstał z łóżka i przeczesał włosy.
- Czy ja ci na zegarek wyglądam?
- Wyglądasz mi na dziewczynę, która spała ze mną w łóżku - powiedział, czekając rozbawiony na moją reakcje.
- A ty wyglądasz na idiotę, czyli w sumie jak zawsze  - odburknęłam, chodź czułam jak moje policzki robią się czerwone.
- Rumienisz się.
- Kretyn.
- Za co mnie wyzywasz?
- Nie wyzywam. Uświadamiam ci prawdę.
- Ah no tak, dzięki - powiedział z sarkazmem. - Wracając do tematu spania...
- Jest chwila po piątej - warknęłam szybko, kończąc dyskusje.
- Rozumiem, że mam nie drążyć tematu? - droczył się dalej.
- Spróbuj tylko, a wyśle cie na Kostrynę i każę zająć nielegalną hodowlą ślimaków.
- Za duża czasu spędzasz z Alfiem - stwierdził.
- Bo z tobą się nie da.
- A no wybacz, jak zwykle moja wina, a  ty święta.
- Że niby moja wina...
- Przecież ty zawsze miałaś i masz mnie w dupie - przerwał mi.
- Skąd możesz to wiedzieć!? - podniosłam głos. Jak on mógł tak uważać?
Eddie wstał z łóżka i stanął na przeciwko mnie.
- Po prostu wyjdź z tego pokoju - powiedział, wskazując drzwi.
- Nie martwi się. Nie długo sobota i Fabian zacznie szukać ci dziewczyny. - Zobaczyłam w jego oczach zaskoczenie. Nie ruszyłam się z miejsca ani o centymetr. Patrzył na mnie ze złością, ale też i dystansem, czego nigdy u niego nie widziałam. Nie w stosunku do mnie.
- Kto ci powiedział?
- Serio, cenisz mnie tylko na marny tydzień?
- A czego się spodziewałaś?! Że będę chodził za tobą jak pies? Wyjdź z tego pokoju!
- Możecie się w końcu zamknąć! - krzyknął Fabian, sięgając po poduszkę i przyciskając sobie do twarzy. - Ludzie, jest dopiero po piątej.
Bez słowa wyszłam z pokoju. Mimo tej małej sprzeczki z Eddim, nie czułam się źle. Wiedziałam, że powiedział, to co myśli. Minęłam otwarte na roścież drzwi pokoju Alfiego i Jeroma. Nie miałam nawet jeszcze czasu, zastanowić się nad tym pocałunkiem. Miałam nadzieje, że Clark wyjaśni wszystko i będzie po problemie. Idąc w kierunku schodów zobaczyła, Alfiego. Stał na przeciwko sarkofagu i patrzył się na jego czarne ślepia, przekrzywiając lekko głowę.
- Alfie?
Chłopak oderwał zamyślone spojrzenie i przeniósł je na mnie.
- Nie lubię spać sam w pokoju - wyznał. Zdziwiłam się trochę.
- Nudno ci bez Jeroma, co? - Chciałam powiedzieć, że czuję się samotny, ale i tak by się pewnie nie przyznał.
- No trochę. Wiesz, śnił mi się dzisiaj ten sarkofag.
Chłopak schował dłonie w głębokich kieszeniach spodni i zmarnowany wrócił do oglądania sarkofagu. Zrobiło mi się go żal. Alfie zawsze był wesoły i zobaczenie go smutnego było dziwne. Nie potrafiłam teraz pójść do siebie. Nagle chłopak uśmiechnął się i pobiegł do kuchni krzycząc, żebym poczekała. Po chwili wrócił z tasakiem.
- Co chcesz nim zrobić? - Odsunęłam się kawałek. Alfie, jego głupota i wielki tasak nie wróży nic dobrego.
- Chce otworzyć sarkofag - powiedział jakby było, to oczywiste.
Włożył nóż w szparę po prawej stronie i zaczął się siłować. Zaparł się nogami i ciągnął z całej siły. Muszę przyznać, że odrobinę mnie, to bawiło. Nie czekaj, co ja mówię. Bawiłam się  świetnie. Alfie robił przy tym takie miny, że nawet nie wiedziałam o istnieniu takim mięśni twarzy.
- Będziesz miał umięśnioną twarz, Alfie - oznajmiałam mu z dumą. Chłopak spojrzał na mnie dziwnie, nic nie rozumiejąc.
Drzwi wejściowe otworzyły się raptownie, wpuszczając do środka promienie porannego słońca. Świerze powietrze wpadło i zawirowała wokół nas. Alfie wyszarpał tasak i stanął obok mnie, na przeciwko drzwi. Uniósł nóż w pogotowiu, na co ja tylko pokiwałam głową. Po chwili do holu wszedł Baltazar. Nagle zapragnęłam, żeby ten tasak wyślizgnął się z rąk Alfiego i poleciał na dozorce. Eh marzenia.
- Co wy wyprawiacie?! - krzyknął wkurzony. Zmęczenie wyraźnie malowało się na jego twarzy. - Biegacie po domu o piątej rano z tasakiem!
- Niee - zaczął Alfie, patrząc z przerażeniem na twarz dozorcy. Jego niebieskie oczu, wpatrywały się w nas uporczywie. - My... pokazujemy temu tu gościowi - wskazał na sarkofag - jak się kroi pomidory. - Miałam ochotę jebnąć Alfiego, młotkiem w łeb.
- A gdzie pomidory? - zapytał, mrużąc oczy.
- Alfie, robi za pomidora - wtrąciłam szybko, uśmiechając się.
- Ej, no.
- Zamknij się Alfie.
- Dlaczego, to ja mam robić za pomidora?
- Bo jesteś tak samo głupi - powiedziałam.
- No widzi pan, ona ciągle mnie obraża - zwrócił się do Baltazara. - Zero szacunku.
- Nie ważne. Do pokojów, a nie latacie z tasakiem po ....
- Aaaaaaaa - wrzasnął Alfie, wyrzucając do góry tasak i zakrywając rękoma buzie. - Ty mnie zagadujesz, a Trixi pewnie zdążyła już wypchać moją Fione!
- Fiona, to jego kochany dywan - wyjaśniłam, widząc zdziwione spojrzenie dozorcy.
Alfie uciekł z piskiem do swojego pokoju. Po chwili tasak wylądował u stóp dozorcy.
- Cholera, nie trafił - powiedziałam zawiedziona. Pokiwałam z litością głową. - No widzi pan, nie umie celować, ale to może lepiej dla pana?
- Panno Williamson! Jestem głęboko zniesmaczony ty...
- Tak, tak. Ja też jestem głęboko, a nawet głębiej zniesmaczona tym, że nie trafił. Ja rozumiem pana zawód.
- Marsz do pokoju! Pogadamy sobie później! - Wskazał mi schody.
- Hm czy ja tu słyszę lekko irytację? - spytałam, przekrzywiając lekko głowę. - Pan się trochę irytuje - stwierdziłam.
- Irytuje się ogromnie! - wrzasnął i wyszarpał wbity w podłogę tasak. - Jak mi zaraz nie pójdziesz do pokoju...
- Co tu się dzieje?! - Trudy, stanęła w połowie schodów i patrzyła na nas. Była jeszcze w piżamie. Długa do kostki, błękitna piżama na ramiączkach, okalała ją luźno. Czarne włosy sterczały na wszystkie strony.
- Pan Baltazar pokazuje sarkofagowi, jak się kroi pomidory. Obawiam się Trudy, że mu brakuje przyjaciół i biedak gada z przedmiotami nie ożywionymi. Ale robimy już duże postępy. Wyraża swoje uczucia.
- Ty smarkulo... - zaczął dozorca, ale nie dokończył.
- Baltazarze! Trzeba było tak od razu. Chodź poznam cię z moimi znajomymi! - Trudy wyglądała na zafascynowaną swoim pomysłem. Z wielkim uśmiechem zbiegła do dozorcy i poklepała przyjaźnie po plecach. - Musisz tylko zostawić tasak. Każdy ma jakiś przyjaciół, ale nie uważasz, że tasak, to zły przyjaciel.
- W pełni się z tobą zgadzam, Trudy - wtrąciłam, próbując zachować powagę. Było to mega trudne. Zanosiło mi się na śmiech.
Z pokoju wyszedł Alfie. Ciągnął na smyczy dywan. W podskokach szedł do drzwi. Podbiegłam do niego i zaczęłam ciągnąć do pokoju. Chłopak się zapierał.
- Muszę z nią wyjść na dwór. Skomli mi - marudził Lewis, z grymasem na twarzy.
- Czy, to jest dywan? - spytała Trudy, wskazując na niego ręką.
- Nieee... To Fiona - powiedziałam.
- To mój pies - dodał Alfie, dumnie.
- Przecież, to dywan! - upierała się.
- To pies! - kłócił się chłopak.
- Mówiłam ci Alfie, żeby go nie prać w perwolu - skomentowałam.
- Wypraliście psa w perowlu! - krzyknęła Willow, która wychylała się z balustrady. Szybko zbiegła ze schodów i upadła na kolana przed dywanem. - Biedny piesek, maleństwo pani - mówiła, głaskając długie włosy dywanu.
- Willow - zaczęłam powoli. - To dywan.
- Nie ważne kim jest, ważne na co się czuje! - bronił dywan Alfie.
- Dojść! - Ryknął Baltazar. Trudy, aż się od niego odsunęła. - Zabierać mi tego psa!
- Oooo jaki słodkie piesek - piszczała z góry Joy.
- Ludzie, co z wami?! To dywan, a nie pies! - Tłumaczyłam, ale nikt mnie nie słuchał. Joy zbiegłam na dół i zaczęła głaskać dywan.
- Ma dziwną sierść - oznajmiała po chwili.
- Bo wyprali go w perwolu - wytłumaczyła jej Willow.
- Co za sadyści piorą psa w perwolu! Trzeba zadzwonić na policje.
- I co im powiesz? - spytałam. - Że znęcamy się nad dywanem?
- Nie kochasz, Fiony - powiedział smutno Alfie.
Wszyscy rzucili się na głaskanie dywanu. Tylko ja stałam i patrzyłam się na nich jak na idiotów. Trwało to kilka minut, aż do domu weszła jakaś kobieta w średnim wieku. Miała na sobie formalny mundur, a na piersi zawieszkę ze znakiem pomocy dla zwierząt. Weszła ciężkimi buciorami do holu.
- Nie no, kto zadzwonił do pomocy dla zwierząt? - spytałam, zamykając na chwile oczy. Nie wierze w tych ludzi.
- Czy to ten pies? - spytała szorstkim głosem, kobieta. Stanęła obok Trudy i Baltazara. Spojrzała na tasak, trzymany przez dozorce i cmoknęła, kiwając głową.  - Znęcanie się nad psem. Zabieram go.
Minęła ich i podeszła do smyczy. Podniosła ją z podłogi, wypinając przy tym tyłek. Nie uszło mojej uwadze rozmarzone spojrzenie Baltazara. Wyszła ciągnąc za sobą Fione. Willow wybuchła płaczem za ,,psem" ,a Joy równie załamana, pocieszała ją. Alfie wybiegł za kobietą, potrącając dozorce, któremu wypadł z dłoni tasak. Wylądował między nogami.
- No cholera, znowu nie trafił - powiedziałam zniesmaczona. - Pan to ma pecha.
Pobiegłam na górę i walnęłam się na łóżko w swoim pokoju. Była już szósta, jeszcze godzinę mogłam pospać, a później porozmawiam z Lavreiem.
- Patologia - szepnęłam do siebie cicho, okrywając się kołdrą.

W szkole, jak to w szkole. Nudne lekcje i unikanie Eddiego na przerwach. Ostatnie na co miałam ochotę, to rozmowa z nim. Na chemii pani rozdała nam małe fajerwerki na drewnianym, cienkim patyczku. Zapaliliśmy je i spisywaliśmy na kartkę obserwację. Muszę przyznać, że zafascynowało mnie patrzenie na iskrzący patyczek. Miałam wrażenie, jakby małe gwiazdki wyskakiwały z niego w pośpiechu. Może śpieszyły się na pociąg.... Taaa właśnie takie myśli towarzyszyły mi cały dzień. Nie wiem dlaczego, ale miałam dobry humor. Przerwy spędzałam z Alfiem. Pokazywał mi sztuczki, gadał o kosmitach. O dziwo można było też z nim normalnie pogadać. Widać było, że brakuje mu Jeroma. Sibuna zamknęła się w swoim towarzystwie. Zawsze tam gdzie KT, też oni. Ciekawe, czy do łazienki też z nią chodzili... Pewnie Eddie pchał się pierwszy. Alfie źle znosił ciągłe napięcia, więc odizolował się trochę od nich. Pewnie wkurzało go ciągłe uciszanie i brak przerw na jedzenie w pilnowaniu Rush. Obiad minął niezwykle spokojnie. Wszyscy zamknięci w swoich grupkach. To się robiło wkurzające zwłaszcza, że ja odeszłam od swojej i znalazłam się sama. No może z Alfiem, z którym rozmawiałam. Chociaż nigdy wcześniej o tym tak nie myślałam, to teraz obwiniałam o to Sibunę. Nasz dom podzielił się do należących do klubu i resztę domowników.
- Ponoć Jerome ma przyjechać dzisiaj - odezwała się podczas obiadu Joy. - Napisał mi, że bardzo mu się nudzi, więc może dzisiaj wieczorem już wróci.
Wymusiłam uśmiech dla Joy. Tak naprawdę, to wracał tylko jeszcze jeden problem. Chodź może i dobrze? Alfie na pewno się cieszy. Po prostu będę musiałam z nim poważnie porozmawiać i wiele wytłumaczyć. W końcu chyba mogę uznać, Jeroma za przyjaciela.
Dzień minął szybko. Byłam teraz w kuchni i myłam naczynia. Zimny wiatr wślizgiwał się przez szparę w oknie i pieścił mnie po odsłoniętym karku. Czułam na skórze, każdy mocniejszy podmuch, który wpychał na siłę wiatr do środka. Kiedy już dostałam dreszczy i zaczęłam się trząść, wytarłam ręce z piany o siwą ścierkę i zamknęłam dokładnie okno. Kurz, który wiatr co chwile unosił, opadł i tak już pozostał. Wróciłam do mycia talerzy. W salonie, który pełnił także formę jadali, nikogo nie było. Mogłam spokojnie porozmawiać z osobą, opartą o blat obok mnie.
- Pewnie chcesz wiedzieć, gdzie byłem, przez ostatni czas? - zaczął powoli, nie wiedząc jak zareaguję. Właśnie o to chciałam go spytać, tylko trochę głośniej. Pewnie zaczęłabym się drzeć, więc przytaknęłam tylko głową. - Byłem w świecie Henota. Miałem tam kilka spraw do załatwienia. Nie wiedziałem, że przez ten czas, przyjdzie do ciebie.
- Myliłeś się, Lavrei. - Nie obwiniałam go, ale... mógł pomyśleć, a nie zostawiać mnie na pastwę losu. - Wiesz jak, to bolało? Aż chciałam do niego pójść. Dać mu tą cholerną krew KT! - podniosłam głos. - Jak to się w ogóle stało? Czy nie mówiłeś, że nie może zadać mi fizycznego bólu?
- Brałem pod uwagę, że nie będę musiał cie zostawiać.
- Działasz jak busola, tak?
- Właśnie. Ale tylko jeżeli jestem blisko ciebie. Wtedy Henot nie może cie fizycznie tknąć. Może cie jedynie nękać psychicznie.
- O moją psychikę się nie martwi - powiedziałam, kończąc myć naczynia i wycierając dłonie o ścierkę.
- Dopóki ja tu będę, nie musisz mieć busoli.
- KT ją ma.
- Zostanę z tobą, więc się nie martw. Tylko musisz wziąć pod uwagę, że nie ochronie cie przed wszystkim.
- Jak będziesz chciał znowu sobie zniknąć, to mi powiedz z łaski swojej.
Lavrei przytaknął zadowolony głową. Wszystko sobie ustaliliśmy. Póki on tu będzie, nie potrzebuję busoli, a ten ból nie powinien wrócić. Pogadalibyśmy jeszcze, ale do kuchni wszedł Fabian. Wsadził głowę do lodówki, a po chwili wyciągnął z niej sok malinowy. Nie przepadałam za malinami, on zresztą też nie.
- Chcesz soku? - spytał, zerkając na mnie.
- Nie, ale ty chyba też nie lubisz malinowych.
- To dla KT - powiedział i westchnął. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Czyżbyś miał już jej dojść? Wysługuje się wami.
- Musimy jej pilnować. Jest Zgubą Anubisa, a ty jako potomek, również powinnaś do nas dołączyć.
- Fabian, ja nie zamierzam jej pilnować. To duża dziewczynka, sama sobie poradzi. Wiesz czemu odeszłam od Sibuny i nie ciągnijmy tematu.
- Może i dobrze zrobiłaś. Zostawiłaś problemy za sobą. - Odstawił sok do lodówki. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo się myli. Jestem jednym, wielkim chodzącym problemem.
- Wiesz, jakbyś chciał z kimś porozmawiać, to jestem do twoich dyspozycji - uśmiechnęłam się do niego.
- Dzięki, Patt - odwzajemnił uśmiech. - Jeroma ma ponoć przyjechać.
- Nie wytrzymał długo z ....
- O mój sok. - Do kuchni wparowała KT. Wzięła od Fabiana sok i napiła się. No, przecież ona traktuje go jak służącego, a on się daje. Ciekawe, czy z Eddim też tak jest...
- A gdzie dziękuje, dla Fabiana? - zwróciłam jej uwagę. Spojrzała na mnie.
- Eddie, to robi bez podziękowań.
- Nie radzę ci mnie denerwować.
KT prychnęła, a ja postanowiłam wrócić do korzeni. Podeszłam do lodówki i otworzyłam szybkim szarpnięciem. Wyjęłam z niej sok malinowy. Fabian wiedział co się święci, więc powstrzymując uśmiech, przesunął się. Podeszłam do dziewczyny, stojącej tyłem i oblałam ją sokiem. Wzdrygnęła się, kiedy sok wlał się również za koszulę.
- Nie musisz dziękować - zaświergotałam miło i z uśmiechem wyszłam z kuchni. Fabian zrobił to samo.
Byłam już na pierwszym stopniu schodów, kiedy od tyłu podbiegł do mnie Alfie. Wetknął mi palce w żebra i nim się obejrzałam niósł mnie do damskiej łazienki na piętrze. Nawet nie wiedziałam, że ma tyle siły. Światło w środku było zapalone. Mimo moich głośnych protestów wsadził mnie do niej i zamknął drzwi na klucz. Szarpałam się przez chwile z klamką, ale nic to nie dało. Po chwili usłyszałam kroki z drugiej strony. Alfie sobie poszedł i zostawił mnie w łazience!
- Eee Patt? - usłyszałam za sobą męski głos. - Co ty tu robisz?
Zastygłam z ręką na klamce. Więc, to był plan Alfiego. Zabije go. Niech tylko wyjdę.

23 komentarze:

  1. Hahaahahhahahahah nie wiem czemu,ale czytając ten rozdział co chwilę wybuchałam śmiechem.Aż dziwię się,że nikt jeszcze nie przyszedł zobaczyć co się dzieje.
    Rozdział genialny,wspaniały i po prostu nie do opisania!
    Patricia jak zawsze szczera do bólu.
    Willow,Alfie i joy no po prostu z nich nie mogę.Jak można pomylić dywan z psem?
    Jaki był plan Alfie'go?No nie napisałaś kto jest w łązience po za Pat!
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział!

    Zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  2. aż mi łzy lecą ze śmiech xd
    jak ty to zrobiłaś że napisałaś to tak ach! oddasz talent? albo choć troszkę?
    jaki plan?! dawaj kolejny bo nie wytrzymię i po nocach nie będę spać tylko myśleć xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Faajne ;)
    A kiedy następny? Dziwny jest (moim zdaniem) charakter K.T w twoim opowiadaniu. Choć... Może to lepiej? :D

    Pozdrawiam, twoja WIELGACHNA fanka!
    XOXO

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha świetneee <3 <3 <3 PS. Albo jest zamknięta z Eddiem albo z Jeromem , nwm czemu , ale stawiam na Jeroma. Zrób nam peddie . Ile mamy Cię jeszcze błagac xd? Plus dodaj szybko kolejny , bo wszyscy zwariujemy Wyraxnie inną zabiorą do psychiatry , bo wiecznie sie będzie śmiała , Yacker będzie tak zmęczony , że hej , bo po nocach spac nie będzie xd . Nie no , ale proooszęęę nie każ nam czekac tak długo na kolejny i daj nam wreszcie peddie. Kocham twoje opowiadania Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Najśmieszniejszy ze wszystkich! Dywan pomylić z psem?! Jeszcze się śmieje!! No fenomenalny!<33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę spać po nocach, bo będę się śmiać i jeszcze myśleć z kim jest Pat w łazience!<33

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że do niej w tej łazience odezwał się Eddie, chociaż ... Czekam na kolejny rozdział ;)
    Tymczasem zapraszam do mnie,opowiadanie o Peddie. Póki co jest tylko zakładka z bohaterami i prolog, ale niedługo dodam rozdział 1 który jest już zresztą napisany ;) http://peddie-story-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział <333
    Pat. No dzisiaj mnie jakoś w tym rozdziale nie wkurzyła, brawa hahahahah xd
    No ale Peddie kobieto, Peddie!
    Kto w łazience, kto w łazience?! Eddie, Eddie!
    Albo.. A nie powiem Ci, bo to Eddie :D
    Znaczy. Tak myślę :D
    Dobra, bez owijania.
    Czekam z niecierpliwością na next!
    Zapraszam do siebie, nowy rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam WIELKĄ nadzieję, że w łazience jest EDDIE, choć "znając" autorkę, będzie to JEROME :'(

      Usuń
  9. Ja tam myślę, że zrobisz nam jakąś niespodziankę i w tej łazience będzie ktoś inny. Może to być ktoś kogo w ogóle się nie spodziewamy. No to jak w każdym komciu, muszę to po prostu powiedzieć. Może w końcu zakończysz moje błagania tym, że je spełnisz. JA CHCĘ PEDDIE. Wyraźnię mówię.? A i jeszcze jedno pytanie. Jaki był ten plan.?! No normalnie nie wytrzymam aż do momentu kiedy dodasz kolejne. Będę wariować. Twoje rozdziały są bardzo ciekawe, naprawdę. Zawsze "prawie zawsze" na końcu jest coś ciekawego. Kurde przez ciebie nie będę mogła spać. Ja już chcę wiedzieć kto był w tej łazience.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to samo co ty! Zresztą (patrz: NICK)
      Chcę kolejny rozdział!! ;D

      Pozdrawiam,
      XX

      Usuń
  10. Wszyscy stawiają na Eddiego, lub Jeroma, ale ja nie sądze, że to mógłby być któryś z nich. Jak na Ciebie to byłoby zbyt przewidywalne. Ale co ma Alfie z tym wspólnego? ;o Może jednak Jerome? ;o To mnie zastanawia. ^^
    Ciekawi mnie jak to wszystko rozegrasz. Już nie mogę się doczekać. ^^
    Hahaha.. Alfredo mistrz. ♥
    Patt w łóżku z Eddie'm ?? ;o Łooj. ^^ Krejzi.
    Mam nadzieję, że dodasz szybko. ^^

    xxx

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak mogłaś oddać moją Fionę !? Pfff, noja psinka kochana. Mam nadzieje że tam, gdzie teraz jest będzie jej dobrze <3
    Nie ma to jak te rozmowy Pat z Eddie'm. Kończą się na kłótniach xd. To znak że powinni być razeem :D. I mam nadzieje że tak będzie. No w końcu nie długo sobota.
    Jerome wraca. No i musi sobie porozmawiać z Patricią.
    Genialny < 3333

    OdpowiedzUsuń
  12. Zabrali Fione :( Gdy czytałam co chwila wybuchałam śmiechem.Szłam ulicą a ludzie patrzyli się na mnie jak na wariatkę.Ja chcę Peddie.Zapraszam na mój blog jest nowy rozdział :P

    OdpowiedzUsuń
  13. nie błagam , niech ten chłop w łazience to nie będzie Jerome , błagam !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!111

    OdpowiedzUsuń
  14. To było świetne! Nie mogę się doczekać następnej części. Jeśli masz czas wejdź na mój blog. Dopiero zaczęłam pisać.
    http://story-of-peddie-by-wendy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń