sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 26

Z perspektywy Patrici
Dozorca przestał bawić się piórem, ale nadal ściskał go w dłoni. Jego niebieskie oczy, takie same jak Matta, wpatrywały się we mnie uporczywie. Początkowa złość minęła i pozostał tylko smutek i przygnębienie, wymalowane na jego zmęczonej twarzy. Zmarszczki były dokładnie widoczne na bladej cerze, a siwe włosy do łopatki, miał związane z tyłu w mocy kucyk. Mała lampka z epoki średniowiecza, stojąca na brzegu biurka, dawała przyjemne, delikatne światło. Na miejscu zajmowanym zawsze przez Corbiera, leżały jakieś książki. Prawie nic się nie zmieniło, ale to miejsce bez Victora nie było już takim samym.
- Victor się z tobą kontaktował? - spytał po chwili, rozluźniając się i opierając o oparcie fotela. Wiedziałam, że to wszystko, to gra. Żyłki na jego czole były napięte.
- Nie - odpowiedziałam pewnie siebie. Róg kartki z jego numerem, kuł mnie w skórę nawet przez materiał. - Niby dlaczego miałby się ze mną kontaktować?
- Pomyślałem... Zresztą, nie ważne - Patrzył się na wszystko oprócz mnie. - Potrzebuje tej cholernej busoli.
- Nie wiem, gdzie ona jest - skłamałam znowu.
- On mnie zabije.
- Wybacz, ale nie mogę ci pomóc - Chciałam już wstawać, ale jego spojrzenie usadziło mnie z powrotem.
- Słyszałaś o książce, której można się spytać, czy umrzesz w najbliższym czasie?
- Nie mam pojęcia, co to jest.
Baltazar pokiwał głową. Myślał nad czymś intensywnie. Zarzuciłam nerwowo nogę na nogę i czekałam na zakończenie wykładu. Dozorca odsunął fotel i zaczął chodzić po pokoju. Jego splecione za plecami dłonie, drżały lekko. Po chwili założył za ucho kilka pasm włosów.
- To siwe, czy farbowane? - spytałam, zaciekawiona.
- Ah siwe, ale pięknie utrzymane - Baltazar wydawał się dumny, że ktoś zwrócił uwagę na jego włosy. Zsunął z nich bordową gumkę i machnął w powietrzu. Zapachniało mi, czymś znajomym...
- Pachnie pan jak Jerome.
- Pan też używa Schaumy! - Do gabinetu wpadł Alfie. Drzwi omal nie wypadły z zawiasów, kiedy huknęły o ścianę. - Jerome o wszystkim się dowie!
- Ale o czym? - spytał, przerażony dozorca. Wyglądał jakby go przyłapano na kradzieży.
- Podkrada pan Jeromowi szampon do włosów!
- To nie tak! Wszystko wytłumaczę...
- Nie!
Lewis uniósł wysoko głowę i zgarnął z biurka lampkę. Brązowy kabel ciągnął się za nim, kiedy wychodził z gabinetu. ,,Chodź Filemon, chodź." mówił, głaszcząc klosz. Baltazar spojrzał na mnie szukając wytłumaczenie. Wzruszyłam ramionami.
- On tylko tęskni, proszę pana. Tęskni za Fioną...
- Boże, a ja zawsze myślałem, że to lampa. Przez cały ten czas miałem w swoim pokoju zapchlonego kundla! Ciekawe skąd te światło wychodziło...
- Idiota goni idiotę - stwierdziłam, kierując się do wyjścia.
- Ah panno Williamson. Może powinnaś poszperać w szkolnej dokumentacji? Myślę, że to dobrze zrobi na pamięć - powiedział obojętnie, jakby od niechcenia. - Radziłbym pójść w nocy. Nikogo nie powinno być. - Wyszperał z kieszeni klucz od szkoły i rzucił mi.
Nie odpowiedziałam. Wyszłam na schody i stanęłam na chwile. Mało zrozumiałam z tej rozmowy. W sumie dowiedziałam się tylko, że Baltazar podbiera szampon do włosów. Nie miałam pojęcia, co to jest ta księga zmarłych, ale mniejsza z tym. Skąd Baltazar wiedział o mojej utracie pamięci? Jakaś lecąca latarka minęła mnie o centymetr i walnęła w ścianę obok.
- Ha myśleliście, że głupi Baltazar was nie znajdzie?! Już mi won z gabinetu, zapchlone kundle! - wrzeszczał z gabinetu, wyrzucając latarki i lampki.

Weszłam do salonu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to Willow tańcząca wokół stołu i polewająca podejrzaną cieczą kanapkę w ręku. Na ciemniej kanapie, Eddie z słuchawkami na uszach i laptopie na kolanach, przyglądał się dziewczynie. Chłopak wrócił do korzystania z  żelu do włosów i lekkiej mani na skórzane kurtki. Wyglądał dokładnie tak jak go poznałam. Nie wiem skąd ta zmiana. Na pewno nie uległ jej jego charakter. Stał się bardziej spokojny i odpowiedzialny. Sibuna go tak zmieniła. Narzuciła na niego wszystkie problemy i oczekiwała, że zawsze znajdzie rozwiązanie z opresji. Jego zmiana miała swoje dobre i złe strony. A ja... ja nie mogłam wytrzymać sama ze sobą. Lokowane włosy szybko zaczęły mnie wkurzać i znowu je prostuje. Najgorsze, że nie potrafiłam odnaleźć w sobie, jak to mówi Jerome, tego dawnego charakteru. Te czasy, kiedy niczym się nie przejmowałam i liczyła się tylko dobra zabawa. Może i byłam lekkomyślna, ale życie było łatwiejsze. To rzeczy, których chyba nie tylko mi brakuje. Teraz... teraz wszystko się zawaliło.
- Gaduło? - zwrócił się do mnie Eddie. Ruszyłam się w końcu i usiadłam obok chłopaka, na kanapie. Objął mnie, ale jego dotyk wcale nie przyniósł przyjemności. Miałam ochotę strzepnąć jego rękę. - Co tam?
- Baltazar rzuca szczeniaczkami - powiedziała. - Idziemy popatrzeć?
- Co!? - Krzyk Willow poniósł się po całym domu. Wybiegła na schody i zaczęła zbierać lampki, ględząc coś o grzecznych pieskach.
- Patologia - westchnęłam. Chłopak nachylił się do mnie. - Patrz! Jaka prosta podłoga! - Eddie luknął na podłogę, a potem na mnie. Obrócił mnie w dwoją stronę i ponowił próbę pocałunku. Trzepnęłam go w ramię.
- Za co to?
- Za chęć do życia i miłość do ojczyzny.
- Wyjebane mam na taki związek - oznajmił, nawet na mnie nie patrząc. - Jutro przed szkołą mamy zebranie Sibuny.
- Nie należę do Sibuny.
- I tak masz przyjść.
- Dobranoc - powiedziałam, kiedy już wychodził z salonu.

Skończyłam śniadanie i chciałam już wstać. Czyjaś dłoń chwyciła mnie szybko pod stołem. Eddie spojrzał na mnie dziwnie i szepnął ,,Sibuna". Z głośnym westchnieniem, usiadłam z powrotem i czekałam, aż Mara i Joy wyjdą już do szkoły. Dzisiaj czwartek i został tylko jeden dzień szkoły. Wolność, jak to mówi Alfie. Ja za to, ani trochę nie ruszyłam się ze swoimi sprawami, co działało mi na nerwy. Oprócz wspomnień, które nawiedzały mnie od czasu do czas, nic nie chciało mi pomóc. Jakby wszystko było przeciwko mnie. Musiałam znaleźć jakieś dowody, że byłam w tej szkole przed rozpoczęciem nauki. Niestety wszystko sprowadzało się do nocnego wyjścia do szkoły. Może Baltazar faktycznie jest po mojej stronie? Chciałam wczoraj skontaktować się z Victorem, ale nie odbierał telefonu.
- Mamy już jakąś poszlakę - zaczął Fabian, kiedy przy stole zostali sami członkowie dennego klubu. - Baltazar mówił wczoraj coś o księdze zmarłych...
- Podsłuchiwaliście!? - krzyknęłam oburzona. Myślałam, że to tylko Alfie tam stał.
- Możesz nie przerywać, Patricio? - uciszył mnie Eddie.
- Nie, nie mogę, bo...
- Wracając do tematu - wtrącił szybko Rutter. - Słyszałem już o księdze zmarłych, kiedy szukaliśmy w bibliotece Frobishera wiadomości o kielichu. Są tam zapisane osoby, które umrą w najbliższym czasie.
- Czyli przepowiada przyszłość? - spytała Kara, bawiąc  się w ręku pustą szklanką.
- Dokładnie - opowiedział jej Fabian. - Ponoć pojawia się, kiedy osoba szukająca chce się dowiedzieć, czy w najbliższym czasie czeka ją śmierć.
-Ale obejmuje tylko kilka tygodni - wtrącił Eddie. Współlokator musiał mu już wcześniej wszystko  powiedzieć.
- Czekajcie, chyba nie wierzycie w tą bajeczkę? - przerwałam szybko. - Księga nie może się pojawić od tak, z powietrza.
- Księga ma na okładce czarnego ptaka... - zrobił dramatyczną pauzę. Przewróciłam oczami. - Taką samą jak na drzwiach w tej komnacie. Tak, Patt mam na myśli tego ptaka, którego umazałaś krwią - dodał widząc, że chce się odezwać. Przytaknęłam głową. Poczułam jak Eddie ściska moją dłoń. Rana prawie już nie było widać. Ten gest jednak mnie irytował. Nie potrzebuję jego opieki. - Myślę, że ta komnata jest drogą do księgi.
- Więc, kiedy tam idziemy? - spytałam.
- Poszukam jeszcze trochę informacji i wtedy pójdziemy.

Przymulałam na lekcji francuskiego. To dopiero trzecia lekcja, ale ja i tak mam już dojść. Zajęłam jak zawsze, moją ulubioną ławkę przy oknie. Joy siedziała ze mną i zapisywała dokładnie wszystko, co mówiła nauczycielka. Mi nawet nie chciało się podnieść długopisu. Słońce, wpadające przez okno wprost na mnie, usypiało. Zerknęłam na swojego chłopaka. Siedział równie znudzony, co ja. Rozwalił się na krześle i pisał coś w telefonie.
- Wiesz, kiedy przyjedzie Jerome? - spytałam cicho Joy. Na chwile przestała pisać i spojrzała na mnie. Coś ją martwiło. Wiedziałam, to po jej spojrzeniu.
- Nie wiem - odpowiedziała szybko. - Wiesz... ostatnio jakoś mi tak dziwnie z nim. Sama nie wiem, co do niego czuje.
- Chyba nie chcesz z nim zerwać?
- Lubię go, ale chyba bardziej jako przyjaciela. Wole zostawić go tobie.
- Co?! - Omal nie spadłam z krzesła. Wszyscy w klasie się na mnie spojrzeli. Nauczycielka uniosła pytająco jedną brew. Wyglądała jeszcze głupiej niż Alfie, kiedy tak robi. - Już bym wolała się rzucić z wieżowca, albo zadławić słoniem!
- Patricio, to bardzo interesujące, ale lekcja jest ważniejsza.
- Cóż, niech tak będzie. Nie będę pani wyprowadzać z błędu - odpowiedziałam i podparłam ręką głowę.
- Ciekawe jak, to jest się zadławić słoniem - myślał na głos Alfie, głaskając lampkę, leżąca mu na kolanach.
- Droga wolna. Jedź do zoo i spróbuj - powiedziałam z uśmiechem.
- Daj spokój. Pojedzie i nie wróci. Zamkną go w klatce - wtrącił Eddie.
- Ej no! - oburzył się Lewis i walnął focha.
- Oh Alfie, nie martw się. Obiecuję przyjeżdżać raz na miesiąc. Będę rzucać ci orzeszki - pocieszałam go.
- Taa chyba zatrute - dodał Miller.
- Po prostu mi zazdrościsz, że będę mogła karmić słonia w zoo!
- Ta jasne, bo ja o niczym innym nie marze, jak karmienie Alfiego zatrutymi orzechami w zoo.
- Trixi, a kokosy też dostanę?! - pytał uszczęśliwiony ,,słoń"
- Słonie nie jedząc kokosów... chyba
- A to czasem wielebłądy nie jedzą kokosów?
- Popatajałabym sobie na wielebłądzie po puchatych obłokach - odezwała się rozmarzonym głosem Willow.
- Wielbłądy, a nie wielebłądy - kłóciła się Mara, chodź raczej nikt jej nie słuchał.
- Słoniobłond - pochwalił się nowym słowem Alfie.
- Byłbyś wspaniałym słoniobłondem, Alfie.
- Dojść! - wrzasnęła na całe gardło nauczycielka. Zrobiła się cała czerwona na twarzy. - Alfie, zabierz z ławki lampkę, a reszta cicho siedzieć. To nie jest lekcja biologi!
- To Filemon, proszę pani - odezwał się Lewis.
- Ściągnij go z ławki!
- Najpierw Fiona, teraz mój kot Filemon - Alfie był bliski płaczu. - Jak tak można! On też ma uczucia!
- Panie Lewis!
- Może wyrazi pani trochę współczucia - wtrąciłam. - Biedak jest załamany po utracie psa.
- Eh no... A co się stało z Fioną? - spytała już spokojniej. - Musiałeś naprawdę kochać tego psiaka.
- Całym serce - chlipał Alfie. - Tak pięknie się poznaliśmy. Leżał w gabinecie i przygniatał go stół i komoda. Ludzie po nim chodzili i prali w perwolu! Te nasze wspólnie spacerki... - wspominał chłopak.
- Fiona, to dywan - oświeciłam ją.
- A ty nadal swoje, Patricio! Nie kochałaś Fiony! - skomlił.
Mina nauczycielki była przekomiczna. Zerkała, to na mnie, to na Alfiego i resztę klasy. Nie wiedziała, co powiedzieć i stała tylko w miejscu, próbując wszystko sobie poukładać. W końcu zadzwonił dzwonek. Wyszliśmy z gabinetu, zostawiając zdębiałą nauczycielkę z problemami psychicznymi.

Stałam przed wielkimi drzwiami szkoły i obracałam w dłoni klucz. Była prawie północ. Na szczęście Baltazar nie rzucał żadnymi szpilkami i nie robił obchodów. Z pokoju wymknęłam się jak tylko dziewczyny zasnęły. Jak się któraś obudzi, to najwyżej powiem, że poszłam do Eddiego.  W ogóle, czy to można zaliczyć do włamania? Nigdy bym nie pomyślała, że będę aż tak bała się wejść do szkoły. Noc była spokojna i ciepła. Żadnego wiatru i chmur. Tylko Lavrei muskał oddechem moje ramie. Cierpliwie, nie poganiając mnie czekał, aż będę gotowa. Chyba bałam się zobaczyć, to co może znajdować się w gabinecie. Jednak nie mogłam bez końca tak stać i marnować czas. Może ktoś mnie zobaczyć, chodź w okolicy ani żywego ducha. No, może nie licząc, Lavreia. Byłam niespokojna. Moje ostatnie wizyty kończyły się tragicznie. ,,Dobra, Patricio chcesz się czegoś dowiedzieć, to musisz coś zrobić" - mówiłam sobie w myślach. Przez chwile szukałam w ciemności zamka. Kiedy go znalazłam szarpałam się z otworzeniem go. Cholera, bałam się.
- Spokojnie - odezwał się Lavrei. Jego spokojny, kojący głos podziałał. Przecież nie byłam sama. Miałam go.
- Dzięki. - Nie musiałam mu mówić, co mam na myśli. Przytaknął głową i wszedł za mną do szkoły.

17 komentarzy:

  1. Haahhahaha ,ale jest psychiczny ,ale to całkiem zabawne!! <33 kocham twoje rozdziały!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha! Świetny rozdział. Najlepsze na lekcji jak Alfie opowiadał nauczycielce o Fionie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz super rozdziały mam nadzieję że będzie Patrome :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahaha Ryjesz mi psychikę wiesz?
    Hahah też chcę karmić słonia Alfiego zatrutymi orzeszkami!Mogę?
    Aaaa Alfredo ma nowego zwierzaka!Tym razem lampę zwaną Filemonem xdd
    Rozdział jak zwykle świetny!Dodawaj szybko kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko, ale zajebiste, o matko!
    Ja taka podjarana, bo Brad dodał nowe zdjęcia. Jeeezuuuuu! Sam sex normalnie.
    Patt się włamuje, ha ha. też tak kiedyś zrobię. Heheszki. Brad moim bogiem, a Patricia nałogiem.
    Czekaj, czekaj... Patricia chciała powiedzieć dziewczyną, że spędziła noc u Eddiego. Ahahaha. Ja bym spędziła u Fabiana ^-^
    Alfie jest słoniem, bardzo najs, najs.
    Zapraszamy do Anubisa, prawdziwego królestwa. Żyją tu zwierzaki, nieszczęsnie zaklęte w lampy, latarki i dywany. U nas jedyna w rodzaju patologia! Pierzemy psy w perwolu a potem wyprowadzamy je na spacer! Atrakcja wieczoru: rzucanie tasakiem w dozorcę! Zapraszamy!
    *przed przyjazdem należy zaopatrzyć się w leki i zapoznać się z treścią ulotki dołączonej do opakowania bądź skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą,gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu*
    Mówię ci, ty daleko zajdziesz! Z takimi pomysłami! No proszę was: tyko ona wymyśliła, że pierzemy psy w perwolu. Ahhh, te zwyczaje w Anubisie.
    Willow, popatajamy sobie na wielebłądzie po puchatych obłokach? Mam na to ogromną chęć :)
    Moja klasa też zostawia nauczycieli po lekcji u kresu załamania psychicznego. Piona!
    Zaadoptowałam Fionę, mój drogi Alfie, nie musisz się o nią martwić. Jest u mnie szczęśliwa. Codziennie wyprowadzam ją na spacer.
    Jezuu, Brad to sam sex normalnie! Awww, jaki mrauuu.
    Kończę komentarz,bo znowu odpłynę i znowu jebnę coś o rozpinaniu sweterka Fabiana. A tak na marginesie, to...
    Nie no, powaga. Świetny rozdział! Pisz dalej bejbe!

    Joylitte
    XOXO

    OdpowiedzUsuń
  6. Co tu dużo pisać.. Genialny, jak zwykle zresztą. Chociaż nie uśmiałam się tak bardzo jak ostatnio ;d. Nauczycielka z psychicznymi problemami. Współczuje jej. Takie rzeczy tylko w Anubisie. Alfie załamany po stracie Fiony. Ludzie są bez uczuć. To był taki kochany zwierzak. Składam Lewisowi uznanie i wyrazy współczucia. Ja również Popatajałabym sobie na wielebłądzie po puchatych obłokach. Mara się nie zna, to wielebłądy a nie wielbłądy. I to ona jest niby najlepsza w klasie? Chyba będzie trzeba oddać ten tytuł Fabianowi. Patricia włamuje się do szkoły? Tego jeszcze nie było. Zawsze może zmyślić, że natchnęła ją chęć do wiedzy. Co z tego, że w środku nocy. Lepiej późno niż wcale. Co ona znajdzie w tej szkole? Nie mogę się doczekać. A i oczywiście.. Baltazar używa Schaume?! I jeszcze kradnie ją Jeromowi? A jak mu się skończy? Jak Jerom będzie wyglądać, bez tych swoich włosków? Mam nadzięję, że to jakoś zniesie i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;d

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny!
    Czekam na kolejny!
    Piszesz genialnie!<33

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejkuu <33 Po prostu boskie. Masz naprawdę wielki talent!!! Tylko dodaj nam więcej peddie <3 Ciekawe co ona znajdzie w tym gabinecie hm.. Hahahaha Alfie najlepszy : D

    OdpowiedzUsuń
  9. cześc właśnie założyłem bloga i będe pisał opowiadania liczę że będziecie wchodzić a opowiadania pojawia się za pare dni jak będziecie wchodzić to dajcie komentarz pod 1 postem mój blog to
    tajemnicetdatda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Matka ! kobieto przez Cb bd musiała chodzić na terapię do psychologa !

    Moja dusza domaga się szybko next'a !

    <333

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam nadzieję, że Jerome szybko wróci. Podobał mi się fragment jak Joy mówi że zostawi Jeroma dla Pat. Kiedy dodasz następny rozdział? PATROME

    OdpowiedzUsuń
  12. Zostałaś nominowana do Libster Blog Award na moim i Angeliki blogu: tda-patrome.blogspot.com Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  13. No a ja jak zwykle dodaję rozdział długo po czasie. To przez to że zawiesiłam bloga i żadko bywam na bloggerze. Ale to się zmieni, obiecuję!
    Jeśli chodzi o rozdział to... Baltazara nie lubię bo rzuca szczeniakami, a ja uwielbiam psy i mu tego nie daruję.
    Patricia woli patrzeć na prostą podłogę niż się całować, a Eddie ma wyjebane na swój związek. Miłość XXI wieku xD.
    Ale i tak się kochają, miejmy taką nadzieję.
    Ja wiem, że ty kochasz Peddie i w życiu nie pozwoliłabyś na ich wieczne zerwanie.
    Mimo że pasuje do Jerome'a to i tak On powinnien być z Joy, a Ona z Eddie. I tak powinno być ever!
    Wiesz, zastanawiam się ile ty masz lat. No bo twoje opowiadania wyglądają tak jakby pisała to jakaś dobra pisarka. Nie piszę to dlatego żeby ci tylko pochlebić, ale taka prawda. Wszystko tak dokładnie opisane... Po prostu takie coś uwielbiam. No i rozdziały długie <3 . Mogłabyś mi kiedyś dać taką porządną lekcję jak pisać? Fajnie by było.
    A wkurzająmnie takie osoby które piszą np "chce Patrome " Albo dawaj "Peddie". Moje zdanie jest takie że uwielbiam Peddie i o tym mogę sobie pisać na moim blogu. Jeżeli komuś się podoba bardziej Patrome to niech sobie założą bloga o tym lub znajdą sobie jakiś inny blog. Pisz to co tobie ci się podoba a nie innym. No wien e te opowiadania są pisane tylko dla nas ale najważniejsze żeby tobie się podobały bo pisać od niechcenia nie jest fajnie.
    Dobra już głupi Chochlik nie przynudza.
    Brak słów by opisać jak bardzo podaba mi się rozdział.
    Kocham <3333

    OdpowiedzUsuń
  14. Twój blog został nominowany przeze mnie do The Versatile Blogger Award. Szczegóły u mnie na blogu http://peddieforever.blogspot.com/
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń