Siedziałam na blacie w kuchni, machając w powietrzu nogami. Przymrużonymi oczami, przyglądałam się parze wydobywającej się z czajnika. Kojarzyło mi się to z ćmami, uciekającymi przed ogniem. Promienie nieznośnego słońca wdzierały się przez szyby z odsłoniętymi zasłonami i grzały mi w plecy. Oświetlały też całą kuchni przez co można było zobaczyć unoszący się w powietrzu kusz. Czekanie zaczynało mnie nużyć. W całym domu było duszno i gorąco. Pan Clark siedział z synem i Trudy na kanapie w salonie i rozmawiali. Przyjechał od razu po obiedzie. Na szczęście nie zostanie na długo, bo zabiera Jeroma i jadą gdzieś na tydzień. Cały wczorajszy dzień, planowaliśmy wszytko. Najtrudniej było pozbyć się Mary i Joy z domu. Mara z Fabianem siedzieli w bibliotece, robiąc wymyślony przez nas projekt, a Joy pojechała z Willow na zakupy, której wmówiliśmy, że z zoologicznym jest nowy rodzaj jaszczurek. Joy nie była tym zachwycona, ale Jerom potrafi przekonać człowieka. Pozostało tylko pilnować reszty. Tą rolę dostałam ja. Ciągle nie wieże, że się zgodziłam. Na dodatek musiałam robić dla nich herbatę.
- Boże, jaka ja jestem głupia - powiedziałam cicho do siebie, wychylając głowę do tyłu. Słońce tak przyjemnie grzało.
- Yhm w pełni się zgadzam - usłyszałam Eddiego. Odwróciłam głowę w prawo. Stał oparty o framugę z sokiem w ręce.
- Przyszedłeś mnie irytować?
- Na co czekasz? - spytał, podchodząc i opierając się o blat obok mnie. - Dlaczego nie wiedziałam, że tata Jeroma przyjedzie? - spytał z wyrzutami, zauważając wysoką postać, siedzącą na kanapie.
- Na kogoś, kto mnie w końcu od ciebie wybawi. A pan Clark przyjechał niespodziewanie.
- No to sobie długo poczekasz, słońce.
- Jakie słońce? - spytałam zirytowana, chodź tak naprawdę poczułam przyjemne ciepło. Po chwili jednak coś sobie przypomniałam. - Do KT też tak mówisz?
- Jesteś zazdrosna. - Uśmiechnął się. - A przecież nawet nie jesteśmy razem.
- Ciekawe kogo to wina - spytałam z sarkazmem.
- Jakaś ty miła - skomentował blondyn i zamilkł, patrząc w sok.
- Eddie? - odezwałam się w końcu. No ile można milczeń. To już wolałam jak paplał ciągle.
- Czyżby cię denerwowało moje milczenie? - zapytał nagle. Spojrzałam na niego i westchnęłam. - No widzisz, jak mnie kochasz.
- Ty naprawdę upiłeś się tym sokiem.
- Zresztą nie ważne - powiedział wyraźnie zirytowany.
Blondyn odstawił na blat pustą już szklankę. Poczułam się paskudnie. Kiedy chłopak chciał mnie minąć, złapałam go za dłoń i odwróciłam w swoją stronę. Zarzuciłam mu ręce na szyje i objęłam, kładąc głowę na jego ramieniu. Eddie bez wahania oplótł mnie w pasie i przysunął do siebie, aż na krawędź blatu.
- Przepraszam - wyszeptałam. Jak widziałam jego smutną minę.... chciało mi się płakać. Nie potrafiłam patrzeć w te smutne oczy.
Nagle Eddie mnie odsunął i spojrzał poważnie w moje oczy. Włożył ręce do kieszeni i zrobił krok do tyłu.
- Może faktycznie, to dobrze, że nie jesteśmy już razem - powiedział oschle i odszedł do swojego pokoju.
Włożyłam dłoń we włosy i przeczesałam je. Eddie jeszcze nigdy mnie tak nie potraktował. Czułam się strasznie. A przecież zawsze ja tak robiłam. Czy on właśnie tak się czuł? Zsunęłam się z blatu, żeby zalać herbatę zagotowaną już wodą. Postawiłam ją na stole w salonie. Nie podobało mi się te usługiwanie, ale musiałam się poświęcić. Usiadłam na oparciu fotela, na którym siedział Jerome. Chłopak wyraźnie się nudził. Zaczął przejeżdżać dłonią po mojej nodze, powodując przyjemnie ciarki. Ja co jakiś czas tarmosiłam mu włosy. W końcu dobiegł do nas dźwięk klaksonu taksówki. Pan Clark wstał leniwie z kanapy i pożegnał się z Trudy. We troje wyszliśmy z domu. Przytuliliśmy się z Jeromem na pożegnanie.
- Co to ma być? - spytał nagle pan Clark, kiwając głową z politowaniem. - Ja jak w waszym wieku się żegnałem z dziewczyną, to nie mogłem od niej ust odkleić.
- Ale, ona...
- Nie tłumacz się Jerome - przerwał. - Wiem, że zerwałeś z Marą. Patrici, to jednak bardzo fajna dziewczyna. Życzę wam szczęścia w związku. - Zwrócił się do mnie: - Nie martw się. Za tydzień oddam ci Jeroma.
Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. Spojrzałam na Jeroma, szukając jakieś odpowiedzi, ale on wyglądał na równie zdziwionego jak ja.
- Oh pewnie się wstydzicie - przerwał ciszę pan Clark. - Wsiądę już do taksówki.
- Powiedz mu prawdę, Jerome - powiedziałam, kiedy jego tata zniknął już za drzwiami.
- Ale on cie polubił.
- Ty chyba nie chcesz udawać przed nim, że jesteśmy razem? - spytałam, nie mogąc w to uwierzyć.
Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale Jerome przeszkodził mi pocałunkiem. Chciałam go odepchnąć, ale co wtedy z jego ojcem? Zamiast tego, oddałam pocałunek. Jerome, kompletnie nie brał pod uwagę, że go odepchnę. Ale nie powiem, żeby mi się nie podobało. Ten pocałunek był taki różny od tego Eddiego. Gdyby on, to zobaczył...
- Jerome... - zaczęłam.
- Do zobaczenia za tydzień, kochanie - powiedział i wsiadł do taksówki.
Czarna auto odjechało i dopiero teraz zauważyła postać, która cały czas stała za nią.
- Alfie.... Co ty robisz?
- Wyszedłem na spacer z Fioną.
Ominął mnie, ciągnąc za sobą zwinięty, czerwony dywan na psich szelkach. Robił tym nie mało hałasu i pozostawiał po sobie długie ślady na piaszczystej ścieżce.
- Żyje z wariatami.
Stałam tak przez chwile, patrząc jak taksówka znika mi z oczu. Wysokie krzaki i drzewa rosnące blisko siebie, szybko przysłoniły mi widok. Promieni wieczornego słońca nie miały szansy przedrzeć się przez zielone, lśniące liście. Przypomniałam sobie tamtą noc, kiedy pobiegłam szukać Alfiego i się zgubiliśmy. Na samą myśl o tym przeszyły mnie ciarki. Rozejrzałam się wokół i szybko cofnęłam do Anubisa, doganiając przy drzwiach Lewisa z psem... znaczy dywanem na szelkach. Pomogłam mu wnieść go do środka, a potem do pokoju.
- Od kiedy jesteś z Jeromem? - spytał nagle, kiedy chciałam wyjść z pokoju.
- Widziałeś...?
- Tak.
- Posłuchaj, to nie tak. Pan Clark myślał, że....
- Zapytam się Joy, co o tym myśli - powiedział z uśmiechem. - Chyba, że będziesz mi robić kolacje do łóżka przez cały tydzień i zadania dom...
- Słuchaj, koleś - przerwałam mu szybko i stanęłam na przeciwko. O nie, tak nie będziemy się bawić. - Albo będziesz siedział cicho, albo Trudy dowie się, że trzymasz psa w pokoju - wskazałam na dywan. - Zadzwonię po Victora i go wypcha.
- Nie dam wypchać, Fiony!
- Więc myślę, że się dogadaliśmy.
- Wiedźma - burknął pod nosem.
- Ej wiesz może, czy Eddie ma jakieś blizny na torsie?
- Skąd miałbym wiedzieć? Ale jeżeli ty chcesz wiedzieć, to mogę ci to załatwić.
- Alfie, nie kom...
- Kolacja! - Zawołała Trudy i nie zdążyłam nawet mrugnąć, a Alfiego już nie było w pokoju.
- Grożę ludziom, wypchaniem dywana. Zeszłam na psy.
- Wypychasz dywany? To w ogóle jest możliwe? - spytał Fabian, który widocznie usłyszał jak gadam z samą sobą. Znaczy, że Mara też już wróciła.
- A wiesz, ma się te hobby.
Po prostu świetnie, Patricio. Brawa dla mnie za najgorsze pomysły świata. Nie chętnie powlokłam się do stołu. Głównie leżały na nim kanapki i picie w postaci soków i herbaty w wielkim dzbanku. Trudy przerzuciła się na zdrowe jedzenie i nici ze smażonego na noc. Usiadłam obok Eddiego, przypominając sobie o misji zdjęcia mu koszulki. Ale byłam za bardzo zmęczona na kombinowanie. Zostawię, to na jutro. Może podpale Eddiemu mu koszulkę? Ale to chyba niebezpieczne. Mniejsza z nim, ale szkoda żelu do włosów. Mam tylko nadzieję, że Alfie już zapomniał o naszej rozmowie. Bałam się co mógłby wymyślić. Sądząc jednak po jego dziwnych uśmiechach skierowanych w moją stronę , miał już plan Byłam tak padnięta, że nie zjadłam nawet do końca tej jednej kanapki, którą sobie nałożyłam. Widziałam jak Eddie, siedzący obok mnie, bacznie obserwuje ile zjem. Kiedy odłożyłam nie skończoną kanapkę, wyglądał na zaniepokojonego. Na szczęście nic nie mówił i w spokoju poszłam do pokoju w końcu się położyć.
Weszłam do domu i odwiesiłam kurtkę na wieszak. W środku było ciepło. W komiku tlił się ogień, a mężczyzna w długim płaszczu dokładał drewna. Płomienie lizały powoli podpałkę. Zawirowały na chwile, kiedy weszłam do domu, ale po chwili znowu się uspokoiły. Był wieczór, a za oknem prószył śnieg. Jego płatki lądowały na szybach i roztapiały się, zbierając na parapecie. Zdjęłam wysokie buty i odgarnęłam proste i mokre włosy z twarzy. Czułam na swojej skórze ziąb panujący na zewnątrz. Szybko podeszłam do kominka i wysunęłam w jego kierunku ręce. Straszy mężczyzna wrócił po chwili z białym kubkiem. Para owinęła się wokół mnie, kiedy podał mi gorącą herbatę.
- Czekałem, aż wrócisz - wysapał, siadając ociężale na fotelu obok kominka. Stos drewna był schludnie ułożony w piramidkę po jego prawej stronie. Tak, to miłe uczucie, kiedy ktoś na ciebie czeka.
- Zrobiłam jak kazałeś - powiedziałam cicho. - Schowałam te zdjęcie do pnia tego drzewa. Jestem pewna, że kiedy zapomnę, to znajdę to miejsce.
- Nie jestem pewny, czy to taki dobry pomysł. Może lepiej, żebyś nigdy sobie o tym nie przypomniała? Nie wolałabyś nie pamiętać?
- A ty chciałbyś zapomnieć, Victorze?
- Nie, nie ciebie.
Przytaknęłam tylko głową. Jego twarz była blada jak płótno, a źrenice powiększone. Sińce po oczami wskazywały nie przespane noce. Czułam się ich winna, ale on się uparł. Uparł, żeby wziąć ten ciężar na siebie.
- Kiedy już zapomnę... Mam nadzieję, że znajdę sposób, żeby przywrócić te wspomnienia. Nawet jeżeli będzie to bolesne. - Ścisnęłam mocniej gorącu kubek. - Obiecuję ci, że przypomnę sobie wszystko.
- Nie chce tej obietnicy. Idź już spać, Patricio.
- Nie mogę się doczekać tego momentu, kiedy wszytko sobie przypomnę i stanę na przeciwko ciebie mówiąc ,,a nie mówiłam".
Wstałam. Z niechęcią wymalowaną na twarzy opuściłam przyjemne, ciepłe miejsce przy kominku. Ogień zakołysał się. Victor od razu zareagował, wrzucając jedną belkę drewna. Sapnął, kiedy musiał się nachylić. Nie mówiąc już ani słowa, udałam się na górę. Do swojego pokoju, który będę kiedyś dzieliła ze współlokatorką. Będę chodzić tu do szkoły, chodź tak naprawdę mieszkam tu od półtorej roku, nie mówią nawet ile raz odwiedzałam, to miejsce, kiedy byłam mała. Ale nie będę tego pamiętać, dlatego zostawiam ślady, które pomogą im odkryć prawdę. Tylko, że już teraz tak wielu rzeczy nie pamiętam. Chwyciłam się mocno poręczy. Było ciemno i bałam się, że poślizgnę się na jakimś schodku. Zaczęłam się wspinać, ale przystanęłam. Czułam czyjąś obecność.
- Victor, jest kluczem - szepnęłam, naiwnie mając nadzieje, że ta wiadomość dotrze jakoś do mnie z przyszłości. Biegiem udałam się do pokoju.
Obudziłam się z bólem głowy. Mimo, że księżyc powinien oświetlać pokoju, widziałam tylko czerń. Próbowałam wymacać biurko w poszukiwaniu telefony, ale natrafiłam na pustkę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jedną ręką trzymam się czegoś drewnianego. Nic nie rozumiałam, a ból narastał z każdą chwilą. Próbowałam wybudzić się z tego dziwnego snu. Snu, w którym widziałam samą siebie sprzed paru lat. Proste napuszone, wręcz sianowate włosy i jeszcze dziecięca twarz nie wiedząca zbyt wiele o makijażu. Ten sen zamazywał mi się we wspomnieniach. Nie mogłam przypomnieć sobie twarzy Victora. Nogi zaczęły mi się trząść. Ustanie na nich, stało się nagle męką nie do przetrwania. Usiadłam, o dziwno na jakimś stopniu. Zaczęłam intensywnie mrugać, próbując zobaczyć cokolwiek. Dopiero, kiedy ból zaczął dopadać każdą część mojego ciała, wzrok wrócił. Siedziałam na schodach, trzymając się poręczy. Dygotałam, ale nie z zimna. Nie miałam pojęcia, co ja tu robię. Skuliłam się, ściskając brzuch jedną, wolną ręką. Nic to jednak nie dało. Ciche szepty wbijały mi się w ciało. Czułam się tak, jak gdyby położono mnie na ziemi pełnej rozżarzonych węgli, jak gdyby ktoś mnie podpalił. Fala bólu przechodziła przez moje ciało, wbijając się we mnie jak tysiące niewidzialnych igieł. Nie mogła opanować drżenia ciała, a powietrze przestało docierać do płuc.
Z perspektywy Eddiego
Było późno, ale coś nie dawało mi spać. Leżałem na łóżku, obracając w dłoni znalezioną pod poduszką Patt, busole. Mógłbym przysiąc, że słyszałem dochodzącej z niej szepty. To głupie, ale kiedy tak ją trzymałem, czułam jakby tęsknotę. Jakby ten mały przedmiot, tęsknił za właścicielem. Tylko kto nim był? Mój współlokator nie miał żadnych problemów ze snem, czego w tej chwili bardzo mu zazdrościłem. Mnie męczyły dziwne przeczucia. Z bezgłośnym westchnieniem, wstałem z łóżka. Przez chwile szukałem po omacku butów, ale w końcu dałem sobie spokój. Nie chciałem zapalać światła, żeby nie obudzić Fabiana. Powolnym krokami ruszyłem do drzwi. Byłem półprzytomny i nawet nie do końca wiedziałem gdzie idę. Coś mnie prowadziło. Ciągnęło jak magnes. Schowałem busole do kieszeni czarnej bluzy i bezwiednie poszedłem do holu. To, a raczej kogo zobaczyłem na schodach spowodowało, że od razu otrzeźwiałem. Sen nagle uleciał ze mnie jak powietrze z przebitego balonu.
- Gaduło? - szepnąłem, ale nie doczekałam się żadnej reakcji. Nawet nie podniosła na mnie głowy.
Dziewczyna siedziała skulona na schodach, trzymając się jedną ręką poręczy, a drugą przyciskała do brzucha. Pochyloną do przodu twarz, zakrywały włosy. Nawet z dołu, widziałem jak się trzęsie. Podbiegłem do niej, starając się robić jak najmniej hałasu. Kucnąłem na przeciwko niej i nie wiedziałem co dalej. Bałem się choćby ją dotknąć, żeby nie pogorszyć jej stanu. Nie mogłem patrzeć na jej cierpienie. Słyszałem jak ledwie łapie oddech i mógłbym przysiąc, że nawet bicie jej serca.
- Zawołam Trudy - powiedziałem do niej.
Nie zdążyłem jeszcze wstać, kiedy dziewczyna przysunęła się do mnie i wtuliła. Objąłem ją mocno i zamknąłem w uścisku. Teraz dopiero zauważyłem jak mocno dygocze. Była rozpalona.
- Ona mi nie pomoże - wyszeptała, nie unosząc głowy. - To Henot. On chce dostać serce Zguby Anubisa... - cichy szloch przerwał jej wypowiedź. - Eddie, ja nie wytrzymam tego bólu. Za bardzo boli.
Pogłaskałem ją po głowie. Jej bezwładne ciało, ciągle było wtulone we mnie, a ja nie zamierzałem jej nigdy puszczać. Tak bardzo chciałem jej pomóc, ale nie wiedziałem jak.
Z perspektywy Patrici
Ból kompletnie mnie otępił. Byłam ledwo przytomna. Nie mogłam na niczym innym skupić myśli. Czułam go w każdej cząstce mojego ciała. Dopiero głos Eddiego i jego bliska obecność otrzeźwiły mnie z tego stanu, jak kubeł zimnej wody. Wtuliłam się w niego, czując jak gorąco, które owładnęło moje ciało, powoli ustępuje. Panika i strach, jedyne myśli towarzyszące mi, zastąpił spokój i ulga. Wiedziałam, że ma busole w kieszeni. Czułam wydobywającą się z niej moc, która działa na mnie zbawiennie. Ból ustępował, ale bardzo powoli. Poczułam jak Eddie mnie podnosi. Nie miałam nawet siły otworzyć oczu. Tak, w tej chwili byłam gotowa pójść do Henota. Jeżeli właśnie, to chciał osiągnąć, to udało mu się. Muszę tylko zdobyć jej krew.
-------------------------------------------------
Po ostatnim rozdziałem było dojść dużo komentarzy i to nawet takich długich. Bardzo się z nich cieszę i dziękuje wam za nie ;*