- Kogo szpiegujesz?
Drgnęłam nerwowo i walnęłam w łeb stojącego obok Jeroma. Takie przedsięwzięcia wymagają ciszy, a nie wrzeszczącego Clarka. Chłopak jęknął i zrozpaczony zaczął poprawiać sobie włosy. Zajęło mu to kilka minut.
- Wynocha mi z tond, Clark - warknęłam cicho.
- Kuchnia jest wspólna.
- Naruszasz moją aurę! Człowieku, teraz jest na pewno czarna.
- Wiedźmy zawsze moją czarną.
- Sugerujesz coś? - zmierzyłam go morderczym spojrzeniem.
- Ej nie takim tonem, młoda.
- Bo co, staruchu?
- Wyjdź z kuchni i zabierz ze sobą te swoje skażone powietrze. Chce sobie zrobić kanapkę i ...
Przerwał, kiedy do kuchni wparowała Joy. Zmrużyła oczy i skupiła je na Clarku. Biedak znowu coś przeskrobał. Zrezygnowany, opuścił głowę i wyszedł posłusznie za swoją dziewczyną z kuchni. Słyszałam ich kroki na drewnianych schodach. Wróciłam do obserwacji moich obiektów. Podniosłam do ust szklankę z sokiem, która stała obok. Napiłam się i nagle zachłysnęłam sokiem, powodując niepohamowany kaszel. Zakryłam usta dłonią i ścisnęłam z całej siły. Szybko sunęłam się z blatu i schowałam, opierając plecy o szafkę. Nie chciałam, żeby myśleli, że ich szpieguje. To by było żałosne. Objęłam jedną ręką kolana i przysunęłam do siebie. Usta ciągle miałam zasłonięte. Siedziałam tak z dwie minuty.
- Co ty robisz? - głos Eddiego przyprawił mnie o ciarki. Gorączkowo myślałam, co mam mu powiedzieć.
- Eh wiesz, liczę plamy na podłodze - rozglądnęłam się po niej i szukając jakieś plamy. - Patrz! Tu jest jedna! - krzyknęłam, wskazując mu ręką. - Chce pomóc w ten sposób, Trudy.
- Pomogę ci - oznajmił i usiadł blisko mnie. Nasze ramiona ciągle się stykały . Nie mogłam tego wytrzymać. W końcu pchnęłam go z całej siły i przewrócił się na chłodną podłogę. Spojrzał na mnie zmieszany. - Za co to!?
- Nudziło mi się - odpowiedziała i wróciłam do szukania plam. Chciałam się na tym skupić, ale ktoś ciągle wtykał mi palce w żebra. - Chwycę ten twój palec i ci go połamię, a później schowam do słoika.
- Jestem, aż tak ważny, żeby trzymać moje części ciała w słoiku - ucieszył się blondyn i wywalił zadowolony uśmiech.
- W sumie, to zmieniłam zdanie. Odetnę ci ten palec i oddam do kolekcji Alfiego.
- To ona ma taką kolekcję? - spytał, przestając się szczerzyć.
- Jasne. Ma już nawet tam twój rozum.
- Bardzo śmieszne, Gaduło.
- No ja się świetnie bawię.
Skierowałam na Eddiego figlarne spojrzenie. Eh jak mi brakowała dokuczania mu. Nim się obejrzałam byłam już zamknięta w jego uścisku. Chłopak objął mnie mocno i trzymał tak przez chwile. Czułam się dojść nie komfortowo w takiej sytuacji, ale jednocześnie nie chciałam go odepchnąć. Minuty powoli mijały, a żadne z nas nie chciało się odsunąć ani o centymetr. Czułam na szyi jego oddech, który delikatnie muskał moją skórę. To wszystkie było takie sztuczne... Bez emocji. Nasze serca wcale nie przyśpieszyły, a oczy nie skierowały w swoją stronę. Jego dłonie nie przynosiły ciepła, a jego bliskość nie była dla mnie przyjemnością. Czułam tylko pustkę w głowę i sercu.
- Przepraszam - powiedział, wstając. Nie obchodziło mnie, dlaczego przeprasza. - Chciałam zobaczyć, czy coś jeszcze do ciebie czuje - dokończył.
- I co?
- Nie. Już nic nie czuje.
- To w porządku, tak myślę - powiedziałam, uśmiechając się delikatnie. Wstałam i patrzyłam pustym wzrokiem jak chłopak odchodzi. - To w porządku...
- Tu się z tobą zgodzę, Trixie. A tak w ogóle, co ty robisz? Tylko nie mów, że liżesz podłogę beze mnie!?
- Niee nie liże jej - odpowiedziałam wesoło na pytanie, Alfiego. -Szukałam plam.
- Aaa rozumiem. Taka współpraca - ucieszył się Lewis. - Ty szukasz plam, a ja ja będę zlizywać.
- A co ja mam robić? - spytał Nakatsu, wparowując z impetem do kuchni. Nie wyhamował i wpadł na szafkę, lądując z hukiem na ziemi.
- Ty możesz polerować podłogę swoimi włosami - powiedziałam z uśmiechem, którego nie mogłam powstrzymać.
Podałam chłopakowi rękę, ale postanowił od razu wziąć się do roboty. Zaczął machać zawzięcie głową po podłodze. Alfie cały w skowronkach, upadł na kolana i z entuzjazmem zaczął lizać kafelki. Mieli przy tym tyle szczęścia, że postanowiłam nie psuć im zabawy. Wyszłam z kuchni, kierując się do swojego pokoju. Na holu spotkałam Jeroma. Rozmowa z Joy chyba nie poszła tak źle, bo chłopak miał najwyraźniej bardzo dobry humor.
- Widziałaś Alfiego? - spytał, kiedy go mijałam.
- Tak. Jest w kuchni i liże podłogę.
- Co? - Jerome spojrzał na mnie zdziwiony. Powinien być już przyzwyczajony do dziwnych za zachować, Lewisa.
- Nie wstydź się. Możesz dołączyć - minęłam Clarka i poszłam na górę.
Wszyscy siedzieli na kolacji. Wyjęłam z szafki skórzaną kurtkę i założyłam na siebie. Pod spodem miałam tylko bordową bokserkę. Lekko pofalowane włosy opadały na dekolt, łaskocząc mnie po skórze. Ciepłe dni przynosiły też za sobą chłodne noce. Zamknęłam, otwarte na roścież okno. Cicho zaskrzypiało, kiedy przekręciłam klamkę. Konary drzew przysłaniały księżyc, który wyruszał ze mną w tą podróż. Sprawdziłam jeszcze raz, czy mam w kieszeni telefon, służący również za latarkę. Kiedy byłam już gotowa wyszłam cicho z pokoju. Wyjście z domu niezauważoną było dziecinnie proste. Może, to dzięki mojemu doświadczeniu? Małe kamyki, którymi była wyłożona ścieżka przed domem, hałasowały przy każdym kroku. Wystarczyło mi kilka minut, żeby znaleźć się w lesie. Muszę przyznać, że adrenalina dodawała sił. Nie zwracałam już uwagi na hałas, który robię łamiąc gałęzie pod stopami i strasząc leśne zwierzęta.
Uchyliłam drzwi biblioteki Frobishera. Prześlizgnęłam się przez szparę, odprężając się, kiedy poczułam tak znajomy zapach starych książek i kurzu. Zrelaksowałam się, kiedy odcięłam się od zewnętrznego świata. Całą drogę obawiałam się, że kogoś spotkam. Może nawet nie koniecznie żywego człowieka. Po tym, co widziałam już nic mnie nie zdziwi. Zrezygnowałam ze światła nie chcąc się zdradzać. Jeszcze tego mi brakowało, żeby ktoś zauważył światło z biblioteki. Wygrzebałam telefon z kieszeni spodni i włączyłam latarkę. Małe, białe światełko oświetliło drogę do przejścia. Przesunęłam półkę z książkami i nie wahając się weszłam do środka. Nie mogłam teraz mieć wątpliwości. Niczym nie ryzykowałam, no może oprócz swojego życia, ale kogo to obchodzi? W ciasnych korytarzach było o wiele zimniej, niż na dworze. Zaciągnęłam rękawy kurtki, chowając dłonie. Szłam powoli, żeby nie przeoczyć wejścia. Sibuna nie zamknęła za sobą drzwi, więc nie musiałam marnować cennego czasu na poszukiwania. Uważali, że tam nic nie ma, ale jakoś nie chciałam w to wierzyć. Miałam przeczucie, a raczej ktoś mnie tam prowadził. Nie miałam zamiaru się temu sprzeciwiać. Ptak, którego umazałam własną krwią, jak i ściana zniknęły. Przed mną rozciągał się ciemnu korytarz. Pewnie powinnam zawrócić... Nie pakować się w kłopoty i żyć tak jak dotychczas, ale właśnie to planowałam. Musiałam tylko to sprawdzić.
- Słyszałaś o książce, której można się spytać, czy umrzesz w najbliższym czasie?
Te słowa Victora utkwiły mi w głowie. Chciałam żyć normalnie, ale musiałam wiedzieć, czy przeżyje. Jeżeli nie, to powinnam być w tej księdze. Tylko jak ja mam się jej spytać, niby? Z tym pytaniem powinnam się była udać do Mary przed przyjściem tutaj, ale teraz to już bez znaczenia. Doszłam do pustego pokoju. Nie różnił się niczym od korytarzy. Był w kształcie prostokąta, a ściany z cegły były pokryte grubą warstwą kurzu. Małą latarką w telefonie oświetliłam, każdy skrawek ściany szukając jakiś napisów lub znaków. Słup światła wylądował na drugim krańcu pomieszczenia. W rogu coś leżało. W sumie można, to było uznać z wielki czarny kamień. Niepewnie ruszyłam w kierunku tego czegoś. Zatrzymałam się w połowie, kiedy zauważyłam, że mój czarny kamień porusza się. Do moich uszu doszedł cichy jęk i zgrzyt starych kości. Kamień zaczął się podnosić. Obraz na chwile mi się rozmazał. Strach uderzył mi do głowy jak piorun, przez co nie mogłam nawet się odezwać. Chude, kościste nogi, postaci odwróconej do mnie tyłem, trzęsły się. Do połowy zakrywał je czarny płaszcz z kapturem. Zrobiłam krok do tyłu, kiedy postać zaczęła odwracać się powoli w moją stronę. Ujrzałam starą, pomarszczoną twarz. Ciemne oczy patrzyły się na mnie pusto. Wyglądał jak strach na wróble. Chudy, kościsty i ledwo trzymający się na nogach. Z jego ust wydobył się syk. Telefon w mojej dłoni zaczął się trząść przez co światło wylądowało na chwile na suficie. Kiedy znowu skierowałam je na postać już jej tam nie było. Coś zaszurało za moimi plecami. Odwróciłam się szybko i cofnęłam, kiedy zobaczyłam zgarbioną postać przed mną. Koścista dłoń była wyciągnięta w moim kierunku. Spod rękawa wystawała blada, prawe biała skóra, na której były napisane imiona i nazwiska. Nagle zdałam sobie sprawę ze znaczenia słów ,,książkę, która można spytać, czy umrzesz." Ta oto książka stała właśnie przede mną i pustymi ślepiami wpatrywała się we mnie wyczekująco.
- Przyszłam się ciebie zapytać, czy jestem na twojej liście - powiedziałam cicho. Sama się zdziwiłam, gdy usłyszałam swój spokojny głos. W środku trzęsłam się ze strachu. Głowa mojego rozmówcy przechyliła się na bok, nie odrywając ze mnie wzroku.
- Jesteś tu - wyszeptał zachrypniętym i zmęczonym głosem, który przyprawił mnie o ciarki. Czułam się jakbym rozmawiał ze śmiercią. - Skoro mnie widzisz, to musisz być. Oni nie widzieli.
Mężczyzna odskoczył ode mnie raptownie i schował się w rogu. Zaczął odkrywać różne części ciała. Brzuch, klatka piersiowa, nogi, ręce. Wszystko, to było zapisane imionami i nazwiskami. W tej ciemności nie mogłam się ich doczytać. Zatrzymał się dłużej na swojej prawej piersi. Wstał z klęczka i truchtem podbiegł do mnie. Wbił paznokieć w swoją skórę, wskazują mi miejsce, gdzie widniało moje imię i nazwisko. Dostałam dreszczy, których nie potrafiłam pohamować. Postać widząc, to uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, ale i ze dziką satysfakcją.
- Jesteś trzecią osobą, która do mnie przyszła, by to sprawdzić. Pewnie pan Rodenmar ci o mnie powiedział. On tu był - zakręcił się w kółko i klasnął w dłonie. - Imiona znikną, kiedy te osoby zginą i pojawią się nowe na ich miejsce.
Cofałam się powoli do wyjścia. Tak bardzo chciałam z tond zniknąć. Nagle to pomieszczenie stało się ogromne. Jakbym miała do przebycia miliony kilometrów. Postać zaciskała i prostowała palce u rąk. Była przerażająca, a śmierć emanowała od niej z daleka.
- A ci ludzie, którzy tutaj byli? - spytałam nagle, będąc już przy wyjściu. Musiałam się dowiedzieć jak najwięcej. - Ich nie ma na liście, więc nie zginą.
- Kolejka czekających na śmierć jest długa. Moja lista dotyczy tylko ludzi związanych z tym domem. Może, to po prostu jeszcze nie ich czas? Moje ciało jest już zapisane. Przyjdź, kiedy zwolni się miejsce i sama zobacz, czy któreś z nich pojawiło się na mojej liście - mówiąc to, szedł już do swojego kąta, szurając za sobą nagami. Opadł tam na podłogę i zwinął się w kłębek. Nim jednak wyszłam, odwrócił jeszcze w moją stronę swoją zakrytą materiałem głowę. - Jesteś ciekawą osobą. Bije od ciebie moc, której nie powstydziłby się sam bóg umarłych.
- Ale i tak zginę, prawda?
- Twoje imię jest wyryte blisko mojego serca. Choć ono już nie biję, to czuje je w piersi. Widzę jeszcze jakieś światełko. Bije ono gdzieś z wnętrza ciebie. Pamiętaj, że dopóki twoje serce bije, będziesz żyć. Nie pozwól go sobie odebrać. Ah i zamknij jeszcze bramę. Nawet tutaj dochodzi mnie zimno tego świata. - Chciałam zadać jeszcze tyle pytać, ale mężczyzna zwinął się w kłębek i zastygł. Obserwowałam przez chwile jak niknie w ciemności i tracę go z oczy. Podpierając się ręką ściany, wyszłam z tunelu, zmykając za sobą przejście.
Szłam zamyślona i dziwnie spokojna. Zginę i nic nie mogę na to poradzić. Mogłam zrobić teraz, co tylko zechce. Nic nie ryzykowałam. Miałam tylko cicho nadzieję, że moja śmierć nie będzie bolesna, ale chciałam, to zachować dla siebie. Bezbolesna śmierć jest żałosna. Nawet jej nie poczuję. Mimo to, właśnie takiej chciałam. Powolnym krokiem zmierzałam do Anubisa. Domu, który był moim całym problemem. Ale, czy można to tak nazwać? Przecież tylko ja byłam odpowiedzialna za swoje problemy. Gdybym postąpiła już na początku inaczej. Miałam do wyboru tyle scenariuszy, a poszłam właśnie tą drogą. Może i nawet wiedziałam, co mnie spotka na jej końcu, ale czy nie byłam teraz zadowolona? Nie płakałam, tylko byłam gotowa pogodzić się ze wszystkim. Nie miałam zamiaru rzucać się jak idiotka w wir zdarzeń. Wolałam usiąść z boku i przyglądać się wszystkiemu, a w odpowiedni momencie wkroczyć. Nie wygram siłą, ale spokój może jeszcze coś zdziałać.
- Jeżeli chcesz grać, Heton, to w porządku. Zagrajmy - wyszeptałam, uśmiechając się i podnosząc głowę do czystego nieba. Umrę, ale najpierw mam zamiar świetnie się zabawić.
,,Wiedziałem, że dobrze wybrałem" - usłyszałam w głowę przyjemny głos, Lavreia. Pomimo, że go nie widziałam, to był gdzieś blisko mnie. Jak zawsze z resztą. Głośny szelest i dźwięk łamanych gałęzi przywrócił mnie drastycznie do rzeczywistości. Byłam w środku lasu, a ciemność otaczała mnie z każdej strony. Grube gałęzie zatrzymywały większą cześć światła gwiazd dla siebie, nie dopuszczają do mnie. Drzewa, stojące blisko siebie, tworzyło wokół mnie coś na kształt schronu. Liczyłam, że ta osoba po prostu mnie nie zobaczy. Stałam tak bez ruchu, bojąc się nawet oddychać, a biegnąca postać zbliżała się do mnie coraz bardziej. Po chwili zauważyłam zbliżający się w moim kierunku cień.
-.- jak to nic nie czuje?! ;( ja sie zabije...(*)
OdpowiedzUsuńBędzie Patrome?.Zerqanie Jeroy? Patka nic nie czuje do Eddiego, a on do nie hura
OdpowiedzUsuń,,- Przepraszam - powiedział, wstając. Nie obchodziło mnie, dlaczego przeprasza. - Chciałam zobaczyć, czy coś jeszcze do ciebie czuje - dokończył.
OdpowiedzUsuń- I co?
- Nie. Już nic nie czuje.
- To w porządku, tak myślę - powiedziałam, uśmiechając się delikatnie. Wstałam i patrzyłam pustym wzrokiem jak chłopak odchodzi. - To w porządku...''
Nie poznaje Eddie;go. Jak on może już nic nie czuć do Williamson ?
Boooski. czekam na next :)
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńnienawidze czytać książek , ale jak ty byś jakąś napisała , to bym ją przeczytala z wielką chęcia i chyba w jeden dzień , na serio , kocham twoje opowiadania :) ;** pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietny! Dodaj szybko kolejny ;) xxx
OdpowiedzUsuńSUPER ! :D bardzo ciekawy rozdział :D
OdpowiedzUsuńNiesamowity!<33
OdpowiedzUsuńCiekawe co to za postać. Powinnaś napisać książkę.
Dodaj szybko kolejny!<33
PS: Czy będzie Peddie??
Może... Kto to wie ^^
UsuńEddoe debilu ty wciąż ją kochasz no! Nie Anne tylko Patricie!!! Dureń pff.
OdpowiedzUsuńA po 2 to ona niedługo urze ( NIEEE) i co ? Będzie klęczał przy niej i mówił, że ją kochsz, a ona cię już nie usłyszy :(
'' - Przestań - przerwał mi. Jednym krokiem pokonał dzielącą nas odległość i pocałował mnie. Chciałam zapamiętać smak jego ust, bo wiedziała, że to ostatni raz. - Gaduło, kocham cie, ale nie będziemy razem.''
Kocha ją, kocha ją nooo!
Niezła akcja z Alfie'm i tym japończykiem (sorry nie mogę zapamiętać jak ma na imię, a nie chce mi się szukać, bo jestem na tablecie) nie liżą i wycierają tą podłogę, będzie czysta xd.
Ahh, Pati nie umieraj !! :cccc
Uprzedzam, że teraz raczej nie będę dodawała komentarzy, bo zapewne dostnę szlaban. Oczywiście moja wina! Zawsze na najstarszą trzeba zwalić, bo tak :(
Ale dodawaj szybko następny rozdział gdyż jestem tak mega megaśnie ciekawe co dalej noo! Ja zła znam hasło na wifi szkolne więc so w szkole na historii będę czytać. To co piszesz jest o wiele ciekawsze niż co babka plecie o dynastii Jagielonów xd.
*niech :)
UsuńGenialny jak zawsze. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :*
Ale się wkurzyłam!
OdpowiedzUsuńNie na rozdział, byłam na tym rozdaniu nagród, takie dzieci wygrały, że ja walę.
Dobra, wracamy do rozdziału!
Jerome! Ani mi się waż myć podłogi twymi zajebiaszczymi włoskami, bo zabiję. Wyrtarmosze i zabiję!
Ja rozumiem, że Fabian wyleczył się z obsecji *le drzwi sa takie zajebiste, cza se je zadoptować?
Czekaaj. Jeroy ma kryzys? Oh yeah, to ja rozumiem! Ja zabiłam bohaterkę, bo nie chciałam Jeroya. Amen.
Patt, Patt Patt. dziewczyno, to jeszcze ci przejdzie. W sumie to lepiej, że już do siebie nie czują nic. Tak jest. To lepiej. Przy rzekomej śmierci Patt będzie im prościej zwalczyć zło. Mówię rzekomej, bo jej nie zabijesz. Będziesz pisała na klawiaturze pod siekiera, bo będę tam ją trzymała. Nie ma co, Peddie musi być.
Twoje opoiadanie jest genialne., Nie to co moje - śmierć, ktłutnie, hałos że dupę urwa.
Musze kończyć. Fabianek będzie mi pomaał w algebrze, Głupia algebra :((
xoxo
super w następnym daj dłuższą rozmowe ediego i pat
OdpowiedzUsuńGenialne :d Mam nadzieje,że nie uśmiercisz Pat..
OdpowiedzUsuńJak to nic nie czuje O_o
Czekam na następny :P
Przeczytałam wszystkie blogi o PEDDIE ( te co znalazłam ). Ja uwielbiam Peddie . Myślę i chyba domyślam się co chcesz zrobić . Dużo czytam , ale takich opowiadań to nawet w najlepszej książce nie znalazłam .To czego tak długo szukałam znalazłam właśnie tu . Mam na dzieje , że twoja historia się nie skończy , ale jeśli tak , to będziesz pisała nowe . Nie ważne ile czasu potrzebujesz na jeden rozdział , ważne jaki jest efekt twojej pracy . A ja stwierdzam , iż jest doskonały . Ja będę czekała tak długo ile będzie trzeba ... UBÓSTWIAM
OdpowiedzUsuńAaaaa !! Kurde i co dalej !!
OdpowiedzUsuń