piątek, 8 listopada 2013

Rozdział 36

Nie czekałam długo. Nie minęła minuta, a do łazienki gwałtownie zapukał chłopak. Kręciłam kilka razy gałką nim udało mi się otworzyć drzwi. Eddie nie pytał o co chodzi. Po prostu wszedł do środka, zamknął drzwi i objął mnie, a ja jak skończona kretynka schowałam twarz w jego białej koszulce. Nigdy w życiu nie czułam się tak żałośnie. Cała moja duma uleciała w jednej chwili.
- Przepraszam, że zadzwoniłam - powiedziałam cicho, bo miałam wrażenie, że zawracam mu tylko głowę.
- Jejku Pat. Nie przepraszaj mnie za takie rzeczy. Cieszę się, że zadzwoniłaś.
- Czuje się przy tobie żałośnie - wyznałam nim zdążyłam się powstrzymać.
- Nie masz do tego powodu - powiedział uspokajająco i przeczesał moje włosy palcami. - Powiesz mi co się stało?
- Ja... Nie mogłam znaleźć długopisu - powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy.
Wiedziałam, że mi nie uwierzył, ale nie drążył tematu. Widząc, że nadal się trochę trzęsę zabrał mnie do pokoju. Była pora kolacji, więc nikogo nie było. Zresztą cały dzień w tym pokoju byłam tylko ja. Usiadłam na swoim łóżku, opierając plecami o ścianę i przyciągając nogi do siebie. Opatuliłam się kołdrą i patrzyłam jak Eddie podnosi z ziemi półkę, a później siada obok łóżka na podłodze.
- Idź na kolację - powiedziałam, a chłopak odwrócił w moją stronę głowę i uśmiechnął się.
- Nie zostawię cie.
Westchnęłam chcąc pokazać mu swoją frustracje, ale on tylko uniósł kpiąco brew i dalej siedział w miejscu. Było zimono, a za oknem nadal padał deszcz. Widziałam na jego skórze ciarki. Jego głowa powoli przechylała się w dół, jakby miał zaraz zasnąć, albo już spał. Odkryłam się i wstała z łóżka. Usiadłam na ziemi obok niego i sięgnęłam po kołdrę. Przykryłam nią siebie i chłopaka opierając głowę na jego ramieniu i wsłuchując w jego spokojny oddech. Był dla mnie jak błogosławieństwo.

- Ej wstawajcie - powtarzał ciągle dobrze znany mi głos.
- Joy, co jest? - spytałam zaspana.
- Śniadanie już jest. Poza tym nie mogę dostać się do szafki.
Słyszałam jak po chwili odchodzi i zamyka drzwi. Otworzyłam oczy. Chwile zajęło mi przyzwyczajenie się do ostrych promienie słońca wpadających przez okno. Było mi bardzo ciepło, jakbym spała przytulona go grzejnika, a na dodatek ten grzejnik mnie obejmuje. Tylko od kiedy grzejnik obejmuje? I dlaczego śpię na podłodze. Zamrugałam kilka razy chcąc odpędzić sen. Spojrzałam na prawo, prosto na twarz Eddiego i jego potargane włosy. Opuszkami palców pogładziłam jego policzek.
- Eddie, wstawaj - powiedziałam cicho, mając małą nadzieję, że nie obudzi się i zostanie ze mną.
Niestety po chwili otworzył swoje brązowe oczy i uśmiechnął się do mnie.
- Nie chce wstawać - oznajmił i przysunął się bliżej mnie. - Chce z tobą tak leżeć cały dzień.
- Pech. Wypad!
- Co innego mówisz, a co innego widzę w twoich oczach.
- Na filozofa ci się zebrało - burknęłam i wstałam szybko. - Jesteś idiotą.
Spałam we wczorajszym ubraniu, tak jak Eddie, który powoli gramolił się na nogi. Chętnie bym z nim jeszcze poleżała.
- Pogadamy po śniadaniu, więc nie uciekaj, dobra?
- Nie obiecuje - powiedziałam obojętnie. Cokolwiek mnie wczoraj wzięło już minęło. - Nie jesteś godzien mojego czekania.
- Ludzie, jak kobieta w ciąży - powiedział, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Co za humorki.
- Wynocha z pokoju. Idź do Luciana.
- Zazdrosna o Luciana? - spytał z uśmiechem.
- Mam być zazdrosna o nietoperza wiszącego w windzie, której nawet nie mam? Taa jasne.
- Wiedziałem!
- Jaki z ciebie kretyn.
- A ty jak zwykle dużo gadasz.
- Widocznie lubię.
- Ale zlutuj się nade mną.
- Nikt nie każde ci ze mną siedzieć.
- Eh zwariować można.
- Nienawidzę cie - warknęłam zirytowana.
- Też cie kocham - powiedział z szerokim uśmiechem.
- Serio myślisz, że jestem taka głupia, żeby w to uwierzyć? Więc dlaczego jesteś z Anna?
- Właśnie - powiedział damski głos zza pleców Eddiego.
Anna stała w drzwiach i z uniesioną brwią przyglądała się nam. Sądząc po grymasie niezadowolenia na twarzy raczej nie była szczęśliwa. Ale co się dziwić? Jej chłopak łazi ciągle za mną i wyznaje mi miłość.
- Nie przejmuj się Anna, on żartuje - powiedziałam mijając zakłopotanego blondyna. - On nigdy mnie nie kochał i nie kocha. Kompletnie mu na mnie nie zależy, ale za to uwielbia się mną bawić. Jestem parszywym dupkiem i nie wierze, że mogłam z nim kiedykolwiek być.
- Patricia... - zaczął Eddie, ale przerwałam mu szybko.
- Zapomnij o wczoraj. Miałam kiepski dzień i tyle.
- Zdradziłeś mnie z nią wczoraj?! - krzyknęła Anna. Na jej twarzy odbijało się zdziwienie. Nie wiedziała, co się dzieje.
- Nie - odpowiedziałam jej. - Pomagał mi tylko wczoraj szukać długopisu, który pożarła szafa. Poza tym przecież Eddie cie kocha, więc nigdy by cie nie zdradził - dodałam mijając ją. - No chyba, że z nieistniejącym nietoperzem w windzie.
Wyszłam z pokoju nie oglądając się na nich. Nie miałam powodów, żeby nastawiać Anne przeciwko niemu, a przecież byłoby to w tej chwili wyjątkowo łatwe. Tak bardzo chciałam ją nie lubić, ale nie miałam powodów. Związała się z Eddie, kiedy ja już z nim nie byłam i nie mogę ją winić za to, że jest zazdrosna. Tylko dlaczego ten kretyn musi ją zwodzić. Niech z nią będzie, albo nie robi głupich nadziei. Nienawidziłam go i siebie za tą wczorajszą chwile słabości. Czułam obrzydzenie do swojej osoby.
Bojowo nastawiona poszłam prostu do pokoju Jeroma i Alfiego. Ten pierwszy właśnie wychodził z niego idąc pewnie na śniadanie, na którym już prawie wszyscy byli. Wciągnęłam chłopaka z powrotem do pokoju i zatrzasnęłam drzwi.
- Co ty odwalasz?! - Krzyknęłam, nie chcąc tracić animuszu.
- Głody jestem! - Bronił się. - Mam cie prosić, czy mogę iść na śniadanie?
- Nie o to chodzi, idioto! Mam na myśli wczorajszą akcję.
- Aaa chcesz kontynuować. - Jerome spojrzał na mnie spod czupryny z małym uśmieszkiem.
- Jesteś z Joy, Joy, Joy - powtarzałam, licząc że wbije mu to do łba. - Co cie napadło? - spytałam już spokojnie, wiedząc, że wrzaskami nigdzie nie zajdziemy. Usiadłam na jego łóżku, a on stał obok mnie.
- Wiesz, nie odsunęłaś się. Poza tym z Joy nie mogę się tak świetnie bawić.
- Jerome... To moja przyjaciółka - przypomniałam mu i niedosłyszalnie westchnęłam.
- Tak? To powiedz mi gdzie ona jest. Czy interesuje się, co u ciebie? - Pokręcił przecząco głową nie oczekując mojej odpowiedzi. - Nie. To nie jest przyjaźń.
- O co ci chodzi?
- Próbujesz zgrywać niedostępną i trzymać wszystkich na dystans. Grasz osobę, która dba tylko o siebie, a tak naprawdę jest inaczej. Choć tego nie okazujesz zawsze przejmujesz się innymi zamiast sobą.
- Na łeb ci padło? - spytałam.
Przeczesał palcami włosy i usiadł obok mnie, obejmując ramieniem.
- Gdybyśmy to my byli razem, to nie byłoby tylu problemów.
- Insynuujesz coś? - Zerknęłam na niego nie mogąc powstrzymać unoszących się kącików ust w uśmiechu.
- Ja? - Udawał zdziwionego. - Uśmiechnęłaś się, a to mi wystarczy.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Nie mogłam przyjąć do świadomości, że ktoś by mógł się o mnie troszczyć, martwić. Mimo wszystko zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Dlaczego ci na tym zależy? - odezwałam się w końcu.
- Dlaczego? - Zastanowił się. - Lubie jak się uśmiechasz. Uwielbiam cie z tamtych czasów, kiedy kradliśmy krasnale z ogródka obcych ludzi.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Niektóre krasnale były przerażające. Szczególnie, kiedy było ciemno, a ich czerwone ślepia wpatrywały się tępo w przestrzeń.
- Oj Jerome. - Pokręciłam głową. - Lepiej pilnuj Joy, bo utnę ci łeb i wrzucę do rzeki, jak jej coś zrobisz.
- Moja kochana Patunia - mruknął.
Zaśmiał się, a jego śmiech był wręcz zaraźliwy. Po chwili poszliśmy na śniadanie. Kiedy wchodziliśmy do jadalnie moją uwagę przykuł Alfie. Stał na oparciu kanapy i dłońmi trzymał sufit, jakby miał zaraz spaść mu na głowę. Jego wyciągnięty język był przyklejony na taśmę do sufitu.
- Co robi Alfie? - spytałam, siadając na swoje miejsce.
- Uznał, że skoro nietoperz Lucian może wisieć na języku w windzie, to one też może. A skoro nie ma windy, wisi na suficie - wytłumaczyła Mara, sceptycznie spoglądając na Lewisa.
- Myślałam, że trzyma sufit - pożaliła się Willow. - Albo go liże.
Śniadanie długo się ciągnęło. Nie było szkoły, więc nikomu się nie śpieszyło. Czułam na sobie spojrzenie Eddie, które dosadnie mówiło ,,siedź w miejscu, pogadamy po śniadaniu". Przewróciłam oczami i wstałam od stołu. Szybkim krokiem wyszłam z domu. Nie było gorąco, ale też nie tak zimno jak wczoraj. W cieniu, gdzie promienie słońca nie dosięgały, trawa wciąż była lekko mokra przez co błyszczała się z daleka. Zwolniłam tępa i spokojnie szłam w głąb lasu oddychając świeżym powietrzem.


Z perspektywy Eddiego
Patricia zmyła się od razu po śniadaniu, ignorując moją prośbę. Trudno było się z nią dogadać, kiedy nawet nie chciała ze mną rozmawiać. Pozostało mi zająć się czymś w pokoju czekając, aż wróci. Nie wiem skąd mi się wzięło, to pilnowanie jej. Może trochę się bałem, że jak spuszczę ją z oczu, to już nie wróci? To było jak przeczucie. Anna weszła do pokoju. Zupełnie zapomniałem o jej istnieniu. Usiadła na łóżku obok mnie i pocałowała w policzek podając herbatę.
- Dzięki - powiedziałem przyjmując kubek. - Jak tam smoki? - spytałem, chcąc przerwać ciszę.
- Wysłałam je na wyprawę po czarne jagody potrzebne do eliksiru - odpowiedziała z uśmiechem, choć w jej głosie można było dosłyszeć smutek.
- Coś się stało? - spytałem.
- Nieee... Albo tak, chociaż może nie - jąkała się, przeczesując nerwowo czarne włosy.
- Mam trzy odpowiedzi do wyboru. - Uśmiechnąłem się przyjaźnie. - Mam wybrać?
- Przepraszam - wyszeptała i spojrzała w końcu na mnie. - Nie oczekuje, że będziesz mnie od razu kochał, ale chce wiedzieć, czy przynajmniej ci na mnie zależy.
Wpatrywałem się w nią jak głupi. Zdawałem sobie sprawę, że jej nie kocham, ale ciąglę liczyłem na zmianę w tym aspekcie. Anna była świetną dziewczyną, jednak mimo to nie potrafiłem jej pokochać. Może potrzebowałem jeszcze na to czasu?
- Oczywiście, że zależy - powiedziałem szybko, choć bez przekonania, którego nie mogłem z siebie wydusić.
- To zabrzmiało, jakbyś się przyznawał do morderstwa - zauważyła z uśmiechem na twarzy. - Wiesz, pójdę już, bo jeżeli tu zostanę prawdopodobnie ze mną zerwiesz, a ja tego nie chce.
Minęła się w drzwiach z Fabianem, który właśnie wchodził. Chłopak spojrzał na mnie pytająco. Przyzwyczaił się, że Anna siedzi tu zazwyczaj do późna.
- Wyszła, bo nie chciała, żebym z nią zerwał - wytłumaczyłem powoli, sam zastanawiając się nad jej słowami.
- Eh to kobieca logika, Eddie. Nie przejmuj się - powiedział wygrzebując spod pościeli laptopa.
- Alfie nadal udaje nietoperza? - spytałem, przyglądając się poczynaniom przyjaciela.
- Niestety. Skąd żeś w ogóle wytrzasnął tego nietoperza wiszącego na języku w windzie?
- Musiałem mieć jakąś wymówkę, żeby iść do Patrici - powiedziałem, jakby to było oczywiste.
- A od kiedy potrzeba ci wymówka?
- Cholera, kocham ją Fabian - wyznałem nagle. Dużo wysiłku kosztowało mnie przyznanie się do tego przed samym sobą.
- Anne? - Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- No nie! - Zaprotestowałem szybko. - Patricie.
- Serio? - Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową. - Późno się skapnąłeś.
- Muszę jej to powiedzieć.
- I myślisz, że ci uwierzy? Szczególnie, że jesteś z inną dziewczyną?
- Przekonam ją jakoś - mówiłem z zapałem już myśląc, jak to zrobić.
- Wiesz, jednak dobrze, że Anna uciekła, bo faktycznie byś z nią zerwał - zakpił.
Muzyka dudniła w słuchawkach, ale prawie jej nie słyszałem. Wpatrywałem się w sufit leżąc na łóżku. Myślałem, jak przekonać znowu do siebie Gadułe... i czy na pewno tego chce. Kochać ją i być z nią, to w jej przypadku dwie różne rzeczy. Poza tym nic nie da, że podejdę do niej i powiem ,,Cześć Pat, kocham cie". Zabiłaby mnie, albo najpierw wykrzyczała, że nienawidzi, a później zabiła. Była święcie przekonana, iż tylko nią pogrywam. Nie umiałem dotrzeć do niej, ale miałem jeszcze czas. Muzyka rozbrzmiewała coraz to głośniej. Zmarszczyłem czoło. Spokojna melodia przechodziła w pisk, aż w końcu po moich uszach przebiegł piskliwy wrzask. Zerwałem z uszu słuchawki i rzuciłem nimi o ścianę, omal nie trafiając w Fabiana. Na środku pokoju pojawił się zarys kobiety z dobrze mi znaną porcelanową maską.
- Gdzie Zguba Anubisa? - spytała spokojnie, zerkając to na mnie, to na Fabiana.
- Nie wiemy - powiedziałem wstając.
- To się dowiedzcie - skwitowała i prychnęła. - Tylko szybko.
- A gdzie ci się śpieszy? Jesteś duchem - przypomniałem.
- Jestem Zgubą Anubisa - warknęła, a jej ciemne oczy usadziły mnie w miejscu. - Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, co to znaczy.
Fabian jednym ruchem zgarnął telefon z komody obok. Chwile czegoś szukał, poklikał w klawisze, a już po niecałej minucie odezwała się cicha melodyjka oznaczająca przyjście wiadomości. Rutter zmarszczył brwi przez co na jego czole pojawiła się ledwo widoczna zmarszczka.
- Jest niedaleko krypty Frobishera - powiedział zdziwiony.
- Czekaj, czekaj - wtrąciłem. - Co masz zamiar zrobić? - Zwróciłem się do kobiety.
- Obiecałam wam pomoc i to mam zamiar zrobić - odpowiedziała spokojnie. - Wiecie, co zrobiła pierwsza Zguba Anubisa, kiedy ją przywołałam błagając o pomoc? Pomogła mi, choć na swój własny chory sposób. Ona nie uratowała mnie, ale świat.


Z perspektywy Patrici
Kiedy doszłam słońce padało prosto na kryptę. Wdrapałam się na nią i usiadłam na dachu pokrytym trawą. Po chwili po prostu się położyłam delektując ciepłymi promieniami słońca. Z pozoru było przyjemnie, ale w środku czułam się paskudnie. Może od początku źle, to wszystko rozegrałam? Może lepiej by było gdybym odpuściła i zginęła. Jeżeli już zawsze mam się czuć tak jak teraz, to chyba wolałabym nie żyć. Kiedy już wszystko się ułożyło i Henot dał, przynajmniej chwilowy, spokój to ci musieli wyskoczyć z jakimś przywoływaniem. To wszystko było chore. I nagle zapragnęłam własnej śmierci. Przerażało mnie, to uczucie. Westchnęłam głośno nie otwierając oczu.
- Co tak wzdychasz? - spytała Kara z dołu.
Z niezadowoleniem otworzyłam oczy i podniosłam się. Zerknęłam na dziewczynę, która stała ze splecionymi na piersi rękoma.
- Co jest?
- Wiesz, jak pierwsza Zguba Anubisa pozbyła się drugiej? - Przekrzywiła z niesmakiem głowę. - To wcale nie była pomoc.
- Przejdź do sedna - powiedziałam i zeskoczyłam do niej.
Nie wiem ile czasu tak leżałam, ale słońce zmieniło już swoją pozycję na niebie i zostało przykryte w połowie przez białe, puszyste chmury. Zrobiło się też chłodniej. Widziałam to po lekko zaczerwienionych od ostrego wiatru policzków Kary i dreszczy na skórze. Schowałyśmy się w krypcie. Od kurzu zaczęło drapać mnie w gardle, ale ignorowałam to.
- Przywołaliście Zgubę Anubisa i nie wiecie nawet, co ma w planach? - spytałam rozgoryczona.
- Powiedziała nam, że załatwi sprawę, bo była na naszym miejscu - tłumaczyła. - Również przywołała Zgubę Anubisa szukając pomocy. Była już wtedy bliska popełnienia samobójstwa. Henot doprowadził ją do fatalnego stanu.
- Skąd to wiesz?
- W nocy przyszedł do mnie mężczyzna. Wyglądał jak średniowieczny podróżnik, wojownik. Powiedział mi, jak powstrzymano Henota przed zdobyciem serca i kazał cie ostrzec. Mówił, że nie może do ciebie dotrzeć, bo podświadomie go zablokowałaś.
- Dobra i jak jej się to udało? - spytałam. Od razu wiedziałam, że mężczyzna, o którym mówi Kara, to Lavrei.
Momentalnie zgięłam się w pół. Miliardy małych igieł wbijało się w moją skórę, a przynajmniej tak czułam. Kara upadła na kolana i jęczała jak zranione zwierze. Od razu przypomniał mi się dawny ból, kiedy miałam ochotę ukrócić go śmiercią. Było ono bardo podobne. Trudno było wziąć duży chłyst powietrza, bo nagle stało się ono gęste, jakby można było je pokroić nożem. Otworzyłam oczy, nawet nie zdając sobie sprawy, że z bólu je zamknęłam, i spojrzałam prosto w porcelanową maskę postaci stojącej naprzeciwko mnie. Czarna mgła nadal ją otulała, ale była już bardziej przejrzysta. Jej długa do podłogi złoto żółta suknia błyszczała się. Od pasa w dół miała kształt klosza, ale u góry już się zwężała dokładnie przylegając do szerokich bioder i płaskiego brzucha. Uwydatniała spory biust dekoltem z drobnymi zdobieniami. Nie wyglądała jak potwór, czego w sumie się spodziewałam.
- Byłam wtedy sama w domu - powiedział melodyjny głos. Był bardzo przyjemny, ale z nutką goryczy. - Odcięłam się od świata, a moje myśli bez przerwy kręcił się wokół skończenia tej męki. Gdybym tak zrobiła, to Henot by wygrał i zdobył moje serce. Spróbowałam więc przywołać pierwszą Zgubę Anubisa i zarówno moją poprzedniczkę, której udało się go oszukać. Przyszła do mnie i obiecała pomoc. Zaufałam jej, bo nie miałam nikogo kto by mną wtedy potrząsnął i pomógł dostrzec prawdę. Poszłam do kuchni i wyciągnęłam z szafki duży, kuchenny nóż mojej mamy. Chyba już wiecie, co zrobiłam? Przebiłam nim sobie serce. Na wylot. Dzięki temu zniszczyłam zarówno siebie jak i serce, a Zguba Anubisa zabrała moje ciało z tego świata. Henot potrzebuje całego serca, a ja własnoręcznie je zniszczyłam. - Umilkła na chwile, jakby utonęła we wspomnieniach. - To cały sekret. Jedynym sposobem na wygranie jest zranienie swojego serca.
Ból utrudniał mi myślenie, ale każde jej słowa wbijały się we mnie i tam już zostawały. Szukaliśmy pomocy, a znaleźliśmy kolejny koszmar. Szloch Kary wcale nie ułatwiał sytuacji. Słuchanie go doprowadzało mnie do szaleństwa. Chciałam podejść do niej i zabrać od niej cały ten ból.
- Która z was jest Zgubą Anubisa? - spytała poważnie, jakby również miała już dojść tej sytuacji.
Kara podniosła głowę na kobietę. Otworzyła usta, a kilka łez wślizgnęło się do środka. Nim zdążyła się odezwać zrobiłam krok do przodu i zasłoniłam ją.
- Ja nią jestem - powiedziałam oddychając coraz głośniej. Spojrzałam na Kare i bezgłośnie powiedziałam jej, żeby stąd wyszła.  - Naprawdę nie ma innego sposobu?
- Przykro mi, ale nie.
Kobieta nawet nie drgnęła, ale czułam jak ogromna siła pchnęła mnie do tyłu. Prawym udem nogi uderzyłam w coś twardego. Straciłam równowagę i runęłam do tyłu. Głową walnęłam w jakiś róg. Chciałam przesunąć rękę w prawo, ale natrafiłam na ściankę. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że leże w trumnie, w której sam Frobisher udawał własną śmierć. Panka uderzyła do mojej głowy przyprawiając mnie o zawroty. Kilka centymetrów od mojej twarzy pojawiła się maska. Słyszałam niepokojące dźwięki zasuwania czegoś, ale nie mogłam przekręcić głowy. Wysiliłam wzrok i spostrzegłam jak betonowa płyta powoli mnie zakrywa. Szła od stóp w górę.
- Nie możesz nic zrobić - wydusiłam z siebie drżącym głosem. - Ty nie żyjesz.
Pogrzebanie żywcem wcale mi się nie podobało, ale nie mogła mnie zabić. Jej sytuacja przedstawiała się jak Lavreia. Kontaktowała się z innymi, jednak fizycznie nie mogła nic zrobić.
- Wiem, dlatego ściągnęłam tu kogoś - powiedziała i spojrzała wyczekująco na wejście do krypty. Jej ciemne, długie, brązowe włosy opadły na maskę. Chciałam wstać, ale nie byłam zdolna do żadnego ruchu. Wszystko mnie bolało nie pozwalając nawet skupić wzroku. Doskonale jednak poznałam chód i głos osoby, która weszła do środka.
-  W końcu - odezwała się Anna i podeszła do mnie ukazując swoją twarz. Jak zawsze była blada, a czarne włosy okalały policzki. Na iskrzące oczy, szczególnie widoczne w ciemniejszym pomieszczeniu, opadały pojedyncze kosmyki wycieniowanej grzywki.
Na chwile straciłam przytomność, żeby znowu ją odzyskać. Po drugim razie czułam na piersi coś zimnego. Dokładnie gdzie biło moje serce. Może i wolniej, ale wciąż biło. Nie chciałam tego widzieć, więc nie otwierałam oczu. Cierpliwie czekałam, aż nóż przejdzie przez skórę i dojdzie do serca. Byłam ciekawa, czy moje imię już zniknęło z piersi tego człowieka w korytarzach. W głowie słyszałam głos. Był spokojny, jakby chciały ułatwić mi tą sytuacje. Nawet w tym momencie Lavrei mnie nie opuścił. Nie doczekałam się bólu, bo znowu straciłam przytomność i podświadomie wiedziałam, że już jej nie odzyskam.


Narrator
Na zewnątrz, pod rozłożystym drzewem o grubym pniu, siedział chłopak. Zimny wiatr targał czarnymi włosami przez co czasami musiał przeczesać je skostniałymi od chłodu palcami. Ciemne wręcz czarne oczy były skupione na wejściu do krypty. Jego twarz była nieruchoma i wyrażała smutek zmieszany ze złością spowodowaną bezsilnością. Sano wiedział, co dzieje się w środku i wiedział także, że nic z tym nie może zrobić. Za późno się dowiedział. A szkoda, bo polubił tą chodzącą po nocach dziewczynę. Była na swój sposób wyjątkowa. Dlatego też nie dziwiło go to, że właśnie ona poświęciła życie za przyjaciółkę. Było mu jej żal. Jedyna osoba, z którą lubił rozmawiać, i która go rozumiała.Gardził innymi. Nawet tą dziewczyną siedzącą obok niego z podciągniętymi do brody kolanami i zalaną łzami. Nie pocieszał jej, nie objął ramieniem choć trzęsła się z zimna. Nawet nie patrzył w jej kierunku. Wystarczająco irytujący był jej szloch. Kiedy czarnowłosa dziewczyna wyszła z krypty chłopak przyłożył dłoń do ust Tatiany, chcąc ją uciszyć. Czekał, aż zniknie za drzewami i wstał sprawnie.
- Chodź - zwrócił się do dziewczyny, która tylko przytaknęła głową.
Weszli do krypty. Panował w niej półmrok męczący oczu. Nawet cisza była nienaturalna. Dziewczyna stanęła przy wyjściu nie chcąc podchodzić bliżej. Chłopak za to nie wahał się. Bez większego wysiłku podniósł płytę, ale w środku nikogo nie było. Jej ciało zostało zabrane. Spodziewał się tego. Po obecności dziewczyny zostały tylko ślady krwi. Westchnął cicho i podszedł do mieszkanki Anubisa.
- Już wszystko w porządku - powiedział spokojnie i położył dłoń na głowie ciemnowłosej. - Po prostu zapomnij, bo już nic nie zrobisz. Twoi przyjaciele zaraz tu będą.
- Ale... Co ja mam im powiedzieć?
- Że wyjechała, bo jeżeli powiesz prawdę, to zniszczysz im życie, a tego nie chcesz?
- Nie chce.
- Ty też zapomnij.
Sano wyszedł zostawiając dziewczynę samą. ,,Takie życie" pomyślał i wtopił się w czerń lasu. Szedł na spacer, choć doskonale wiedział, że boi się ciemności. Ale przecież każdy człowiek się czegoś boi. Trzeba z tym walczyć. Może ta dziewczyna, która już nie żyła bała się śmierci, ale potrafiła to ukryć za swoim własnym murem? On też miał swój mur. Był wysoki i niedostępny dla każdego. Chłopak przeklął cicho, chcąc pozbyć się swoich myśli. Nie warto zaprzątać tym głowy. Jej śmierć będzie dla innych tylko kolejną tajemnicą, jakich wiele. Kolejną głupią historyjką.

13 komentarzy:

  1. Zabije cię! Jak mogłaś uśmiercić mi pat?? No jak?! Świetny rozdział xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. :'( Nie masz serca i tyle !
    Ale przynajmniej dłuuugi, jest co czytać xd.
    Zapraszam na mojego nowego bloga:
    http://szablonow--swiat.blogspot.com/
    Zaobserwujesz.?

    Dawno mnie tu nie było, miałam zaległości. Ale już nadrobione :D

    OdpowiedzUsuń
  3. COO?! Jak tak można?! No chamstwo! Zabije cię!!! Lepiej mi ją ożyw!

    OdpowiedzUsuń
  4. o jezu boskie boskie boskie zawsze fascynowałam się śmiercią , ale racje muszę przyznać miller MASZ JĄ OŻYWIĆ !! czekam z niecierpliwością i podejrzewam , że następny będzie dopiero w przyszłym tygodniu :D

    OdpowiedzUsuń
  5. kolejne arcydzieło <3 błagam , oddaj mi Pat ~! xd

    OdpowiedzUsuń
  6. super szkoda pat<3
    czekam na kolejny dawaj go szybko<3
    ciekawe cz eddie uwierzy że wyjechała <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział.♥
    Mam nadzieję, że Pat ożyje.

    OdpowiedzUsuń
  8. AAAAAAAAAle ZAJEBISTY rozdział. Dawaj szybko nastepny. Jestem ciekawa co zrobi Edddie gdy sie dowie ze Pat nie zyje, wiec dawaj!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. O Boże.
    Zakończyłaś tą historię... Popłakałam się.
    Najpierw zwyczajny rozdział, uśmiałam sie z nietoperza, popiszczałam jak Fabian dawał dobre rady...
    Naprawdę, jesteś niezwykła. Nigdy bym nie napisała tak wspaniałego zakończenia historii. Polubiłam tą Patt, spojrzałam na nią z innej perspektywy, ujrzałam Peddie w zupełnie innym świetle niż do tej pory. To co pisałaś, jest niezwykłe.
    Nie będzie kolejnego rozdziału? To koniec?
    Mam nadzieje, że nie zakończyłaś tym rozdziałem swojej przygody z pisaniem? Naprawdę chce czytać słowa, które napisałaś.
    Boże, nadal ryczę.
    Nienawidzę tej zołzy. Na początku wydawała mi sie spoko, bo nowa bohaterka, dajmy jej szanse. Ale żeby zrobić TO?

    - Już wszystko w porządku. Po prostu zapomnij, bo już nic nie zrobisz. Twoi przyjaciele zaraz tu będą.
    - Ale... Co ja mam im powiedzieć?
    - Że wyjechała, bo jeżeli powiesz prawdę, to zniszczysz im życie, a tego nie chcesz?
    - Nie chce.
    - Ty też zapomnij.

    To jest genialne, chyba najbardziej wzruszający moment w całym rozdziale. Zakończenie kolejnej głupiej historyjki...
    Jak to ty to ujęłaś. Niby tylko fan fiction, ale za to napisane z uczuciem, ukazałaś tu uczucia, których nie ma w innych opowiadaniach. Oddanie, szlachetność i poświęcenie.

    Podziwiam cię, błagam, napisz kolejny ff, skoro ten już skończyłaś. Ah i dobrałaś dobrą piosenkę w tle, bardzo mi się podoba i pasuje do klimatu ♥


    Pełna podziwu i nadal zaryczana
    Joylitte
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  10. Ej ale to nie koniec,nie ?Błagam oby nie! Zakochałam się w Peddie od nowa.Twoje rozdziały mnie tak wcągały że nawet nie patrzyłam na to czy chce mi się jeść czy spać.Połączyłaś starą Patricie z nową.Wredną z troszczącą się o innych.Nie mg się doczekać next'a. Musi być!! Pat odżyje!!!!
    Kc cię :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do mnie na bloga <3 http://patieddie-innahistoria.blogspot.com/

      Usuń
  11. zapraszam na bloga grupowego dla fanów TDA, mozna stworzyć ucznia lub nauczyciela, wybrać dom, zajęcia dodatkowe, klase i pokój i tworzyć dalszą historie.
    Link: http://bleblegrupowiec.blogspot.com/
    zapraszam serdecznie by się zapisać

    OdpowiedzUsuń
  12. kiedy next ??? :))))))) nie mogę sie doczekać juz noramlnie xxx

    OdpowiedzUsuń