Chwyciłam pierwsze, co wpadło mi w dłonie. Właśnie dlatego szłam teraz w kierunku kuchni ściskając z całej siły wypchanego krokodyla. W panującej ciszy, dudnienie mojego serca brzmiało jak głośne krzyki. Weszłam do kuchni i od razu w oczu rzuciła mi się siedząca na kafelkach postać. Zatrzymałam się i spoglądałam na Sano, który dopiero po chwili podniósł na mnie głowę. Światło księżyca padało na jego twarz, uwydatniając sińca pod okiem.
- Atakujesz mnie wypchanym krokodylem? - spytał cicho, marszcząc brwi.
- Akurat to miałam pod ręką - wytłumaczyłam i kucnęłam obok niego. - Co się stało?
- Nie musisz udawać, że cie to interesuje - warknął.
- Jeżeli mi powiesz, to może coś poradzimy.
- Jasne - prychnął i wziął głęboki wdech. - Jakiś koleś zaczął się sapać.
- I nie mogłeś z tego wybrnąć spokojną rozmową?
- To on się na mnie rzucił. Samoobrona, Patricio.
- Wychodzi twoje bieganie po okolicy w nocy.
Usłyszałam kolejne warknięcie wydobywające się z ust chłopaka. Kłótnia z nim nie miała, żadnego senesu skoro za każdym razem tylko na mnie warczy. Czy on myśli, że jest psem? Przewróciłam oczami i rozsiadłam się wygodnie na ziemie obok niego. Był spięty, a jego oddech szybki i trochę nie równy. Otaczała go delikatna mieszkanka męskich perfum i deszczu. Przez dłuższy czas panowało milczenie, które było przerywane tylko naszymi oddechami. W tej ciszy i półmroku moje myśli znowu wirowały przyprawiając mnie o otępienie. Drgnęłam, kiedy obok mnie zabrzmiał cichy śmiech. Spojrzałam zaciekawiona na Sano.
- Nie wierze, że co ciebie przyszedłem - powiedział, opierając głowę o szafkę. - Masz własne problemy, a ja obarczam cie swoimi. Jestem egoistą. Wiesz, co chciałbym wiedzie? O czym myślisz. Co zaprząta tą twoją małą główkę. Jesteś inna przy ludziach.
- Wydaje ci się - bąknęłam pod nosem. - Nie znasz mnie.
- Może powinnaś coś zrobić ze swoim życiem.
Sano wstał i wyciągnął w moim kierunku dłoń. Chwyciłam ją i poszłam w jego ślady. Słowa, które wypowiedział, nie uraziły mnie, choć gdyby powiedział je ktoś inny, to pewnie tak by było. Przecież ja go prawie w ogóle nie znałam. Stałam przez chwile w drzwiach, odprowadzając chłopaka wzrokiem do granicy lasu. Ciarki przechodziły po mojej skórze od samego patrzenia na tą ciemność rozciągającą się wokół domu. Zamknęłam za nim drzwi, tym razem na górną zasuwkę. Chciałam już wychodzić, kiedy usłyszałam dobrze mi znany przyjemny, ciepły głos.
- Nie przesadzaj Anna.
- Ale Eddie, ona jest jak przemoczony, bezdomny szczeniaczek. Na litości nie zbudujesz związku.
- Jakieś litości? - spytał, a w jego głosie słyszałam zdziwienie. - Nie porównuj Patrici do przemokniętego szczeniaczka.
- Przez cały was związek się kłóciliście. Tak nie wygląda para Eddie. Powiedziałeś mi, że jej nie kochasz, więc dlaczego z nią byłeś, jak nie z litości?
- Ona nie jest taka zła, jak ci się wydaje, to tylko...
- Nie tłumacz jej - powiedziała zdecydowanie. - Kiedy masz zamiar powiedzieć jej, że jesteśmy w związku?
- Nie wiem.
Przez całą ich rozmowę stałam zesztywniała, oparta o ścianę. Nie chciałam tego słuchać, ale mimo wszystko słowa wbijały się w moje myśli i tam zostawały. Czułam się paskudnie. Jeszcze gorsze było to, że Eddie wcale nie zaprzeczał. Jakby to była prawda. Zamknęłam na chwile oczy, zmuszając się do wzięcia w garść. Nienawidziłam jej. Anna, była jedną dziewczyną, którą zaakceptowałam, nie oblałam niczym. I co mi z tego zostało? Chciałam, żeby znikła z tego domu. Nie zastanawiając się, wyszłam z pralni.
- Już wiem, więc jeden problem mniej w związku - powiedziałam, oglądając ich zaskoczone miny.
- Gaduło...
Nie dałam mu dokończyć. Na jego policzku pojawił się czerwony ślad od mojej dłoni. Nawet nie wiem, kiedy moja ręka wystrzeliła do góry.
- Nidy więcej tak do mnie nie mów Eddie. Nigdy, bo skoro ja jestem przemoczonym szczeniaczkiem, to będąc ze mną, musisz być popapranym kundlem. - Przeniosłam wzrok na Anne, która stała zmieszana z boku. - Gratuluje posiadania kundla za chłopaka. Zobaczymy jak długo nad tobą będzie się litował.
- Po prostu mi zazdrościsz, że potrafię utrzymać chłopaka przy sobie - odezwała się i obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem. Czułam się przy niej gorsza, a to dobijało mnie najbardziej. - Ty tylko potrafisz walić kolesi po twarzy. Co ty chcesz tym osiągnąć?
- Mi nie zależy na byciu w związku tylko po to, żeby w nim być. A Eddie... on już automatycznie dostaje po twarzy.
- A nie no. Świetnie - dodał swoje, Miller. - Skąd w tobie tyle złości, kobieto?
- Kupiłam w biedronce po przecenie.
- Anna, możesz wyjść? - spoważniał nagle i spojrzał na swoją dziewczynę. Ta tylko potrząsnęła z niezadowoleniem głową, ale wyszła posłusznie z kuchni udają się do pokoju chłopaka.
- Dlaczego ona w ogóle tu jest? - spytałam od razu.
- Oglądamy film - wytłumaczył spokojnie i stanął przed mną. - Patt, to nie jest tak, jak wygląda.
- Posłuchaj, wiem że nie jesteśmy już razem, ale naprawdę musisz z nią tutaj paradować przy mnie? Wkurza mnie to.
- Robię wszystko, żeby tylko jakoś o tobie zapomnieć. Nie będziemy już razem, a ja nie chce utknąć w momencie, gdzie patrzymy na siebie z daleka i unikamy.
Słuchałam tego, co mówi zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, co robi. Powtarzał jak to chce o mnie zapomnieć, ale przecież mnie całował. Nawet teraz jego ręka była na moim policzku, a moje oczy piekły mnie nie miłosiernie. Biło od niego ciepło, które sprawiało, że chciałam żeby zamknął mnie w swoich objęciach. Musiał dostrzec moje trochę zaczerwienione oczy, bo przyciągnął mnie do siebie. Oparłam głowę o jego szyje, a on ręką przeczesywał moje włosy. Myślałam teraz tylko o tym, dlaczego nie może być tak zawsze. Dlaczego, to trwa zawsze tylko chwile?
- Nienawidzę cie - powiedziałam, czując jego przyjemny zapach. - Nienawidzę. Naprawdę.
- Nie potrafię się od ciebie uwolnić, ale chce spróbować. - Odsunął mnie, a ja od razu zrobiłam kilka kroków do tyłu. Tak w razie co.
- Dlaczego ze mną byłeś? Z litości? - spytałam, bo to pytanie ciągle mnie nurtowało.
- Nie wiem Patt. Może tak bardzo się nienawidziliśmy na początku, że pomyliliśmy, to uczucie z czymś więcej.
Stałam i jak idiotka wpatrywałam się w chłopaka, który wcale nie zaprzeczył, że był ze mną z litości. Nie patrzał na mnie. Jego wzrok przesuwał się po całej kuchni, ale dokładnie mnie omijał. Teraz on wziął się za podziwianie architektury? Chciałam mu to wytknąć, jednak bałam się dźwięku własnego głosu. Przypomniały mi się słowa Sano ,,Może powinnaś coś zrobić ze swoim życiem". Mogłam, ale bałam się zmiany na gorsze. Odprowadziłam Eddiego wzorkiem, aż do swojego pokoju. Zamknął cicho drzwi, zostawiając mnie samą. Czułam się taka pusta i... samotna? Mimo domu pełnego ludzi czułam się samotna. Smutek walczył z nienawiścią i upokorzeniem. Nie była, to sprawiedliwa walka. W moim sercu przegrana była oczywista, tylko kogo? Moja czy innych? Przecież jakbym nie postąpiła jestem tą przegraną. Tą, która nie powinna żyć i nie długo nie będzie. Mój wzrok przykuło coś błyszczącego. Podeszłam i podniosłam wystający spod lodówki kawałek szkła. Pewnie była to pozostałość po moim poprzednim napadzie szału. Obracałam przez chwile w dłoniach szkło i bezwiednie przyłożyłam do nadgarstka. Czułam na skórze chłód i patrzyłam na lekko wystającą żyłkę. Krew pulsowała, a w głowie huczało. Gdzieś pod grubą warstwą myśli chciał przebić się głos Lavreia. Ale skutecznie go zagłuszałam, nie pozwalając mu jednocześnie na wstęp do mojej świadomości. Jakbym straciła kontrole nad swoim ciałem, coraz bardziej naciskałam szkłem na skórę. Nawet nie poczułam bólu, kiedy małe plamki krwi zaczęły wyciekać z rozcięcia. Jak w amoku wbijałam szkoło głębiej. Chciałam poczuć ból, jaki czuje Kara. Ale może tak naprawdę, to ja cierpiałam bardziej? Moim obowiązkiem była obrona Zguby Anubisa, a użalając się nad sobą byłam bezużyteczna. Nie zastanawiając się, wstałam pozwalając odłamkowi szkła upaść na podłogę i poszłam do swojego pokoju.
Stałam nad łóżkiem Kary i patrzyłam jak jej pierś lekko się unosi, żeby po chwili opaść. Co by się stało, gdybym zatrzymała jej serce? Zabiła ją... Osunęłam się i oparłam o jej łóżko. Chciałam wyrzucić te myśli z głowy, ale one były ze mną na każdym kroku. Pokazywały mi miliony sposobów na śmierć, której nie chciałam. Ani swojej, ani innych. Nie radziłam sobie z tym sama, a nikogo nie miałam. Tylko luki w pamięci i moje marne życie. Tak bardzo nie chciałam tak żyć, a jednocześnie bałam się swojej śmierci, która miała przecież nie długo nadejść. Schowałam twarz w dłoniach, nie chcąc nawet patrzeć na ten pokój. Joy siedziała u Jeroma, więc tylko Kary oddech zakłócał moją upragnioną ciszę. Po kilku minutach doszło do tego skrzypienie łóżka i kroki.
- Patt? - Do moich uszu dobiegł cichy głos Tatiany. - Możesz to zrobić.
- O czym ty mówisz? - Podniosłam na nią głowę. Kucała na przeciwko mnie i spoglądała smutnymi, zmęczonymi, brązowymi oczami.
- Idź do niego. Wytarguj życie dla nas obu- mówiła cicho, obejmując moje dłonie. - Nie potrafię tak żyć. W każdym śnie widzę, jak mnie zabijasz. Jak zabijasz poprzednie Zguby Anubisa. Jestem tym zmęczona.
- Kara, o czym ty gadasz? Nigdy bym cie nie skrzywdziła...
- Wiem i rozumiem, że to tylko sny. Martwisz się tym, że cierpię. Kompletnie zapomniałaś o sobie, bo przecież to ty cierpisz bardziej. Dlatego powinnaś, to zrobić zarówno dla mnie jak i dla siebie.
Puściła moje dłonie i wyciągnęła z kieszeni moich dresowych spodenek chusteczkę poplamioną krwią. Jej krwią. Zgniotła ją w kuleczkę i włożyła w moją dłoń, zaciskają z całej siły palce na niej. Burza ciemnych włosów zasłaniała jej bladą twarz.
- Kiedy dowiedzieliśmy się, że serce Zguby Anubisa można zdobyć tylko poprzez dobrowolne oddanie lub samobójstwo wydawało mi się to wręcz śmieszne. Nie wyobrażałam sobie, jakbym mogła się zabić, ale teraz... rozumiem to. Fizycznie jest w porządku, jednak rozpadam się od wewnątrz. - Spojrzała na mnie błagalnie. Uniosła leciutko kąciki ust w wymuszonym uśmiechu, choć jej oczy z każdą chwilą robiły się coraz bardziej zaczerwienione. - Już rozumiem, co to znaczyło. Pewnie właśnie tak Henot wykończył moje poprzedniczki. Umarły, choć znalazły sposób, żeby nie oddać mu serca. My go jednak nie znamy. Ja nie chce podzielić ich losu, a ty jesteś moją ostatnią szansą. Inaczej wszystko potoczy się tak samo.
Patrzyłam jak jej policzki robią coraz bardziej mokre od łez. Próbowała je powstrzymywać, ale nie udawało się. Nie dziwiło mnie jej zachowanie. Poprzednie Zguby Anubisa zginęły. Może właśnie dlatego Lavrei postanowił spróbować czegoś innego. Skoro jego poprzednie działania nie dały skutku, to postanowił zagrać inaczej. Wykorzystał do tego mnie. Bawił się mną, kiedy ja uważałam go za przyjaciela. Znowu ktoś mnie zostawił... znowu zostałam oszukana. W tej chwili byłam pewna jednego. Kara miała raję. Jeżeli nic z tym nie zrobię wszystko potoczy się jak dawniej i ona również zginie. Już teraz o tym myśli, a może być tylko gorzej.
Zacisnęłam palce na chusteczce i wstałam, czując ból połamanych żeber. Kara ciągle kucała, bujając się w przód i tył ze schowaną twarzą w dłoniach. Ignorując jej szybki oddech oraz zły stan wyszłam szybkim krokiem z pokoju. Zeszłam po schodach starając się nie robić zbytniego hałasu. Przez kuchnie dostałam się do pralni, a stamtąd już na podwórze. Nie wahałam się. Od razu ruszyłam ku granicy lasu. Ciemność nie budziła we mnie lęku, bo wiedziałam, że ona na mnie czeka. Czekała już od dłuższego czasu. Wiatr targał moimi włosami i łaskotał odkrytą skórę. Miałam na sobie tylko piżamę, ale nie czułam zimna. Mimo to, palce szybko mi skostniały, a policzki zrobiły czerwone i piekły. Z każdym krokiem las pochłaniał mnie coraz to bardziej, a ciemność otulała z każdej strony, nie chcąc przepuścić przez swoje konary, choć odrobiny poświaty księżyca.
Z perspektywy Eddiego
Co jakiś czas z głośników mojego laptopa wydobywała się irytująca melodyjka i jakieś piski. Po skończeniu filmu Anna wzięła się za granie w jakieś smoczki. Po wykończeniu ostatniego, przygarnęła nowego. Poprawiła narzucony na ramiona zielony koc. Noc była dzisiaj chłodna i dopasowana do mojego nastroju. Siedziałem na łóżku, oparty o ścianę wysłuchując tłumaczeń Anny. Namawiała mnie do kupna własnego smoka. Miałem ochotę ją wykpić. Czasami naprawdę zachowywała się jak małe dziecko. Na przykład teraz, siedząc na moim łóżku i emocjonując grą. Tak bardzo różniła się od Patrici, że nawet nie potrafiłem z nią prowadzić dyskusji. Chciałem jakoś odciągnąć swoje myśli od Williamosn, ale nie koniecznie mi to wychodziło. Przemoczony szczeniaczek - nigdy tak o niej nie myślałem, ale teraz... Chciałem się nią opiekować. Przygarnąłbym takiego szczeniaczka. Westchnąłem znużony własnymi myślami. Nie wiedziałem, co czuje i co mam dalej robić ze swoim życiem. Po prostu nie widziałem go bez niej. Próbowałem ją zastąpić Anną, ale im dłużej z nią przebywałem tym bardziej mnie wkurzała. Oczywiście miała swoje dobre cechy, ale reszta była nie do wytrzymania. Mimo wszystko, lubiłem ją.
- Telefon ci dzwoni - odezwała się czarnowłosa, nie odrywając wzroku z monitora.
Sięgnąłem leniwie po telefon leżący na komodzie. Nim nacisnąłem zieloną szczałke Kara się rozłączyła. Postanowiłem zajrzeć do dziewczyn. Powiedziałam Annie, że idę do kuchni po coś do jedzenia i wyszedłem z pokoju.
Już pod drzwiami usłyszałem szloch. Wszedłem do pokoju i co zobaczyłem? Kare, siedzącą na łóżku i bujającą się jak w transie. W dłoni ściskała telefon, a drugą zaciskała na swoich ustach bezskutecznie próbując uciszyć łkanie. Omiotłem pokój szukając Joy, albo Patrici. Żadnej jednak nie było. Podszedłem do Tatiany i usiadłem na łóżku.
- Ona poszła - wybełkotała, podnosząc na mnie wzrok. - Pozwoliłam jej pójść, choć widziałam jej śmierć.
- Co jest?
Odwróciłem się na dźwięk tego głosu. Anna stała w drzwiach i ze zmartwieniem obserwowała Tatiane. Splotła ręce na piersi i czekała na odpowiedź.
- Patricia zniknęła - powiedziałem.
Anna westchnęła i wyszła z pokoju. Kazałem Karze nie ruszać się z miejsca w takim stanie, a sam pobiegłem za czarnowłosą. Zbiegłem po schodach i do salonu, ale zastałem tam tylko Fabiana i Alfiego, którzy grali w karty.
- Czy nikt w tym domu nie śpi w nocy? - spytałem zirytowany. - Widzieliście Anne?
- Kłótnia miłośna? - spytał Fabian. Wiedziałem że ma mi trochę za złe umawianie się z nią. W końcu Patt nadal była jego przyjaciółką. - Wyszła przez pralnie - odpowiedział, widząc że to poważna spawa. - Idziemy jej szukać?
- Tak. I przy okazji też Patrici.
- Co?
- Też znikła. Pokłóciliśmy się trochę - dodałem po chwili.
- Wszystkie dziewczyny od ciebie uciekają Eddie - wtrącił Alfie, szczerząc się głupkowatą.
Zignorowałem to i razem z Fabienem wybiegłem na podwórze.
Szłam przed siebie czując na plecach wbijające się w skórę spojrzenie czarnych ślepi. Podnosiłam wysoko nogi, żeby nie wywalić się o żaden wystający konar. Im bliżej byłam celu, tym bardziej dopadały mnie wątpliwości, ale nie mogłam się już cofnąć. W końcu po kilkunastu minutach marszu dotarłam do dobrze mi znanej krypty Frobishera. Nogi same mnie tu zaprowadziły, a teraz tylko stałam i ilustrowałam wzrokiem posąg. Drzwi do krypty znajdowały się po drugiej stronie. Rozważałam, czy aby nie zajrzeć do środka, ale coś przygwoździło mnie do ziemi. To samo, co prowadziło mnie aż tutaj. Najpierw usłyszałam głos, a dopiero później sylwetkę wyłaniającą się zza posągu.
- Długo ci zajęło dojście tutaj - odezwał się, a w jego głośnie brzmiała donośna nuta satysfakcji. - Widzę, że nie dałaś sobie po drodze odebrać serca.
- Przejdźmy do rzeczy - powiedziała szybko, chcąc jak najszybciej to zakończyć. - Przedyskutujmy warunki.
Postać w ciemnym płaszczu i kapturze zasłaniającym twarz zaśmiała się. Od tego dźwięku ciarki przeszły po całym moim ciele. Starałam się nie pokazać tego po sobie. Wyprostowałam się, unosząc głowę i wpatrując prosto w rozmówcę.
- Śmieszysz mnie mała - oznajmił rozbawiony. - Chcesz dyktować swoje warunki królowi i najpotężniejszej istocie, które w życiu widziałaś. Osobie, która mogłaby cie zabić jednym skinieniem dłoni.
- Gdybyś chciał mnie zabić, to nie proponowałbyś mi dojścia do Rady, Henocie - przypomniałam mu, próbując opanować drżenie głosu.
- Gwarantuje ci nietykalność, ale tylko jeżeli dołączysz do Rady. Do mnie należysz już od dawna.
- Gardzę tobą jak psem - wyznałam bez ogródek.
- Więc co tutaj robisz?
Zawahałam się. Tak naprawdę sama nie byłam pewna. Robiłam to dla Kary, czy samej siebie? Chciałam ją ratować, czy ulżyć samej sobie? Przecież mogłam robić, co chce skoro i tak miałam zginąć. Przypomniało mi się na nasze pierwsze spotkanie w szkole, albo przynajmniej pierwsze, które pamiętam. I jego słowa ,,Chce tylko twojej obietnicy, że jeśli będziesz miała kłopoty przyjdziesz do mnie."
- Powiedziałeś mi, że jeżeli będę miała kłopoty, to mam do ciebie przyjść. Jestem więc.
- Zapamiętałaś - powiedział szczęśliwy. - Powiedziałem także, że chce pokazać ci, iż człowieczeństwa można się pozbyć, a co za tym idzie także łez i rozpaczy.
W jednej chwili pojawił się przed mną i wyciągnął w moi kierunku dłoń. Trzęsłam się zarówno z zimna jak i strachu. Spod rękawa płaszcza pojawiała się koścista dłoń, owleczona resztkami skóry. Położył ją na mojej klatce piersiowej. Poczułam to samo, co kiedyś. Potęgę przelewającą się na moje ciało, ale przede wszystkim spokój, jakby wszystkie zmartwienia i problemy uleciały ze mnie. Te wszystkie odczucia owijały mnie jak ciepły, gruby koc. Miałam ochotę zamknąć oczy i zasnąć.
- Możesz tak żyć - wyszeptał spokojnie. - Musisz tylko dołączyć do Rady.
- A co z moją przyjaciółmi? Zgubą Anubisa? - pytałam, choć nie słyszałam nawet własnego głosu.
- Jeżeli dołączysz złożę przysięgę, że ich nie tknę. Przestane nawiedzać w snach i zadręczać za dnia - mówił, opatulając mnie coraz szczelniej czarnym kocem. Sięgnęłam do kieszeni spodni i wygrzebałam z nich chusteczkę z krwią Kary. Uniosłam ją w jego stronę i patrzyłam tępo jak rozpada mi się w dłoni, a drobne jej strzępy porywa nocy wiatr. - Niech to będzie dowód.
- Ja... nie wiem, co zrobić - wyznałam.
- Choć do mnie. Zostać ze mną. Bo ja cie nigdy nie opuszczę. Mój dom będzie na wieki twoim domem, do którego zawszę będziesz mogła wrócić.
Jego słowa wtapiały się w mój umysł. Wypierały inne myśli, które przyprawiały mnie o smutek. Było mi tak dobrze... Nie wyobrażałam sobie powrotu do wcześniejszego stanu. Do tamtych uczuć i bólu. Przytaknęłam głową i wzięłam głębszy wdech. Otworzyłam oczy nawet nie wiedząc, kiedy je zamknęłam. Szukałam wzrokiem oczu Henota, ale były ukryte w gęstej ciemności.
- Zgadzam się - powiedziałam, ledwo poznając brzmienie własnego głosu. Nie było w nim już strachu.
Henot zabrał dłoń z mojego ciała, a ja poczułam jak moje serce zwalnia. Trwało to chwile. Biło coraz wolniej, aż w końcu zaczęło swój nowy rytm. Wolniejszy...
- Uwierz mi, że to najlepsza decyzja zarówno dla ciebie, jak i innych - powiedział i zrobił krok do tyłu. - Teraz wracaj do siebie i pilnuj Zguby Anubisa.
Zrobił jeszcze kilka kroków do tyłu i straciłam go z oczu. Ciemność pochłonęła go, ale ciągle czułam na piersi jego dłoń. To uczucie spokoju nie minęło. Zostawił mi je tak jak obiecał. Uśmiechnęłam się, bo byłam szczęśliwa. Już nigdy nie będę musiała przeżywać tamtych emocji. Byłam wolna, jak jeszcze nigdy w życiu. Odwróciłam się na pięcie i wolnym krokiem ruszyłam drogą powrotną do Anubisa. Rozkoszowałam się chłodem i nocnym powietrzem. Byłam wolna.
Do moich uszu dobiegły jęki. Byłam dopiero w połowie drogi do domu, więc nie powinno tu nikogo być. Nie zmieniając trasy szłam przed siebie, zbliżając się coraz bardziej do jęków. Omijając jedno z drzwi zobaczyłam na poboczu, schowaną w krzakach postać. Jej czarne włosy nikły w ciemność, za to zielone oczy iskrzyły. Jej łkanie odbijało się echem. Siedziała na ziemi z podkulonymi pod siebie kolanami i głową zwróconą ku górze. Również spojrzałam w górę i od razu dostrzegłam dużego, czarnego jak smoła ptaka. Pożeracza serc, który miał prowadzić ludzi do Henota, lub pożreć serce osoby, która nie jest tego godna. Co jakiś czas ptak nurkował w dół, rozpościerając czarne skrzydła, wtedy Anna wymachiwała rękoma, chcąc go odgonić. Poniżej jej szyi, na odsłoniętym dekolcie, była mała ranka. Jakby ślad po wbitym gwoździu, albo ślad po dziobie, który chciał sobie wydrążyć tunel do serca. Stałam tylko i obserwowałam, jak dziewczyna walczy o życie. Nie miałam ochoty jej pomagać. Coś mnie blokowało. Jednak nie mogłam jej zostawić. Ptak znowu zanurkował i tym razem ominął miotające się ręce Anny. Zanurzył ostre pazury w jej skórę na piersi. Wrzask poniósł się po całym lesie, kiedy ptak poderwał się do lotu ze strzępkami skóry w szponach. Z daleka dobiegł mnie dźwięk głosu Eddiego i Fabiana. Szukali jej. Powoli wycofałam się w głąb lasu i kiedy już znalazłam się kawałek dalej, ale widziałam Anne, podniosłam rękę ku górze i spojrzałam w czarne ślepia ptaka. Nie odrywając wzroku, przefrunął do mnie i osiadł na moim nadgarstku, wbijając lekko szpony w skórę. Zatrzepotał skrzydłami i złożył je przekrzywiając łepek. Spoglądał na mnie z wyrzutami, jakby chciał powiedzieć ,,A tak dobrze się bawiłem". Nie chciałam, żeby Fabian zauważył, że to ten sam ptak, który przesiaduje u nas na parapecie od kilku tygodni.
Weszłam do pokoju i ledwo przekroczywszy próg drzwi, rzuciła się na mnie Kara. Czułam jej drżenie oraz dźwięk moich biednych połamanych żeber, które ciężko znosiły takie obejmowanie.
- Żyjesz - odezwała się po chwili, odrywając ode mnie i siadając na swoim łóżku. Zamknęłam drzwi i sama położyłam na swoje.
- Serio? Dobrze, że mówisz, bo bym nie zauważyła - zakpiłam.
- Kiedy wyszłaś miałam wizje - wyznała cicho, bawiąc się swoimi palcami u rąk. - Widziałam jak ktoś kładzie na twojej klatce piersiowej dłoń owleczoną resztkami skóry, a ty po prostu umierasz.
- Bzdety. Przecież żyje - powiedziałam szczęśliwa.- Już nic ci nie grozi, tak jak obiecałam.
Dobro i zło. Zostało to określone już na początku. Sibuna i Zguba Anubisa - dobro. Henot i jego Rada - zło. Dobro walczy ze złem. Sibuna broni Kare przed Henotem - czyli złem. Wszystko powinno być oczywiste, jak w bajkach. Tam dobro zawsze wygrywa. Jednak, czy można porównywać prawdziwe życie do książki o określonym gatunku? Ale w takim razie po jakiej ja stronie stoję przyłączając się do Henota, który zarazem każe mi chronić Zgubę Anubisa. Jaki sens ma zlecenie ochrony osoby, którą chce się zabić? Czy moje dojście do Rady, jest dla niego ważniejsze niż ona? To nie książka tylko moje życie. Nie mogę zajrzeć na ostatnią stronę i zobaczyć, co się ze mną stanie, czy będę żyć. Niewiedza jest tu największym problem. Nikt nie poprowadzi mnie za rękę i nie powie, kiedy robię źle. Bo to jest moje życie. A w swoim życiu, każdy gra główną rolę. Ja wzięłam je w garść z zamiarem przebrnięcia przez wszystko, aby tylko zobaczyć swoją ostatnią, zapisaną stronę życia.
aaa uwielbiam :D
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne *_* jak zwykle.Myślałam,że Eddie znajdzie Patricie.
OdpowiedzUsuńNo wiesz zaskoczyłaś mnie przystąpieniem Patrici do rady :d
Mam nadzieje ,że szybko dodasz kolejny ;]
I ten mój smajl jak zobaczyłam, że dodałaś rozdział *________*
OdpowiedzUsuńAnna jest fajna ale dziwna.
Ehh, kiedy oni zerwą? :D
Ale że Patricia zasiadła w radzie? Wat?
Rozdział bardzo długi, czym jestem bardzo zadowolona ;) Chyba nie muszę pisać jak wyszedł bo to chyba oczywiste, że wspaniale <333
Nie gadaj, że Williamson teraz będzie czarnym charakterem? Z resztą jak dla mnie to ona za dobra nigdy nie była.
Eddie debilu, ty weź bądź teraz częściej z Pat!
Dobra idę odpakować nową zmywarkę, bo rodzicom się nie chce xdd. Oh yeah, przed wczoraj się zepsóła a dziś mamy nową ^_^ A już się martwiłam, że bd musiała zmywać haha xd. Nienawidzę ;/
Życzę powodzenia przy pisaniu następnego. Przyzysłamy ze Stefanem buziaki <3
<3333 brak słów :))
OdpowiedzUsuńJest super ,ale Eddie to debil!!
OdpowiedzUsuńjejku on jest super już nie mogę się następnego doczekać ,3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział.
OdpowiedzUsuńNie wieżę, że Patt przystąpiła do Rady.
Czekam na next.
świetny rozdział i tak w ogóle to piękny nowy wygląd bloga , bardzo mi się podoba ;) <3
OdpowiedzUsuńAhh... Piekny i idealny!! Fajny wyglad bloga ;D
OdpowiedzUsuńxoxo,
Lost in dreams
PS: Przepraszam za bledy ortograficzne, ale pisze na telefonie.
Boże, brak mi słów.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już, dawno, ale nie dodałam komentarza. Cóż, trzeba nadrobić.
Po pierwsze- genialnie dobrałaś szablon, świetnie pasuję do klimatu opowiadania.
Zaczynamy od początku.
Anna jest dziwna. Przemoczony szczeniaczek? I Eddie też ma Patricię za przemoczonego szczeniaczka? Czy tylko ja mam jej ochotę przywalić patelnią w łeb, czy nie tylko ja?
A potem doszłam do momentu z KT. Boże, jak ty umiesz oddać uczucia, jak ja się wczułam w to opowiadanie. Nawet nie słyszałam krzyków sióstr z dołu, jak to czytałam. A drą się, jakby ich napadł Pożeracz Serc.
Fabian robił coś innego, niż mizianie się z drzwiami. Idziemy w dobrym kierunku.
Ile mózg Anny ma lat, że się zajmuje jakiś głupim smoczkiem?
Patricia policzkuję wszystkich. Mogła by mnie nauczyć, ja biorę za duży zamach i nie boli tak, jak powinno. Nie żebym kogoś biła, brzydzę się przemocą.
Ten fragment z Patricią mnie zaczarował. To jak przystąpiła do Rady... Kara pewnie ma rację, że umarła. Może jej ciało nie, ale umarła jej dusza czy coś w tym rodzaju. Skoro już czuję się wolna.
Jak czytałam, to czułam się, jakbym tam była. Nawet książki mnie tak nie wciągają. Bądźmy szczerzy, niektóre są tak nudne, że zanudzają zaraz przy stronie tytułowej.
Dobro i zło...
Ten końcowy fragment jest najlepszy ♥
Pięknie piszdolisz.
Czuję się zaszczycona, ze moje 'coś' co chyba można nazwać fan fikiem, jest czytane przez tak zacną osobę.
Masz wielki talent.
Dziękuję ci. Za wszystko.
Dobrze, ze chociaż serial sie skończył, ty nadal piszesz. To daje wrażenie, że HoA nie było tylko jakąś głupią fascynacją.
Trzmaj si skarbie
♥x♥x
plis dodaj zdjęcie anny
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuń