piątek, 9 maja 2014

Rozdział 41

Siedziałam ze skrzyżowanymi nogami na środku swojego pokoju, który wielkością mógł spokojnie dorównać salonowi w domu Anubisa, i oddychałam równo. Wdech, wydech, wdech, wydech. Miało to na celu uspokojenie mnie, ale czułam jak moje mięśnie drgają z napięcia i poirytowania. Na dodatek wiśniowa sukienka, która okalała mnie ciasno od pasa w górę miażdżyła mi żebra przy każdym wdechu. Dobrze że przynajmniej od pasa w dół opadała swobodnie do połowy ud. Oczywiście, najlepiej bym się przebrała, ale w mojej szafie były tylko sukienki. Kobiety nie chodziły w niczym innym. Prychnęłam. Medytacja jak widać nie była dla mnie, albo po prostu źle to robiłam. Siedzenie bezczynnie sprawiało, że do mojej głowy napływało coraz to więcej wspomnień i myśli, których za nic nie umiałam powstrzymać. Ten ból zadręczał bardziej niż każda rana fizyczna. Próbowałam skupić się na nadchodzącej misji i jej celu, ale moje myśli schodziły na całkowicie inny tor.

- Nienawidzę cię! - Krzyknęłam w jego pokoju. Dobrze, że nie było jego współlokatora, bo na pewno szlak by go trafił od moich wrzasków. 
- Wspaniale, ale powiedz to patrząc mi w oczy. - Eddie nie krzykną w przeciwieństwie do mnie, jednak widziałam jak jego mięśnie napinają się. Stał na przeciwko mnie z założonymi rękoma, a jego oddech był niespokojny. Wkurzył się. - Dlaczego ty znowu prowokujesz kłótnię? 
- Bo lubię! 
- Z taką dziewczyną nie da się być. 
Prychnęłam nadal nie podnosząc na niego wzorku. Przesadził i to bardzo. Skoro nie można być z taką dziewczyną jak ja, to czemu jesteśmy razem? Odwróciłam się stanowczo i ruszyłam do drzwi. 
- W środku rozmowy wychodzisz? - spytał zirytowany. 
- Skoro nie da się ze mną być, to bądź z Anną - powiedziałam i od razu tego pożałowałam. Mój głos zadrżał i zabrzmiał jakbym już płakała. Przeklęłam w myślach i złapałam za klamkę. Dłoń blondyna uderzyła o drzwi obok mojej głowy. Pociągnęłam za klamkę, ale nie ma co się oszukiwać, nie miałam, aż tyle siły. Staliśmy tak przez chwilę. Ja nie spuszczałam wzroku z drzwi, ale czułam jak jego ręka będąca tak blisko mnie drży. 
- Nie wypuszczę cię - odezwał się w końcu stanowczym głosem. - Znowu będzie tak samo, a ja mam dojść.
- To rozstańmy...
- Nie kończ. Nie chce tego. 
Przysunął się do mnie od tyłu i objął w pasie. Głowę położył na moim ramieniu. Czując jego ciepło tak blisko byłam jak zapędzona w kozi róg. Chciałam od niego uciec, a z drugiej strony odwrócić i pocałować. Zamiast tego po prostu odepchnęłam go od siebie i wyszłam z pokoju. Zerknęłam przelotnie na niego zamykając drzwi i poczułam jak rozrywa się moje serce. Jego spojrzenie było smutne, ale i wyrażało poddanie. Poddanie się co do mnie. 

I teraz także czułam ten ból przypominając to sobie. Widziałam w myślach jego oczy w tamtym momencie. Poddał się w stosunku do mnie i nie mogłam go za to winić. On był z Anną, a ja wmawiałam samej sobie, że mnie to nie obchodzi. Czy to jest miłość? Że nadal za nim tęsknie?
- Szlak mnie zaraz trafi - powiedziałam do samej siebie i wstałam z podłogi. Zesztywniałe od siedzenia mięśnie dały o sobie znać. Poprawiłam cienkie, wbijające się w skórę ramiączka i wyszłam na balkon. Pogoda rzadko się tutaj zmieniała, prawie nigdy. Słońce lekko świeciło, a wiatru jak zawsze nie było. Patrząc przed siebie jedyne co widziałam to pokryty drzewami horyzont i soczyście zieloną trawę błyszczącą się na słońcu. Mogłam spokojnie przemyśleć swoją przyszłość... tylko że nie za bardzo ją widziałam. Teraz miałam cel, pokonanie Henota, ale co będzie kiedy go osiągnę? Co ze sobą zrobię? Nie chciałam zasiąść na tronie i zgrywać królowej. To nie było...
- Uważaj! - Czyjś krzyk przywrócił mnie brutalnie do rzeczywistości.
Odwróciłam się akurat żeby zobaczyć jak wielka dłoń kieruje się w moją stronę trzymając nóż z grubą, pozłacaną rękojeścią. Moje ciało zesztywniało nie będąc w stanie się ruszyć.
- Wybacz, ale nie mogę dłużej czekać na twoje serce - przemówił Henot. - A skoro jesteś w moim świecie mogę je zabrać siłą.
Bezwiednie zamknęłam oczy czekając, aż nadejdzie ból. Zamiast tego usłyszałam jedynie ciche stęknięcie. Spojrzałam przed siebie, ale mój świat zasłaniały czarne włosy, które łaskotały moje policzki. Hiroki zasłonił mnie swoim ciałem, a ostrze wbiło się w jego pierś. Władca jednym zamachnięciem odrzucił go na bok. Z hukiem wylądował na posadzce trzymając się dłonią za ranę. Miał zamknięte oczy i wykrzywioną w grymasie bólu twarz. Chciałam do niego podbiec, ale paznokcie Henota wbiły się w moją skórę na dekolcie. Poczułam ostry kłucie, które pogłębiało się coraz bardziej. Spojrzałam wystraszona na króla, ale jego oczy były skupione na swoich palcach. Przecież... on chyba nie miał zamiaru wyrwać mi serca?! Jak gdyby ktoś spuścił kurtynę, przed oczami zrobiło mi się ciemno.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Do moich uszu docierał cichy szmer rozciągającego się sznura. Pojedyncze nici zrywały się i niknęły w puste, w której właśnie byłam. Ten dźwięk nie docierał z zewnątrz. On pochodził z mojego wnętrza, serca. Powoli, ale nieustępliwie zrywał się sznur łączący oba światy. Ziemia i Świat Błąkających Się - dla swojego wzajemnego dobra one nie powinny istnieć obok siebie. Już nie były jednością, ale żyły własnym życiem. Jak na ironię chciałam je oba ratować, ale tak naprawdę to ja byłam ich zgubą od początku.
Zgubą tych światów i Zgubą Anubisa.
Nie chciałam tego. Naprawdę. Nie chciałam wybierać między tymi światami, bo oba pokochałam, bo i tu i tam byli ludzie, których kochałam. Chciałam wrócić do siebie, ale zostawiając ten świat zginąłby on od razu. Jednak nie moje dobro się liczyło w tej grze. Od początku to ja byłam pionkiem, ale teraz mogłam zdecydować. Mój rozsądek wiedział gdzie miał zostać, a serce...
A co jeśli mój wybór też już został przewidziany? Jeszcze za nim go podjęłam...
Wątpliwości - to one zżerały od środka, niszczyły całą mnie.
Kolejny szmer i kucie w sercu, które ostrożnie zwalniało bicie w mojej piersi. Ten sznur był jak cierń. Nie, ten cierń był moim sercem. Krzyczał we mnie, że nie ma już czasu, że trzeba zakończyć to co zaczęliśmy. Moja głowa mimowolnie odwróciła się w bok i przez chwile poczułam jak spadam tylko po to, żeby po chwili stanąć przed drzwiami domu Anubisa. Moje zesztywniałe ciało zdawało się być w innej rzeczywistości, choć zarazem rwało się do przodu, aby wejść do środka i poczuć to ciepło. Ciepło domu, domowego obiadu Trudy, zapachu podejrzanych ziół Willow oraz kawy, którą Mara tak uwielbiała pić. Moje oczy chciały znowu spojrzeć na ściany tego domu, schody, na których tyle razy się potknęłam, czerwony dywan skradziony z gabinetu Victora, który stał się psem Alfiego, drzwi wyrwane z zawiasu.
Chciałam. Chciałam to zobaczyć, ale zarówno się bałam. Może tego, że jeśli to wszystko zobaczę, poczuje, będzie jeszcze bardziej boleć, kiedy przyjdzie mi odejść. Ale jeżeli to ostatni raz? Taki prezent, żebym mogła się pożegnać i zostawić wszystko za sobą?
Zmusiłam się do pociągnięcia za klamkę i uchylenia drzwi. Powoli wsunęłam się do środka stąpając delikatnie. W sumie nie wiedziałam jak działa, to całe przenoszenie. Musiałam ich zobaczyć zanim zostanę wyrzucona z tego świata jak intruz.
- Zamknijcie te drzwi bo przeciąg robicie! - krzyknęła Trudy z kuchni hałasując naczyniami.
- Co za idiota otworzył drzwi! - Zesztywniałam kiedy Jerome przeszedł centymetr obok mnie i z trzaskiem zamknął drzwi. Na rękawie jego szarej bluzy pojawiły się małe krople deszczu. Nawet nie zauważyłam, że padał deszcz. Może dlatego, że nie czułam go na swojej skórze?
 - Jest Alfie, czy znowu wyszedł na spacer z Fioną? - krzyknął wchodząc do salonu.
- Jestem! - krzyknął chłopak spod stołu. - Byłem z nią wczoraj.
- Jak załatwi się w domu, to będziesz sprzątał.
- Jestem ciekawa jak dywan może załatwić się w domu - mruknęła Mara popijając powoli prawdopodobnie kawę z czarnego kubka.
- Skoro Fabian może od miesięcy randkować z drzwiami to i dywan może się załatwić - podsumował Clark opadając na kanapę obok Mary. Jedno ich spojrzenie wystarczyło, żeby domyślić się, że są razem.
- Nie rozumiecie naszego związku! - krzyknął spod stołu Fabian. Jak oni się tam zmieścili we dwóch pod stół? Choć zawsze lepszy stół niż zamrażarka. - Poza tym mój związek i tak jest lepszy od Eddiego i Anny.
- No tak. Ty i drzwi to chociaż obustronna miłość - zakpił Clark.
Stojąc tak w przejściu do salonu i obserwując ich miałam wrażenie, że nic się nie zmienili. Czy tylko mnie tak zmienił ostatni czas i prawda? Prawda zmienia ludzi, nie zawsze na lepsze i dlatego nie mogłam dopuścić żeby ją poznali. Chciałam tylko chronić ich szczęście. Z uśmiechem, który wyrażał chyba więcej bólu i tęsknoty niż szczęścia, skierowałam się do pokoju blondyna. Moje wspomnienia o nim były radosne nawet jeżeli zdążyły już zblaknąć i nie byłam pewna czy chce je zmieniać. Bałam się tego co mogę zobaczyć. Poddając się impulsowi wsunęłam się przez małą szparę otwartych drzwi do pokoju. Od razu zamknęłam je za sobą i rozejrzałam się. Kolejny dowód, że tutaj czas jakby nic nie zmienił. Na ścianach tego samego koloru wisiały takie same plakaty, ta sama zasłona zasłaniała okno, na którego parapecie gromadziły się już małe krople wody, jak zawsze kiedy padał deszcz. Z ociąganiem w końcu spojrzałam na Eddiego. Chłopak leżał na łóżku ze swoją nieodłączną skórzaną kurtką, a czarne słuchawki leżały poplątane na dywanie. Jedną rękę miał schowaną pod poduszkę, podpierając głowę. Patrzyłam na niego przez dłuższy czas. Tak bardzo chciałam wiedzieć, czy jeszcze mnie pamięta, tęskni za mną, czy byłby szczęśliwy ze spotkania ze mną. Ja nie potrafiłam teraz nawet rozszyfrować własnych uczuć. Usiadłam przy nim i odgarnęłam rozczochrane włosy z jego twarzy. Miał spokojny oddech, ale nawet przez sen mięśnie były napięte, jakby był gotów zerwać się w każdej chwili. Oparłam czoło o jego policzek. To co czułam przy nim kiedyś wcale nie zniknęło. Ciepło, bezpieczeństwo, troskę i miłość nawet jeżeli nie umiał wyrazić jej wprost.
- Tęskniłam za tobą - powiedziałam z trudem, bo czułam jakbym miała kamień w gardle. Nawet nie zastanawiałam się, czy słychać mój głos. Tak bardzo chciałam z nim porozmawiać, więc mówiłam nawet jeżeli mnie nie słyszał i wyglądałam jak ostatnia kretynka- Wiesz, ile chce ci powiedzieć, Eddie? Mam tyle do opowiedzenia. Ale tak dużo się zmieniło, że nawet nie wiem, czy umiałabym z tobą porozmawiać gdybyś miał otwarte oczy i patrzył na mnie. Myślę... boję się, że gdybym spojrzała w twoje oczy, to już zawsze chciałabym się w nie wpatrywać. - Przerwałam żeby spokojnie odetchnąć. - Pamiętasz jak się spotkaliśmy? Nienawidziłam cie, ale szybko pokochałam, więc czemu nie może to działać w przeciwną stronę? Łatwiej by było nam się rozstać w nienawiści, choć pewnie ty i tak mnie już nienawidzisz. W końcu zostawiłam cie i wyjechałam. Ale uwierz mi, że naprawdę nie chciałam. - Podniosłam głowę i spojrzałam na jego twarz. Wstydziłam się, jednak chciałam mu powiedzieć. - Wtedy kiedy do mnie przyszedłeś w nocy, bo źle się czułam, i położyłeś obok masując mi brzuch. Ja wtedy pomyślałam, że chciałabym być z tobą na zawsze. Mieć dziecko, rodzinę i to głupie, ale nawet psa, z którym chodzilibyśmy na spacery wieczorami i nie mam tu na myśli dywanu Alfiego. Tak sobie wtedy pomyślałam i teraz nawet trochę żałuje, że ci tego nie powiedziałam. I jak teraz myślę... że widzę cię ostatni...
Przestałam mówić, bo czułam tylko jak zapadam się w sobie. Cała chęć walki uleciała gdzieś pozostawiając tylko pragnienie wtulenia się w jego ramiona. Zatopiłam palce w jego blond włosy.
- Gaduło - szepnął kładąc swoją ciepłą dłoń na moich palcach i ścisnął je delikatnie. Oczy nadal miał zamknięte, jakby mówił przez sen. - Zawsze rozpoznam twój dotyk.
- Eddie, ja chce z tobą zostać, ale nie mogę. - Nachyliłam się do niego i oparłam swoje czoło o jego. - Nie ważne, co się stanie, obiecuję, że będę o tobie pamiętać.
Trzask drzwi obudził mnie z amoku, w który bezmyślnie wpadłam. Zerwałam się z łóżka dopiero po chwili przypominając sobie, że przecież mnie fizycznie tu nie ma. Przed oczami mignęły mi tylko czarne włosy, które rzuciły się piszcząc na Eddiego.
- Eddie! Jak ty możesz jeszcze spać?! - wrzeszczała szarpiąc go za ramię dopóki nie otworzył oczu. Rozbawiła mnie udręka na jego twarzy, kiedy ją zobaczył. - Mieliśmy iść na spacer, kotek.
- Jakoś spanie zdawało mi się bardziej interesujące - odburknął i odsuwając ją od siebie wstał z łóżka. Poprawił skórzaną kurtkę i przeczesał sterczące blond włosy. Tak dobrze znałam te gesty. Spojrzał za okno, gdzie na szybie ścigały się krople deszczu.  - Pada deszcz, a ty chcesz iść na spacer? - spojrzał na nią jak na szurniętą.
- No ale mam parasol - wyjaśniła szybko chcąc zaciągnąć go na przechadzkę. Nie wątpię, że była nawet gotowa użyć siły do tego.
Chłopak westchnął i rozejrzał się po pokoju, jakby szukając czegoś. Milczał przez chwile marszcząc przy tym delikatnie czoło. Z górnego piętra dobiegł nas krzyk Joy ,,Willow, wiesz może kto znowu posadził rumianek na środku mojego pokoju!?", a po chwili odpowiedź Willow, która dobiegła z salonu ,,Noo przypadkowo mi tam wypadły nasiona!".
- No chooodź już - jęczała Anna ciągnąc go za rękaw.
- Poczekaj na mnie przed wejściem. Muszę się przebrać - powiedział i nie spuszczał z niej oka dopóki nie wyszła  z pokoju. Poczekał jeszcze chwilę i westchnął głęboko. Omiótł spojrzeniem cały pokój. - To był tylko sen, prawda? Ciebie tutaj nie ma.
- Ale... ja tu jestem. - Zrobiłam krok w jego stronę, ale coś mnie zatrzymało. Niewidzialna siła nie pozwalała mi zrobić ani kroku.
- Robię z siebie tylko idiotę - burknął znowu przeczesując włosy. - Tęsknienie za nią nie sprawi, że do mnie wróci. Nic już tego nie sprawi. Po prostu mnie zostawiła, a ja dalej jak idiota na nią czekam.
- Kochanie, idziesz?! - Zawołała go czarnowłosa. - Może mam ci pomóc?
Na samą myśl, że mogłaby go dotykać robiło mi się nie dobrze. Skoro ja nie mogłam, to jakim prawem ona by mogła? Blondyn wyszedł z pokoju ostatni raz oglądając się za siebie. Jakby naprawdę liczył, że pojawię się zaraz przed nim. Zamknął drzwi, a jego kroki powoli cichły po drugiej stronie.
- Eddie  - szepnęłam, ale prawie od razu mój szept przerodził się w krzyk. - Eddie! Eddie!
Ruszyłam biegiem za nim, ale nim dotknęłam drzwi coś pchnęło mnie w głąb pokoju. Głową trzasnęłam w ścianę, ale nie poczułam żadnego bólu. Od razu zerwałam się na nogi i ponowiłam próbę, ale z tym samym skutkiem. Nastąpiło coś czego sama bym się nie spodziewała. Wybuchnęłam płaczem jak małe dziecko. Zalewałam się słonymi łzami siedząc na ziemi i wyciągając ręce w kierunku drzwi. Jak małe, żałosne dziecko, które zamknęło się w pokoju za karę. Czy naprawdę właśnie tak powinna wyglądać potomkini boga śmierci? Ale w tym momencie naprawdę mało mnie to obchodziło. Dopiero, gdy go zobaczyłam zdałam sobie sprawę, jak bardzo za nim tęsknie. Jak bardzo chce z nim żyć.
- Mogę tu zostać - wyłkałam i ta myśl nagle zapełniła całą mnie. Przecież nie musiałam wracać do tamtego świata. - Chce tu zos...
,,Nawet nie ośmielaj się kończyć tego!" rozbrzmiał w mojej głowie potężny, silny i wręcz wściekły głos. Zniesmaczenie moim zachowaniem, jakie w nim usłyszałam otrzeźwiło mnie trochę, ale nie na tyle, żebym wstała z podłogi. Otarłam tylko mokry policzek i zamrugałam przywracając otaczającemu mnie światu wyrazistość. Przed sobą ujrzałam dobrze znaną mi osobę i prawie od razu moja rozpacz przerodziła się w złość. Jego dumna postać, obrzucająca mnie pogardliwym spojrzeniem ciemnych oczu, odgradzała drogę do drzwi.
- Nie masz prawa patrzeć na mnie z pogardą, Lavrei - powiedziałam zaciskając jednocześnie dłoń w pięść. - Nie ty, osoba, która zostawiła mnie i uciekła, kiedy jej potrzebowałam. Wiesz...
- Cicho już, jestem tu - powiedział spokojnym głosem tak innym niż ten przed chwilą. Mój nagły wybuch musiał go zdziwić, bo jego twarz przybrała teraz obraz zatroskania. Podszedł i uklęknął przede mną kładąc dłoń na mojej głowie i potrząsając nią lekko.
- Dlaczego dopiero teraz?
- Zawsze byłem przy tej dziewczynce, która znalazła się sama w lesie i musiała wyjść z krypty i dziewczynie, która za nic miała zasady, przeznaczenie i gadała z drzewami. Nawet teraz, kiedy siedzisz jak ostatnia ofiara losu, rycząc jak głupia. Jestem i zawszę będę obok ciebie.
- Ale... - chciałam tak wiele mu powiedzieć, jednak moje łzy nie chciały na to pozwolić.
- Teraz należysz do mojego świata - szepnął. - W końcu mogę cię pocieszyć tak jak zawsze powinienem.
Nachylił się i pocałował mnie w czołu. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że poczułam ten pocałunek. Czułam jego dotyk, co wcześniej było nie możliwe. Tak, teraz należałam do jego świata. Nie kontrolowałam własnego ciała, które wepchnęło się w jego objęcia, silne ramiona, które oplotły mnie całą i zakryły przed bólem.
- Nie potrafię tego zrobić - powiedziałam w jego koszule. - Myśl, że go więcej nie zobaczę jest zbyt przerażająca. Dlaczego Lavrei? Przecież walczyłam do końca, więc dlaczego i tak przegrałam?
- Czemu mnie pytasz, skoro znasz odpowiedź? Od początku wiedziałaś, że pomimo zwycięstwa odniesiesz własną porażkę. - Odsunął mnie stanowczo od siebie i spojrzał w oczy. - Odejdź i pozwól im być szczęśliwymi.
- Ale to trudne...
Z powrotem zatopiłam się w jego objęciach. Jego obecność uspokajała mnie. Wprowadzała w letarg...
Tępy ból szarpał moim ciałem. Rozdzierał moją pierś i odbierał oddech.
Czarna kurtyna powoli się podnosiła. Zaczęły również dochodzić do mnie głosy wokół.
Powoli podniosłam powieki. Spoglądały na mnie puste, martwe oczy Henota. Ból nie ustąpił, ale i nie pogłębiał się. Spojrzałam w dół na swoją pierś, w które zatopione były białe palce. Przez podróż do tamtego świata byłam oszołomiona i nie potrafiłam zrozumieć sytuacji. Ktoś chwycił za nadgarstek dłoń Króla i powoli wyciągnął palce ze skóry. Sapnęłam z bólu. Gdy tylko zostałam uwolniona od martwego ciała upadłam na kolana, które nie miały już siły mnie utrzymać. Teraz nawet zimna posadzka balkonu nie mogła mi przeszkadzać.
- Przyduś do rany. Zobaczę co z Hirokim. - Mówiąc to Sano podał mi białą chustkę, która od razu po przyłożeniu do rany zabarwiła się na czerwono.
Uniosłam głowę i spojrzałam na Sano, który klękał już przy czarnowłosym. Chłopak był nie przytomny, a spod czarnych włosów widać było kałużę krwi. Zwróciłam wzrok na postać leżącą nie daleko mnie. Henot leżał na brzuchu z nożem w plecach. Był to nóż, który wcześniej poplamiliśmy moją krwi. Tylko ona mogła go zabić. Król pragnął mojej krwi jako nadziei i nowe życie, a była ona również jego końcem. Uczyniła go fizycznie śmiertelnym przez co rany nie mogły się już zagoić. Powinnam być teraz szczęśliwa, ale miałam ochotę się rozpłakać i jak małe dziecko schować w szafie, aby nikt mnie nie widział. To nie było zwycięstwo.
- No już obudź się - mówił Sano potrząsając czarnowłosym lekko.
Spojrzałam na nieruchomą twarz Hirokiego.

- Co chcesz osiągnąć?
- Anubis chce zniszczyć ten świat, bo wyszedł spod jego kontroli, ale nie zrobi tego jeżeli władać nim będzie jego córka. Natomiast Henot niszczy ten świat, a jeżeli będzie mógł przedostać się fizycznie do twojego to go również zniszczy. 
- Ale po której ty jesteś stronie? 
- Chce żeby ten świat przetrwał. Wiesz na czym polega problem? Ludzie zaczęli tutaj żyć, wiązać się, zakładać rodziny. Rodzą się dzieci, które pochodzą z tej ziemi. Mieszkałaś tu trochę, więc pewnie zauważyłaś, że ten świat nie przypomina piekła. Jest namiastką raju, ale ja chce żeby on stał się rajem. 

On nie mógł umrzeć. Musiał zobaczyć jak ten świat zmienia się w raj. Chciałam do niego podejść, ale jak tylko spróbowałam wstać dopadł mnie kaszel. Zasłoniłam usta dłonią, a kiedy ją zabrałam została na niej krew. Palcem otarłam kącik ust z lepkiej, czerwonej cieczy.
Kaszląc krwią coraz bardziej zaczęłam się zastanawiać, czy ja będę mogła zobaczyć jak ten świat zmienia się w raj.


6 komentarzy:

  1. Musiałaś? Kurde, wiedział, że ona tam jest. To okropne! Niech Pat już wróci do Anubisa, spojrzy na Eddie'go, rzuci mu się w ramiona i będzie happy ending! Mój tok myślenia >>>>>>>>>>>>
    Długo kazałaś czekać nam na rozdział. To nieładnie z twojej strony. I był za krótki. A to drugi minus. Chociaż blog cudowny, a rozdziały niesamowite i wciągające. A za to milion wielkich plusów. Ehh, co ja z tobą mam...
    Czekam na kolejny rozdział!

    xoxo,
    Lost in dreams

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak. Teraz już spokojnie mogę iść spać.
    Codzinnie kilka razy dziennie sprawdzałam bloggera by zobaczyć czy nie dodałaś przypadkiem rozdziału. Dziś, jak zawsze przed spaniem, wchodze na różne blogi i czytam. No i wchodze na bloggera i patrze... 'Nie to nie możliwe...' przybliżam ekran ( jestem na telefonie) i... Ojeju! Dodałaś rozdział, który jest wręcz idealny. I ten wątek z Eddiem oczywiście najlepszy, hyhyhy.
    I to na końcu jak Sano uratował sytyacje. Też strasznie mi się podoba ten wątek. Fajne jest to, jak wplatasz do opowiadania wspomnienia (te wytłuszczonym drukiem). Daje świetny efekt.
    Końcówka- strasznie drastyczna. Zastanawiam się czy aby na pewno Henot umarł. I co dalej z Pat i Hirokim?
    Zabrakło mi w tym rozdziale tych dwóch głupków. A może to oni uratują sytuacje?
    No! Jestem tak strasznie zadowolnona z tego rozdziału, że gdybym nie była tak śpiąca zaczełabym tańczyć ze szczęścia ccccc:
    Mam nadzieje że nie będziesz kazała nam (MI) tak długo czekać na następny rozdział :*****
    Czekam wytrwale :P
    Kckckckckckckckckckc

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie się cieszę że dodałaś rozdział....Mam nadzieję że na kolejny nie będziesz kazała tak długo czekać <3 Kocham to co piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  4. brak mi słów , to jak wróciła do Anubisa .. Świetne

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam, błagam, błagam powróć Peddie! Kocham twoje opowiadania!!!! Zapraszam :
    http://malinkowa14.blogspot.com/

    Mam nadzieję, że ci się spodoba jak tak to zostaw coś po sobie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow!Świetne!Tylko pozazdrościć pomysłów ;33 Czekam na kolejny rozdział ! <33
    Serdecznie pozdrawiam, mam nadzieję,że wpadniesz w wolnej chwili :
    http://maaaaalikkk.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń